27 marca 2015

Rozdział 10



~Gwendolyn~




Spotkanie w smoczej Sali jeszcze trwało, ale i tak wysłano mnie z doktorem Wajtem do jego gabinetu. Przysiadłam na krześle przy jego biurku i zaczęłam go obserwować.

- Nie rozumiem, po co to wszystko. Przecież nie mogę być kluczem, bo jestem podróżnikiem. To zaprzecza samo sobie. – Stwierdziłam.

- Wiem, ale Falka czasem nie przegadasz. – Poparł mnie Jake.
Doktor wyjął z szafek potrzebne przyrządy do pobrania krwi i podszedł do mnie. Cały czas obserwowałam go z zafascynowanie.

- Proszę, abyś teraz się nie ruszała. – Skinęłam głową i zaczęłam miarowo oddychać.

Mężczyzna zdezynfekował odpowiednie miejsce i przeszedł do działania. Poczułam niekomfortowe ukucie. Zacisnęłam usta, aby nie wydać syku. Po kilku sekundach było już po wszystkim.

- Dziękuję, mam wszystko, co potrzebuję. – Powiedział, wkładając probówkę z moją krwią do specjalnego pojemnika.

- Mam nadzieję. – Mruknęłam.

- Proszę się rozchmurzyć panno Gwendolyn. Zawsze mogło być gorzej.

- W sumie ma pan rację. Zawsze mogli kazać panu mnie pokroić. – Odparłam ironicznie.

Mężczyzna się uśmiechnął i odwrócił do mnie plecami. Nagle za niego wyłonił się mały chłopiec. Robert przysiadł na biurku ojca i wyszczerzył zęby w szeroki uśmiech.

- Hej Gwendolyn. – Uśmiechnęłam się do niego. – Fajnie, że cię znalazłem. Twój kot nie chce się ze mną bawić. - Poskarżył się. Przypuszczam, iż na Xemeriusa.

- Nie jestem kotem! – O wilku mowa. Gargulec wystawił głowę przez ścianę.

- To niby czemu masz uszy i ogon? – Chłopiec zaczął się sprzeczać.

Xemerius przeszedł cały przez ścianę i podszedł do syna doktora, po czym wzniósł się w powietrze.

- Bo jestem wielce szanowanym Gargulcem, a nie kotem. Patrz! – Wskazał na swoje skrzydła. – Koty ich nie mają! - Szczerze jest to lepsze od komedii. Przydałby się jeszcze popcorn.

- No i co, ale nadal nie chcesz się ze mną bawić. – Bez przerwy obserwowałam ich z zaciekawieniem. – Dlaczego? – Zajęczał chłopiec.

- Bo mam lepsze rzeczy do roboty. Na przykład pożeranie takich jak ty! – Warknął Gargulec. Teraz to przesadził.

W tym Momocie miałam gdzieś obecność doktora Wajta. Wzięłam głęboki oddech i wstałam.

- Przestańcie obaj! – Podniosłam głos, a mężczyzna się na mnie spojrzał, ale nic nie powiedział. Chłopiec i Gargulec zamilkli i spojrzeli na mnie. – Jesteście nie do wytrzymania. Robercie Xemerius nie jest kotem, mimo że na owego wygląda, a ty — Wskazałam Xemeriusa. – Mógłbyś pobawić się z Robertem. Myślę, że dobrze by ci to zrobiło.

- Ale… - Zaczął, lecz widząc moje ostrzegawcze spojrzenie, poddał się i poszedł z chłopcem.

Opadłam z jękiem na fotel. Ci dwaj z dnia na dzień robią się coraz gorsi w stosunku do siebie. Przydałaby im się terapia dla par.

- W porządku? – Zaniepokoił się doktor Wajt.

- Raczej tak... – Wstałam i zaczęłam iść do wyjścia.

- O Gwendolyn. - Jake mnie zatrzymał. – Proszę iść do sali z Chronografem.

- Dobrze dziękuję panu. – Uśmiechnęłam się do niego.

- Cała przyjemność po mojej stronie.



~Gideon~




Falk wysłał Gwenny wraz z doktorem Wajtem do jego gabinetu. Mój kuzyn uparł się na badania krwi rubinu. Osobiście sądzę, że to bezcelowe. Przecież Gwendolyn jest dwunastym podróżnikiem, a nie kluczem. Gdyby nim była już z pewnością o tym byśmy wiedzieli. Dziwi mnie jeden szczegół, którego ci idioci nie zauważają.

-w takim razie to może okazać się przełomem. Podróż w przyszłość.- Odezwał się jeden ze strażników.

-Owszem o ile te zapiski mówią prawdę, to krew rubinu jest znacznie cenniejsza, niż przypuszczaliśmy.- Zachwycił się Falk.

No nie zaraz coś mnie trafi. Ci idioci naprawdę tego nie zauważyli. Westchnąłem ciężko.

-Co dokładnie pisze w zapiskach?!- Zabrałem głos, a wszyscy zamilkli.

-Coś się stało Gideonie?- Mistrz loży podniósł kartki i zaczął odnajdywać odpowiedni fragment.- Znalazłem... klucz jest zrodzony z dwójki podróżników, których miłość przeszła wiele prób...

