28 lutego 2015

Rozdział 7



Gwendolyn



Kiedy się już wyszykowałam i przywitałam, ze wszystkimi gośćmi wyszłam do ogrodu. Lucy obiecała mnie kryć przed Lady Aristą. Zaczęłam spacerować między roślinami, rozmyślając o wszystkim i robiąc się przez to z każdą chwilą smutnawa. Czułam w środku, że czegoś mi tak naprawdę brakuje.

- A czy twój książę z bajki nie powinien cię teraz pocieszać? - Podniosłam wzrok i ujrzałam Xemeriusa. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, lecz mój gargulec jest cały spochmurniały.

- Xemerius! – Pisnęłam z radością. Ale po chwili ją odgoniłam, widząc jego narastający smutek. – Co się stało? Gdzie byłeś przez ten czas?

Gargulec piskliwie westchnął i spojrzał na mnie.

- Cóż kopciuszku, moja wybranka serca mnie opuściła. Stwierdziła, że zadumo pożeram kotów. –

Wybuchnęłam śmiechem.

- Czyli przerzuciłeś się na koty. – Stwierdziłam. – I teraz sobie tylko wyobrazić co by było z kotem, jak bym ci go kupiła?



Gideon



W progu drzwi posiadłości Montrosse zastałem Lucy. Kobieta ma na sobie czerwoną sukienkę przed kolano z paskiem okalającym ją w pasie i czarne czółenka. Nadgarstek zdobi czarna bransoletka ze złotą zawieszką w kształcie serca. Wszystko dopełnia czarna kopertówka wysadzana małymi złotymi ćwiekami. Włosy ma fikuśnie spięte z tyłu. Cały strój jest dość szykowny.

- Pani Bernhard. – Musnąłem dłoń kobiety. – Miło mi panią ponownie widzieć.

- Witaj Gideonie. Wszyscy już czekają. – Kobieta wpuściła mnie do środka.

W spiąłem się po schodach prowadzących do salonu. W progu drzwi prowadzących do pokoju Charlotte podbiegła do mnie i mocno przytuliła.

- Fajnie, że już jesteś. - Odparła Charlotte przepełniona radością. – Zaraz kroimy tort. – Pisnęła.

Rudowłosa jest ubrana w różową sukienkę z koronki, czarne sandałki na obcasie i kolczyki w kształcie serca. Wszystko dopełnia czarna torebeczka.

- Też się cieszę. Wszystkiego najlepszego. – Pocałowałem przyjaciółkę w policzek.

Zacząłem się rozglądać za drugą jubilatką, lecz nigdzie jej nie mogłem znaleźć.Przeszukałem chyba cały dom włącznie z dachem. Kiedy wróciłem na dół, ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłem się z nadzieją, że ujrzę ukochaną. Myliłem się, za mną stała Lucy.

- Gideonie, czy wszystko w porządku? – Zapytała melodyjnym głosem.

- Szukam Gwenny. Nigdzie nie mogę jej znaleźć. – Uśmiechnęła się delikatnie.

- Spróbuj w ogrodzie. – Uśmiechnąłem się do kobiety i ruszyłem za jej radą.

Na dworze ujrzałem szatynkę spacerującą. Nagle wybuchnęła śmiechem.

- Czyli przerzuciłeś się na koty. – Stwierdziłam. – I teraz sobie tylko wyobrazić co by było z kotem, jak bym ci go kupiła?

Zmarszczyłem czoło. Na pierwszy rzut oka stwierdziłem, że gada do siebie, ale po chwili skapnąłem się, że wróciła jej zguba. Xemerius. Ten gargulec to dar, a zarazem przekleństwo. Zawsze jest wszędzie a Gwenny wie zazwyczaj o wszystkim nim zdążę jej cokolwiek powiedzieć. Dziewczyna skinęła głową i odwróciła się do mnie przodem. Jedyne co przychodzi mi do głowy to WOW! Wygląda niesamowicie. Ma na sobie czarno kremową sukienkę bez ramiączek. Dłuższą z tyłu a krótszą z przodu. Do tego czarne czółenka. Zdobi ją czarno srebrna biżuteria. Jej włosy są specjalnie lekko odgarnięte do tyłu. Oczy ma pomalowane ciemnymi cieniami a usta zdobi różowo kremowa pomadka. Cały efekt jest zniewalający. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i podeszła.