-A jest tam może o tym, że klucz jest jednym z podróżników?- Nie wytrzymałem.

-Gideonie, do czego zmiatasz...?- Wszyscy spojrzeli na mnie.

-W zapiskach jest mowa o tym, że klucz jest dzieckiem dwójki podróżników, ale nie ma tam wzmianki o tym, iż ten klucz jest podróżnikiem. Dla tego wątpię, że chodzi o Gwendolyn.- Mistrz loży zaczął wypatrywać się we mnie chyba z podziwem.- Stwierdzam tylko fakty.- Szybko dodaję.

-Cóż słuszne spostrzeżenie. Weźmiemy je pod uwagę.

Debatowaliśmy jeszcze przez jakiś czas a później wysłano mnie na elepsję. Chciałem czekać na Gwenny, ale pan Gorgan zapewnił mnie, że za nie długo do mnie dołączy. Szczerze byłem zbyt zmęczony na kolejne sprzeczki. Mężczyzna nastawił chronograf na spokojny wieczór w 1925 r. Kiedy, Kilka razy zmieniłem pozycję, aż przystałem na leżącej. Głucha cisza zaczęła na mnie działać jak kołysanka. Po jakimś czasie odpłynąłem.




~Gwendolyn~




Kiedy dotarłam do pomieszczenia z chronografem, zostałam w nim pana Giordano. Ustawił chronograf na odpowiednią datę i uprzedził mnie, że Gideon już tam czeka Włożyłam palec w odpowiednie miejsce, po czym poczułam ukucie. W żołądku zaczęło mi się wszystko przewracać a głowa lekko pulsować. Coś takiego zawsze miało miejsce przy przeskoku.

Kiedy wylądowałam w pomieszczeniu z zieloną sofą, było tu dziwnie spokojnie. Nawet jak na miejsce, w którym miał się znajdować sam Gideon. Zaczęłam się rozglądać z niepokojem, a do głowy napływało tysiąc myśli na raz. Wszystkie negatywne. Po chwili się uspokoiłam, zauważając bruneta pochrapującego na kuzynce sofie. Podeszłam do niego, odgarnęłam kilka niesfornych kosmyków z twarzy i cmoknęłam w miejsce między brwiami. Jest taki uroczy, kiedy śpi. Przykucałam przy nim i zaczęłam w niego wpatrywać. Mogłabym to robić bez przerwy. Wygląda tak uroczo i bezbronnie. Zaczęłam się delikatnie bawić jego włosami.

- Wiem, że byś chciała takie, ale skarbie one są moje. - Wymamrotał Gideon pod nosem, po czum leniwie otworzył oczy, odsłaniając swoje zielone niczym szmaragdy tęczówki.

- Jak drzemka, panie de Villiers? - Zapytałam, nie zwracając uwagi na jego poprzednią uwagę.

- Cóż, panno Shepherd. Była tak miła, jak zawsze bez pani. - Oznajmił, robiąc mi trochę miejsca. - Dołączysz się?

Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na sofie. Chłopak położył głowę na moich kolanach. Ponownie zanurzyłam palce w jego czuprynie, a Gideon uśmiechnął się i wtulił we mnie głowę.

- Jak tam wizyta u doktora?

Uśmiechnęłam się na samą myśl o niej. Robert i Xemerius bywają tacy uparci, a zarazem podobni.

- Wszystko dobrze. Uważam, że to było bezcelowe...

- Ale? - Przerwał mi w pół zdania.

- Ale było warto. - Spojrzał na mnie z zainteresowaniem. - Xemerius plus Robert, równa się komedia nie z tej planety, którą na końcu załagadzam.

- Czyli ten idiotyczny pomysł miał i drugą stronę medalu. - Stwierdził Gideon, a uśmiech z jego twarzy nie z chodził.

- W rzeczy samej. - Przyznałam.

Przeczesują palcami jego gęstą kasztanową czuprynę. Słyszę, jak lekko pomrukuje. Ten odgłos przypomina mi kota, którym opiekowała się kiedyś Leslie. Ten zwierzak był taki uroczy, ale zniszczył mi nową torbę. Po dziesięciu minutach w jego towarzystwie pozostały z niej strzępy.

- Halo! Ziemia do Gwendolyn. - Podskoczyłam na dźwięk głosu Gideona. Złapałam jego rękę, którą machał mi przed twarzą i położyłam na jego torsie.

- I niech tu zostanie. - Nachyliłam się i delikatnie szepnęłam.

- Mam się obrazić? - Usiadł i zaczął udawać naburmuszonego.

Zachciało mi się śmiać. Gdybym to ja tak się zachowała dwa lata temu, powiedziałby „ Gwendolyn nie zachowuj się jak dziecko”. Do tego dodałby ten swój uśmieszek. Na to wspomnienie roześmiała się a mój „narzeczony” spojrzał na mnie przenikliwie.

- Panno Shepherd co tak panią bawi? - Zapytał, unosząc brwi i marszcząc czoło.

- Pan mnie tak bawi, panie de Villiers.

Spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Szybko wstałam i zaczęłam biec. Złapał mnie w połowie drogi. Objął mnie ramieniem w pasie, podniósł i szybko odwrócił.

- Już mi nie uciekniesz. - Szepnął mi do ucha.

- A kto powiedział, że chcę uciekać? - Pisnęłam, gdy ponownie zaczął mną kręcić.

Kolejną godzinę spędziliśmy, przytulając się w słodkiej atmosferze. Podczas namiętnego pocałunku poczułam, jak zaczyna mi się kręcić w głowie. Odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam na zegarek Gideona. 15:30.

- To już zaraz. - Odezwałam się, a rubinowe światło przeniosło mnie do 2015.

Przede mną w pokoju z chronografem pojawił się pan Giordano. Zaczął wstawać z krzesła, kiedy tuż obok mnie pojawił się Gideon.

- Dobrze, że już jesteście. - Mężczyzna wydawał się spięty. - Falk zarządził trening... Za dziesięć minut macie stawić się przebrani w dużej sali. - Oznajmił i zaraz wyszedł.




                      ~30 minut później~




Przebrana w czarne legginsy i bokserkę oraz bordowe converse ruszyłam do wyznaczonego miejsca. W środku zastałam Gideona rozmawiającego Giordano i Falkiem.

- Gwendolyn, nareszcie jesteś. - Odwróciłam się z uśmiechem na ustach.

Zbliżając się do Gideona, poczułam na sobie morderczy wzrok mistrza Loży. Nawet nie chciałam go odwzajemnić. Skuliłam się w sobie i szybkim krokiem podeszłam do Gida. Nagle zatrzymałam się, wpatrując się w niego. Na jego szerokich ramionach można było dostrzec kropelki potu, a biała koszulka opinała się na nim. Włosy zaczesał do tyłu. Między nami pojawiło się napięcie, którego wcześniej nie czułam. Zrobił krok w moją stronę. Jego ruchy były powolne, ale drapieżne. On też to poczuł, widać było to w jego oczach, które zrobiły się ciemniejsze. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Oblizałam spierzchnięte usta, na co on wciągnął powietrze. Czułam się jag byśmy, zostali sami na ziemi. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam jego przedramienia, unosząc dłoń w górę po obojczyku, piersi i umięśnionym brzuchu. Przygryzłam wargę i w jednej chwili chwycił mnie, chcą szybko pocałować, czekałam na jego usta. Nagle Falk krzyknął, żebyśmy wracali do ćwiczeń.

Oboje zaskoczeni odskoczyliśmy od siebie.

Wracając do poprzedniej lekcji. Wzięłam szablę do ćwiczeń i przybrałam początkową pozę. Gideon ustawił się po przeciwnej stronie. Napięcie między nami znikło, więc mogłam się skoncentrować na ćwiczeniach.

- Dam ci fory i pozwolę pierwszej zaatakować. - Powiedział, uśmiechając się przebiegle.

Szybkim ruchem wykonałam pierwsze pchnięcie. Nie trafiłam. Gideon uśmiechnął się zadowolony.

- Och, kochanie jednak ci się przydadzą. - Dopowiedział, uderzają swoją szablą o moją.

Wzięłam głęboki oddech. Skoro tak chce się bawić. Ruszyłam do przodu, unikając i odpierając jego ataki. Wykonałam kilka podskoków, salt i gwiazd w powietrzu. Za każdym razem na twarzy mojego ukochanego widniało zdumienie, zresztą Falk inaczej nie wyglądał. W końcu zadałam ostateczny ruch, tym samym pokonując niezastąpioną maszynę do zabijania. Gideon stał jak słup soli. Zresztą jego kuzyn też, jedynie pan Giordano uśmiechał się do mnie z dumę.




~Gideon~



Cały czas wpatruję się oszołomiony w Gwendolyn. Kiedy ona nauczyła się fechtunku i to tak dobrze? Ta dziewczyna z dnia na dzień coraz bardziej mnie zadziwia.

- Halo! Ziemia do ofiary! - Dziewczyna zaczęła machać ręką tuż przed moją twarzą.

- Nabijasz się ze mnie? - Nie spodziewanie odzyskałem zdolność mowy.

- Może. - Wyszeptała z uśmiechem anioła. Zachciało mi się śmiać, ale nadal utrzymywałem poważny wyraz twarzy.