- Kochanie zamknij buzię. – Powiedziała, dotykając mojej brody.Wykonałem polecenie dziewczyny i przysiągłem ją do siebie.

- Wszystkiego najlepszego. Osiemnastka co? – Wyszeptałem, po czym pocałowałem Gwendolyn.



Charlotta



- Gdzie Gwendolyn? – Lady Arista zaczyna się niecierpliwić.

- Nie mam pojęcia, niedawno ją widziałam. – Zaczęłam się rozglądać za nieznośną kuzynką.

Do czego ona nam jest w ogóle potrzebna? Mój wzrok zatrzymał się na oknie z widokiem na ogród. Krew zaczęła się we mnie gotować. My tu na nią czekamy z tortem, a ta obściskują się na dworze. Biedny Gideon. Musi ją znosić. Tylko nie rozumiem, czemu wybrał ją, a nie mnie. Przecież mam wszystko, co pociąga chłopaków, a on woli tą…

- Charlotte. – Usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam się przodem do niego i ujrzałam Paula. – Wszystkiego najlepszego. –Pocałował mnie w polo liczek. – Wiesz gdzie znajdę swoją córkę. –

Przewróciłam oczami, po czym pokazałam brodą na ogród.

Zakładam, że gdybym miała ten gen, Gideon nie zwróciłby na nią uwagi. Co ja gadam. Przecież by tak było. Przeniosłam wzrok na Pola i dostrzegłam, że napiął wszystkie mięśnie.

- W porządku? - Nic nie odpowiedział.

Odwrócił się i ruszył w stronę Lucy. Zaczął coś do niej mówić a ta nagminnie go uspokajać.



Gwendolyn



Po pokrojeniu tortu podeszłam do ojca. Odkąd wróciłam z Gideonem z ogrodu cały czas czuję na sobie jego spojrzenie. Podeszłam do mężczyzny nie pewnym krokiem.

- Wszystko w porządku? – Zaniepokoiłam się.

- Owszem. A czemu pytasz? – Wzruszyłam ramionami.

Po krótkiej chwili Lucy do nas podeszła i mocno mnie przytuliła.

- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. – Uśmiechnęłam się do kobiety. – Słyszałam od Madame Rossini, że Gideon nareszcie uległ jej czarowi. – Zaśmiałam się. Lucy naprawdę dobrze naśladuję Madame Rossini.

- Można tak powiedzieć. Chociaż nie chce mi się w to wierzyć, a sama widziałam.

- Podobnie kiedyś było z Paulem. Myślę, że wszyscy de Villiers mają to w sobie. – Obie zachichotałyśmy, widząc udawaną, arogancką minę Paula.



Gideon



Miło było popatrzeć na Gwenny śmiejącej się razem z Lucy. Muszę przyznać, że mój drogi kuzyn z takimi minami spokojnie mógłby występować w kabarecie. Dlaczego Gwendolin ciągle odmawia?

- O czym tak myślisz. – Gwenny szepnęła mi do ucha, stojąc za moimi plecami. Odwróciłem się do niej przodem i zadziornie uśmiechnąłem. Teraz albo już nigdy. Pomyślałem.

Ukląkłem przed nią, na jedno kolano trzymając jej dłoń. Poczułem jak wszystkich spojrzenia, kierują się na nas, a raczej na mnie.

- Gwenny. – Wziąłem głęboki oddech. – Zadaje ci to pytanie po raz trzeci. – Dziewczyna się uśmiechnęła. – Wyjdź za mnie. – Spojrzałem jej prosto w oczy. Usłyszałem za plecami, jak coś się tłucze.

- Gideonie. – Szepnęła. – Już dawno się zgodziłam.

Moje serce zabiło mocniej i szybciej. Zgodziła się!!! Ale kiedy wcześniej. Puźniej będę musiał ją wypytać. Wypuściłem powietrze z płuc i nałożyłem jej pierścionek.



Charlotta



Czemu Grace musiała akurat dzisiaj rano wyjechać w sprawach biznesowych? Nic i Caroline to jakiś koszmar. W końcu miałam dość i wpuściłam do ogrodu. Ci dwoje to istny Armagedon. Wzięłam swój talerzyk z tortem, a między czasie wszyscy ucichli. Odwróciłam się przodem do wszystkich i ujrzałam Gideona klęczącego przed Gwendolyn na jednym kolanie.