Odwróciłem spojrzenie i dostrzegłem, że Falk zniknął wraz z George. Zapewne sekundę temu wyszli. Poczułem na sobie wzrok dziewczyny. Odwróciłem się w jej stronę. Dopiero teraz dostrzegłem, że jej oczy błyszczały niczym szafiry, a uroczy uśmiech jest promienny. Nagle poczułem coś dziwnego. Jak by do niej mnie przyciągało jakaś nie widzialna siła. Szybko do niej podeszłem i znienacka pocałowałem. Wydała pisk zaskoczenia, ale mnie nie odepchnęła. Wplotła swoje szczupłe palce w moje włosy i lekko szarpnęła. Z jej ust wydostał się cichy jęk i lekko je otworzyła. Od razu natarłem na nie językiem. Ręką powiodłem, do jej tali przyciskając, ją do siebie jeszcze bliżej, jeśli to w ogóle możliwe. Usta przeniosłem na policzek, linie żuchwy, a następnie na szyję i ucho, podgryzając lekko płatek. Odchyliła głowę, ułatwiając mi dostęp. Prawą dłoń wsunąłem pod jej koszulkę i opuszkami palów sunąłem po jej plecach. Jej skóra była aksamitna i gładka. Odsunąłem się o parę centymetrów, by spojrzeć na nią. Oczy ma przymknięte, a usta lekko otwarte. Jej policzki są zaróżowione. Oddychała szybko jak po przebiegnięciu maratonu. Wolną ręką dotknąłem, go przesuwając, kciukiem po jej opuchniętych czerwonych wargach. Otworzyła oczy szerzej i spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się, zaskoczona moim nagłym zachowaniem. Miałem ochotę ponownie połączyć nasze usta, ale w tym samym momęcie wszedł Falk. Nagle odskoczyła ode mnie, jak bym ją poraził...




Mamy nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Napisałam go wraz z nową autorką Pauliną K. W następnych rozdziałach mogą się pojawiać podobne momenty. Chodzi mi np. o samą końcówkę. Chyba załapiecie. 


Byłybyśmy wdzięczne, jeśli pod tym rozdziałem każda osoba, która go przeczyta, by zostawiła jakiś komentarz. Może to być jeden wyraz, litera, znaczek, cokolwiek. Chcemy sprawdzić, ile osób czyta nasze wypociny. 


Mamy nadzieję, że wystarczająco długi. 

Zachęcamy do komentowania i życzymy wam udanego weekendu.

14 marca 2015

Puki czekacie na NEXT! ( Rozdział 9 ) Zjadłyśmy ten fragment w rozdziale 9! WYBACZCIE!!!!



Charlotte



Kiedy usłyszałam dźwięk, odjeżdżającego samochodu chciałam się podnieść, ale silna ręka Raphaela uniemożliwiała mi tę czynność. Patrząc na przyjaciela, czuję się okropnie zrobiłam coś, czego z pewnością będę żałowała. W końcu udało mi się wydostać z pułapki i założyć szlafrok. Kiedy wzięłam ubrania i otworzyłam drzwi, zobaczyłam Caroline podskakującą na korytarzu. Kiedy mnie zobaczyła, od razu się zatrzymała.


- Jak się czujesz? – Zapytała dość dziwnie przejęta i radosna.

- Dobrze. Co ty taka wesolutka? – Te dzieci z dnia na dzień są coraz dziwniejsze.

- No bo wieczorem idę na lodu z Gideonem i Paulem. Fajnie nie! – Pisnęła. – Szkoda, że cię nie było na śniadaniu, wtedy może poszlibyśmy w siódemkę.

- Doprawdy? – Odparłam oschle.

- No! O i jeszcze było strasznie zabawnie. Cały czas się śmialiśmy. – Wyszczerbiła zęby w przesłodzony uśmiech.

Nie miałam ochoty jej dłużej słuchać, więc przepchnęłam się obok niej i skierowałam do łazienki. Szybko wykona łam poranną toaletę i zrobiłam makijaż. Użyłam krwisto czerwonej pomadki oraz ciemnych cieni. Ubrałam dżinsy z motywem kwiecistym, pomarańczową bluzkę bez ramiączek stylu bombka do tego czarne botki na koturnie i jaskrawo różową marynarkę. Wszystko dopełniłam złotym naszyjnikiem z sową i łososiową kopertówką. Gideon padnie na mój widok.

Szybko wróciłam do pokoju i zobaczyłam, że Raphael zniknął. Czy mnie aż tak długo nie było? Wszystkie jego rzeczy zniknęły, a po poprzednim bałaganie nie ma śladu. No cóż, jego wybór. Prychnęłam i podeszłam do lustra. Poprawiłam włosy i wzruszyłam ramionami.



Proszę, komentujcie!!!!!!!!!

Ten kawałek miał być w rozdział 9, ale zapomniałam go tam wkleić, ponieważ napisałam go po tym, kiedy skończyłyśmy pisać rozdział 9. Więc ten fragment ma swoje miejsce między: 

Gwendolyn a Gideonem. Dokładnie po słowach: 

" - Podwieźć panią?
- Może. – Uśmiechnęłam się i do niego podeszłam. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- W takim tempie to nie zdążę na żaden z wykładów. – Wyszeptałam, odwracając jego głowę dwoma palcami. Wiedziałam, że zmierzałoby to pocałunku, a mi się trochę śpieszy.
- Mam się obrazić? – Uniosłam brwi. – Doba wskakuj.
Otworzył mi drzwi i czekał, aż wsiądę.
- Co za Dżentelmen z pana panie de Villiers.”

I dopiero teraz jest miejsce Charlotte a dopiero po niej Część oczami Gideona. Wiem, że to trochę zamatfane, ale jednak mam nadzieję, że wam się spodoba. ;-D

Proszę, komentujcie!!!!!!!!!