Podeszłam bliżej i szok.

- Gwenny. –Na chwile przystał. Mam nadzieję, że się opamiętał. – Zadaje ci to pytanie po raz trzeci. –CO?! Wcześniej się oświadczł?!!! Dziewczyna się uśmiechnęła. – Wyjdź za mnie. – NIE to miałam być ja, na te słowa wypuściłam talerzyk z rąk.

Kilka osób spojrzało na mnie. Dostrzegłam mamę podchodzącą do mnie. Nie usłyszałam jej odpowiedzi, ale mam wielką nadzieje, że się nie zgodziła. Mama przytuliła mnie czule. W jej objęciach lekko się rozluźniłam, ale i tak nie powstrzymałam łez. Kobieta zaprowadziła mnie do pokoju.

- Mamo, dlaczego on to robi? Przecież to mnie kocha. – Szlochałam.

Ględa usiadła obok mnie i przytuliła.

- Na pewno się opamięta i zerwie zaręczyny. – Zaczęła. – Przecież widzę, jak na ciebie patrzy. – Uśmiechnęłam się lekko. - Bez dwóch zdań jeszcze będzie cię błagał, abyś go przyjęła.



I co powiecie na taki rozdział? 
Mamy nadzieję, że będzie dużo komentarzy. 
Sprawiacie, że chce nam się pisać. ;-D
Ps. Dziękujemy za ponad 2000 wyletnień. 


24 lutego 2015

Rozdział 6



Gwendolyn



W momencie założenia ostatniego dodatku, mojej kremowej sukni sięgającej mi do kostek Madame Rossini zaczęła zachwycać się swoim dziełem. Nie, żeby inne stroje w jej wykonaniu nie były imponujące. Ale ta suknia ma coś w sobie. Może to te koronkowe wykończenia albo chodzi o jej krój. Sama już nie wiem. Uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze.

- To co? Może zdjęcie łabędzia szyjko? - Kobieta jest widocznie podekscytowana.

- Czyta mi pani w myślach.

Podaje telefon komórkowy kobiecie i pozuję do tradycyjnego, pamiątkowego zdjęcia. W momencie, kiedy kończymy do pracowni, wchodzi Gideon. Ma na sobie czarny frak i marynarkę oraz spodnie. Pantofle idealnie współgrają z całym strojem. Wszystko dopełnia śnieżno biała koszula oraz mucha. Po chwili dostrzegam, że na rękach ma czarne skażane rękawiczki, które powoli ściąga.

- Manyfic!!! Buntownik nareszcie uległ mojemu czarowi. - Madame Rossini wygląda, jag by miała, zaraz zemdleć z zachwytu, a ja powstrzymywałam wybuch śmiechu.

Brunet dostrzegł moją reakcję i zbliżył się do mnie kilka kroków z udawaną poważną miną.

- Aż tak bawię panią, panno Shepherd? – Spojrzałam mu prosto w oczy.

- Cóż panie de Villiers, owszem pan mnie bawi. – Odparłam udawanym poważnym tonem.



***



W chwili, gdy Gideon zatrzymał samochód, podniosłam wzrok i ujrzałam ogromny korek ciągnący się przez kilka ulic.

- Cholera! – Warknął brunet, uderzając dłońmi w kierownicę.

Przewróciłam oczami i oparłam głowę o szybę drzwi. Nie słychać nic prócz cichego radia. W Momocie, kiedy zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka, pogłośniłam radio i zaczęłam ją śpiewać.




Gideon oderwał wzrok od ciągnącego się sznury pojazdów i przeniósł go z uśmiechem na mnie. Głęboko spojrzałam w jego błyszczące zielone oczy, a ten wyszczerzył zęby w szeroki uśmiech niewiniątka.

- Co? – Moje spojrzenie stało się przenikliwe.

- Wyjdź za mnie. – On jest głupi czy ślepy?

Pogłośniłam bardziej odtwarzacz i zaczęłam dalej śpiewać.