13 marca 2015

Rozdział 9



Gideon



Z rana obudziłem się z narzeczoną wtuloną we mnie. Nie wierzę, że się zgodziła! NARESZCIE. Kiedy śpi jest taka niewinna i bezbronna. Na samą myśl, że niedługo będzie oficjalnie moja i tylko moja uśmiecham się szeroko, a serce zaczyna bić coraz mocniej. Gwendolyn zaczęła się lekko wiercić, dając mi tym znak, że zaraz się obudzi. Nie myliłem się. Po krótkiej chwili podniosła głowę i spojrzała na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami.

 - Witaj kochanie. - Mój głos jest zachrypnięty.

- Dzień dobry. - Odpowiedziała z uśmiechem.

- Jak się czujesz? 

- Przy tobie zawsze dobrze. - Jej uśmiech się powiększył, a oczy zabłysły.


Przyłożyłem dłoń do jej policzka, a ta wtuliła go w nią. Nagle przekręciłem nas tak, że to ona teraz leżała pode mną. Wplotłem palce w jej kruczo czarne włosy, a Gwendolyn objęła mnie za szyję. Nie mam pojęcia kiedy, nasze usta złączyły się w jedności. Gwenny pchnęła mnie i wylądowała na mnie okrakiem i z powrotem złączyła nasze usta. Przeciągnąłem dłonie po jej ramionach i plecach aż doszedłem do zapięcia jej stanika. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a do środka wpadła Charlotta. Znieruchomiała w drzwiach a Gwendolyn zeszła zemnie. Rudowłosa jest zesztywniała i bezpośrednio w parzona we mnie. 

- Charlott, pomóc ci w czymś? - Dzięki głosowi Gwendolym, obudziłem się i podciągnąłem do góry.

- Ja... eee... nie raczej nie. - Wydukała ze smutkiem i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.

Gwendolyn westchnęła ciężko. Przeniosłem wzrok na nią i dostrzegłem rozdrażnienie.

- Hej wszystko w porządku?

- Tak, po prostu Charlotta bywa czasem…

- Wiem i uważam, że powinna nauczyć się pukać. – Przerwałem jej. Dziewczyna roześmiała się a jej twarz rozpromieniała.



Gwendolin



Jeszcze przez jakiś czas rozmawialiśmy i się śmialiśmy. Można by pomyśleć, że nie może już być lepiej. Nagle zauważyłam, że słonce jest już wysoko na niebie. Chwyciłam za komórkę, by sprawdzić godzinę. Rozszerzyłam oczy 7:50. Zerwałam się na równe nogi. Kiedy zaczęłam kierować się do szafy, Gideon chwycił mój nadgarstek i pociągnął do siebie. Wylądowałam na jego kolanach, po czy przytulił się mocno do moich pleców.

- Wiesz, że cię kocham? – Szepnął mi do ucha.

- Wiem, ale za dziesięć minut śniadanie a wolałabym się nie spóźnić. – Oznajmiłam.

Gideona zaczął całować moją szyję. Po sekundzie zerwałam się i ruszyłam do łazienki. Szybko wykonałam poranną toaletę, po czym łazienkę zajął brunet.

Ubrałam brązowe dżinsy, biały sweter z rękawami trzy czwarte i tenisówki za kostkę w kolorze écru. Ze szkatułki wyjęłam kilka bransoletek i długi naszyjnik z zawieszką w kształcie serduszka. Do torby szybko spakowałam kilka zeszytów i długopisów do tego tablet i jestem gotowa do wyjścia.

- Ślicznie wyglądasz. – Odwróciłam się i zobaczyłam ukochanego, ubranego we wczorajsze rzeczy. Jego włosy są wilgotne, a koszula luźno ubrana.

- A podobno nie umiesz kłamać.



***



- Jeśli ludzie się kochają, to są razem. – Stwierdziła Caroline.

- Tak. – Stwierdził Gideon.

- Jeśli się kogoś kocha, robi się dla tej osoby wszystko. – Kontynuowała.

- Owszem. – Gideon spojrzał pytająco na mnie. Wzruszyłam ramionami.

- Słyszałam, że żeniąc się z drugą osobą, przyjmuje się jego rodzinę.

- Teoretycznie. – Zabrała głos Lucy. – Słoneczko, do czego zmierzasz?

Moja młodsza siostra coś kombinuje. Widać to gołym okiem. Biedny Gideon.

- Życzę szczęścia. – Szepczę do ukochanego.

- Zawsze je mam. – Odpowiedział równie cicho.

- Tym razem może się naprawdę przydać. – Uśmiechnęłam się jak anioł.

- Przyjmując tej osoby rodzinę, też powinno się ją kochać…

- Caroline…? – Przerwał jej Nic.

- Daj mi skończyć… - Nabrała powietrza. – A jeśli się kogoś kocha, to robi się dla tej osoby wszystko.

- Do czego zmierzasz? – Zaniepokoił się Gieon.

Moja młodsza siostra wstała i podeszła do bruneta. Pochyliła się tak, aby sięgać do jego ucha.

- W takim razie idziemy na lody. Ty stawiasz. – Wszyscy poza Lady Aristą wybuchnęli śmiechem.

- Caroline. – Babka pouczyła ją.

- No co Paul nie chce iść ze mną a Raphael nie poproszę, bo nie umie się zachowywać jak cywilizowany człowiek. A poza tym Gideon jest od nich dwóch razem wziętych znacznie przystojniejszy. – Gideon lekko poczerwieniał, ale śmiał się z nami, a mały rudzielec mrugnął do niego. Wzniosłam oczy do nieba. Ta rodzina nigdy nie będzie normalna.

- A czemu zemną, nie chcesz iść? – Moja mama naprawdę…

- Ponieważ w moim kalendarzu ten miesiąc jest zarezerwowany na dręczenie płci przeciwnej. No wiecie tej gorszej. – Zaraz nie wytrzymam i padnę. – Wypadło akurat na de Villiers – Wszyscy spojrzeliśmy się na nią. – To nie moja wina tylko kalendarza! – Zaczęła się bronić. – Ale gdyby ten tępak zwany Paulem się zgodził, nie byłoby tej szopki. – Stwierdziła. Gideon chwycił ją i posadził na kolanach. Zaczął jej coś szeptać do uszka, a ta zachichotała, odwróciła się i go przytuliła. Spojrzałam się na nich i się uśmiechnęłam. Wyglądają razem tak uroczo.

- A co by powiedziała, jag by poszli obaj? – Dziewczynka spojrzała na mnie z diabelskim uśmiechem.

Wiedziałam, że Gideon już się i tak zgodził, ale za to Paul spojrzał na mnie, jak wryty. Zwrócił się z pomocą do mojej biologicznej matki, ale od powiedziała mu tym samym. Po kilku chwilach się poddał.

Po skończeniu posiłku wróciłam do pokoju po torbę i zawróciłam na dół, zwalniając przed drzwiami Charlotte. Od wczoraj nie wychodzi z pokoju. Czuje się temu trochę winna. Zepsułam jej urodziny. Gideona zastałam na dworze opartego o maskę samochodu.

- Podwieźć panią?

- Może. – Uśmiechnęłam się i do niego podeszłam. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.

- W takim tempie to nie zdążę na żaden z wykładów. – Wyszeptałam, odwracając jego głowę dwoma palcami. Wiedziałam, że zmierzałoby to pocałunku, a mi się trochę śpieszy.

- Mam się obrazić? – Uniosłam brwi. – Doba wskakuj.

Otworzył mi drzwi i czekał, aż wsiądę.

- Co za Dżentelmen z pana panie de Villiers.



***




Gideon



Kiedy odwiozłem Gwenny na uczelnię, pojechałem do domu, aby się przebrać. W mieszkaniu nie ma żywej duszy. Ciekawe gdzie podziewa się mój braciszek. W szkole to na bank nie jest. Wykłady ma dopiero późnym popołudniem. Szybko się przebrałem w dżinsy i czarny T-shirt i ruszyłem do Temple. Na samym wejściu spotkałem wuja. Kazał mi iść do Smoczej Sali. Ma tam się za chwile odbyć jakieś spotkanie. Ruszyłem korytarzem do wyznaczonego miejsca. Po drodze spotkałem Paula i Lucy wychodzących z pracowni Madame Rossini.

- Wiecie może, o co chodzi? – Zapytałem, podchodząc do nich.

- Falk mówił coś o tajnych zapiskach Hrabiego, które znaleźliście podczas wyprawy. – Pokiwałem głową na znak zrozumienia. – Czyli jednak to nie jesteś ze wszystkim tak na bieżąco. Myślałem, że swojego pupilka informują o wszystkim.

- Paul. – Lucy trzepnęła go w tors. Dość zabawnie to wyglądało. Taka niska istotka, ale za to jakie Pazurki.

- Tu jesteście. – Odezwał się męski głos. Słychać w nim ulgę. Odwróciłem się i zobaczyłem pana Giordano. Jak zawsze elegancki o odpowiedniej postawie. – Wszędzie was szukałem… - Zbliżył się do nas. – Wszyscy już czekają.

Przytaknąłem i ruszyłem za mężczyzną.

- Wie pan, o co chodzi, co jest w tych zapiskach? – Kiedy go dogoniłem zacząłem dopytywać się.

- Cóż Gideonie, jedyne co wiem to to, że Kazano mi posłać strażnika po pannę Gwendolyn. Podobno może chodzić również o nią, ale nic pewnego i konkretnego.

Czyli to teraz będzie czekać Gwenny. Ja mam przynajmniej przed sobą ostatni rok i znacznie mniej zajęć. Jedynie teoria w praktyce.


W smoczej Sali faktycznie czekali już wszyscy. Oczywiście mój kuzyn Falk Mistrz Loży zajmował honorowe miejsce.


Gwendolyn




W trakcie drugiego wykładu z Historii Literatury zadzwonił telefon wykładowcy. Pan Eddie Duran jest wysokim brunetem o jasnej karnacji i brązowych oczach. Większość dziewcząt na uczelni podkochuje się w nim. W sumie nie dziwie się jest przystojny. Kiedy przerwał slajdy i odebrał telefon, wcześniej nas za to przepraszając, dostrzegłam na jego prawej dłoni sygnet. Dokładnie takki sam jakie noszą strażnicy loży. Gdy wyszedł z saki, zaczęły się rozmowy. Miałam silne przeczucie, że to ktoś z Temple, bo normalnie olewa telefony. Po krótkiej chwili wrócił do Sali ze wzrokiem wbitym we mnie. Już wiedziałam, że mam rację. Przysiadł na krawędzi swojego biurka i spojrzał na zegarek wiszący na ścianie.