-  I, I love you like a love song baby
   I, I love you like a love song baby
   I, I love you like a love song baby



***



Gideon



Odwiozłem Gwenolyn do domu i sam pojechałem do siebie, aby się przebrać w Garnitur. Siedzę w samochodzie i boję się tego, co mogę tam zastać. Po moim powrocie w mieszkaniu był istny chlew, a swojego braciszka zastałem w wannie kąpiącego się w spaghetti. Nie mam pojęcia i nie chcę wiedzieć, jak on to zrobił, ale od tamtego czasu boje się tego, co wymyśli.

Ostrożnie otwieram drzwi wejściowe i niepewnym krokiem przekraczam próg domu. Rozglądam się, w okuł i oddycham z ulgą. Wszystko jest na swoim miejscu.

- Jesteś kompletnym idiotą!!! – Znam ten głos.

Ktoś trzasnął drzwiami od pokoju Raphala. Nagle do salonu wbiegła lekko roztrzęsiona Leslie. Jej oczy i policzki są czerwone od łez. Co tu się działo? Na mój widok znieruchomiała.

- Less. Wszystko w pożarku? – Zaniepokoiłem się.

- Nic nie jest w porządku! Twój brat to skończony kretyn! – Z tarła z policzka łzy.

- Co on znów zrobił?

- Sam idź, zobacz. – Coraz bardziej szlochała. – Ale przyrzekam, że jeżeli znów go zobaczę, to gołymi rękami uduszę. – Warknęła i wybiegła z mieszkania.

Ruszyłem do pokoju brata, aby wyjaśnić tę całą sytuację. Już za drzwi słyszałem żeński głos.

- Raphaël qui est-elle? (Raphael kim ona jest!?) – Ten głos i akcent kogoś mi przypominają.

- Ne t'en fais pas. Je vais lui parler plus tard. ( Nie przejmuj się nią. Później z nią pogadam). – W co on do cholery pogrywa?!

Wpadłem do jego pokoju jak burza.  Na łóżku bruneta siedzi blondynka o jasnej cerze i niebieskich oczach. Jej włosy spływają na ramiona kaskadami. Ze skądś ją znam. Zacząłem przekopywać szufladki pamięci. Emma. Była dziewczyna Raphaella. Rozstali się w dnu jego wyjazdu z Francji.

Oboje przenieśli wzrok na mnie.

- To nie tak jak myślisz! – Zareagował, automatycznie wstając.

- Honey ce qui se passe? (Skarbie, o co tu chodzi?) – Raphael spiorunował dziewczynę wzrokiem.

Podchodzę do nich bliżej. Jestem wściekły jak nigdy na brata. Próbuję powstrzymać wybuch i zachować zdrowy rozsądek.

- To z łaski swojej mi wyjaśnij. - Mój głos stał się chłodny.

Brat wziął głęboki oddech, podszedł do mnie, chwycił za nadgarstek i ruszyliśmy do salonu.

- Chodzi o to, że … - Do pokoju weszła francuska, a chłopak zaczął swój monolog, tłumacząc całą sytuację. Zjawiła się pod drzwiami jakiś czas temu z nadzieją, że ponownie będą razem mimo takiej odległości, nie chciała przyjąć do wiadomości, że nie są już parą i błagać go o to, żeby do niej wrócił.

Ciężko mi uwierzyć w tę całą historię. Nie rozumiem, po co ona przeleciała taki kawał drogi tylko po to, żeby Raphael do niej wrócił. To nie ma najmniejszego sensu.




Mamy nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Kolejny rozdział jest już gotowy, więc spodziewajcie się go o każdej porze dnia i nocy. ; -D 

Zachęcamy do komentowania i życzymy udanego tygodnia. <3





23 lutego 2015

Waszym zdaniem i co myślicie.

To okładka naszej wersji dalszych przygód Gideona i Gwendolyn. Została stworzona przez Nikole.
   
Jak wam się podoba? 

Chciałybyśmy, abyście napisali, do czego może nawiązywać tytuł i o co chodzi z tym kluczem. Całą historie mamy już od dawna zaplanowaną. Każde wydarzenie po kolei. Gorzej z przełożeniem tego na papier. Mało czasu. Tak dla waszej informacji, kolejny rozdział już kończymy i powinien się ukazać niebawem, ale żeby się tak stało, prosimy o co najmniej PIĘĆ odpowiedzi. 
Szablon by Katrina S