- Z przykrością was informuję, że to koniec wykładu. Możecie iść. Niestety wypadło mi coś ważnego, a na moje zastępstwo nie ma nikogo. Ale obiecuję, że nadrobimy ten temat.

Wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy i kierować się do wyjścia.

- Gwendolyn. – Profesor zatrzymał mnie. Odwróciłam się do niego, a ten gestem dłoni pokazał, abym do niego podeszła.

- Ktoś tu ma kłopoty. – Odezwała się jakaś dziewczyna. Poczułam się jak w przedszkolu. Przewróciłam oczami i podeszłam do Durany.

- Coś cię stało?

- Dostałem telefon…

- Przypuszczam, że z loży.

- Tak skąd wiesz, że ja… - Wskazałam na jego dłoń. – Racja. Czasem zapominam, że go noszę. No cóż, nie ważne. Proszono mnie, abym dostarczył cię w jednym kawałku do siedziby.

- Przypuszczam, że telefon od pana Giordano.

- Dokładnie tak. – Poruszył brwiami. Zachciało mi się śmieć. – Podobno chodzi o zapiski Hrabia de Saint Germainte, które znaleźliście we Francji i Hiszpanii.

- Trochę im to zajęło. – Stwierdziłam, a brunet się uśmiechnął.



***



W progu drzwi do siedziby przywitała nas pani Jenkins. Jak zawsze wyrafinowana.W smoczej Sali byli już wszyscy. Pospiesznie zajęłam wolne miejsce pomiędzy Gideonem a Pulem. Muszę przyznać, że cieszę się, że tam było. Czasem mam wrażenie, że jag by mogli to by się pozabijali.

- Skoro dotarł już nasz rubin, to możemy zaczynać. – Zaczął Falk. – Pewnie już wiecie, że udało się rozszyfrować ukryte zapiski Hrabiego. Zarówno te odnalezione przez nasz rubin, jak i diament. Pisane były po staro po grecku i łacinie. Oba fragmenty łączą się w jedną całość.

- Falk do konkretów! – Odezwał się jeden ze strażników i w tym samym momencie złączyłam dłoń z dłonią Gideona. Dzięki temu poczułam się pewniej.

- W zapiskach jest mowa o kluczu. Kluczu, dzięki którego krewi, umożliwi na podróż w przyszłość, jak i głębszą przeszłość. Oczywiście są ograniczenia. Klucz jest dzieckiem zrodzonym z dwojga podróżników. – W tym Momocie wszyscy spojrzeli się na mnie. Po sekundzie te spojrzenia zaczęły mnie przytłaczać. – Pozwala podróżnikom będących w takiej sytuacji, w jakiej byli szafir i czarny turmalin powrócić do swojego wieku. – Tym razem spojrzenia padły na moich rodziców.




I jak wam się podoba? Mamy nadzieję, że będzie dużo komentarzy.
zachęcamy  do komentowania i mamy nadzieję, że się wam miło czytało. Bardzo dziękujemy wam za prawie 3000 wyświetleń!!! Jesteście wspaniali. ♥


PS. Zauważyliście, że jest nowa autorka? Właśnie piszemy, a raczej kończymy pisać razem rozdział 10. ;-) Możemy już obiecać, że będzie długi. 

Pewnie zaówarzyliście, że w polecanych są różne blogi o Trylogii czasu, ale serdecznie polecam dwa mało znanych autorek:  Justyna Majkowska  autorki bloga:  Co będzie dalej? - Trylogia Czasu oraz Wiktoria Roczkowska która prowadzi bloga o tytule: 13 - szczęśliwa liczba. Czy dla bohaterów trylogii czasu terz będzie szczęśliwa?. Oba blogi serdecznie polecam i mam nadzieję, że będziecie mieli podobne odczucia do moich (są boskie!!!). ♥♥♥

♥paulina patrycja♥

04 marca 2015

Rozdział 8



Gwendolyn



Gdy ciocia Glenda zabrała Charlotte do pokoju, wszyscy zerwali się z swoich miejsc i zaczęli powoli do nas podchodzić . Kiedy spojrzałam na Paula myślałam, że za chwilę weźmie szczelbe i odszczeli Gideona . Na dobór złego w pokoju obok na ścianie wisiała jeszcze działająca wiatrówka dziadka. Całe szczęście, że  w tym momencie znajdowała się przy nim Lucy, bo wole nie wiedzieć co by wtedy naprawdę zrobił. Wszyscy wokół zaczęli  nam gratulować. Kiedy podeszła do nas Lady Arista zauważyłam, że  na jej twarzy zagościło zadowolenie. W życiu nie widziałam  jej aż tak szczęśliwej.

- Gratulacje  kochani. - Po wypowiedzeniu tych słów przytuliła mnie oraz ucałowała  w policzek jak i również mojego narzeczonego dawno tego nie robiła w stosunku do mnie.

-Dziękujemy- uśmiechnęłam się do niej po czym po chwili odeszła.

Kolejni goście powtarzali tą czynność. Leczy gdy dotarli do nas moi biologiczni rodzice, trzymający się pod rękę było widać nie zadowolenie z strony mojego ojca. Lucy zaczęła nam gratulować, trzymając Pola z dala od Gideona. Kiedy jednak przyszła kolej na jego, uściskał dłoń mojemu ukochanego tak mocno, że ten się skrzywił. W końcu podszedł do mnie delikatnie przytulił.

- Jeśli ten guwniaż cię skrzywdzi, będzie miał ze mną do czynienia. - Szepną mi do ucha.

- Proszę cię.  - Odpowiedziałam mu ironicznie w momecię kiedy się ode mnie odsuwał.

Gideon spojrzał na mnie przenikliwie.

- Pod daszkiem stali i się zabijali. Xemerius o tym wiedział i wszystkim rozpowiedział, a, że nikt nie chciał tego słuchać, zacząłem wybuchać. - Zaczął śpiewać Xemerius zwisając z żyrandola.

Zaczęłam powstrzymywać śmiech, tak jak za każdym razem kiedy słyszę jakąś anegdotkę wydobywającą się z jego ust. Brakowało mi ich.



Gideon



Gdy wszyscy już nam pogratulowali do pokoju wszedł pan Berhart  z tacą pełną lempekę z winem. Każdy bierze po jednej po czym Lucy wznosi toast za jubilatki oraz za nasze zaręczyny. Upijam łyk trunku z naczynia. Po jego smaku można wywnioskować, że ten alkohol jest dwudziestoparoletni naprawdę bardzo dobry rocznik w szczególności jak na taką okazję.  Nie mija minuta nim w domu roznosi się dźwięk dzwonka od drzwi. Patrze w kierunku wejścia by zobaczyć kto przyszedł. Na schodach pojawia się mój kochany braciszek. Kiedy stanął w futrynie drzwi od salonu zaczął latać wzrokiem po ludziach. Znając go szuka Lesslie. Kiedy zorientował się, że jej nie ma na urodzinach podszedł do mnie i Gwendolin.

-Hej jeszcze raz sto lat!- powiedział to z żalem oraz nutką wesołości.

-Dziękuję- odparła szatynka.

-Coś mnie ominęło?

-Nie wiele.- zaczęła dziewczyna- Tylko ciocia Glenda w prowadziła Charlotte z przyjęcia bo się załamała gdyż mój kochany narzeczony po raz trzeci mi się oświadczył. A ty czemu się spóźniłeś?

-Moje gratulację lecz było to do przewidzenia. Choć nie myślałem że ta chwila nadejdzie aż tak szybko.- Uśmiechnął się i mówił dalej- Ja miałem jeszcze jedną sprawę do załatwienia.- odparł Raphael.- Czyli od dziś mogę się do ciebie zwracać siostro?- spytał żartobliwie. Gwendolyn tylko przytaknęła z swym słodkim uśmiechem i poszła po kolejną lampkę wina. Lecz zamiast wrócić do nas dołączyła się do rozmowy swojej  matki i ciotki Maddy. Po czym mój brat poszedł po coś do kuchni i już nie wróciła. Zostałem sam w pustym koncie.



Charlotta



Gdy leże w łóżku zakryta kołdrą aż po sam czubek nosa i rozpaczam. Słyszę nagłe pukanie do drzwi. Szybko wycieram łzy chusteczka po czym wysuwam się z pod przykrycia i głośno mówiąc proszę. Mam nadzieję że to Gideon lecz gdy uchylają się drzwi widzę tam jego brata trzymającego w ręku dwie szklanki a w drugiej butelkę z alkoholem pod pachą trzyma butelkę z coca cola.

-Wszystkiego najlepszego!- uśmiecha się do mnie ciepło lecz w jego oczach widać rozpacz.

-Dzięki.- Chłopak usiadł koło mnie podał mi szklankę z drinkiem po czym wziął swoją i podniósł ją w górę.

-Twoje zdrowie  Charlotte- po wypowiedzeniu tych słów wypił połowę zawartości z szklanki a ja zrobiłam to samo.

-Czemu nie siedzisz na dole z zakochaną parą...- Nie wierzę że te słowa przeszły mi przez gardło- ...i z swą dziewczyną?- Jestem ciekawa co się stało bo rzadko co się rozstawali na takich przyjęciach. Zawsze Lesli kurczowo trzymała się Raphaela a teraz on siedzi przygnębiony zemną w moim pokoju pijąc alkohol.

-Pokłóciliśmy się- Mówi chłopak z smutkiem oraz rozpaczą- A ty czemu nie świętujesz urodzin na dole tylko siedzisz tutaj?-  Spytał przygnębiony.

-Znasz dobrze odpowiedź na to pytanie- Wyszeptałam po czym wzięłam kolejny łyk z szklanki. Kiedy siedzimy i rozmawiamy o życiu czas na szybko upływa wraz z butelkom alkoholu. Nagle Raphael wstaje i bierze trzy niewielkie wiklinowe ozdobę kulki.

-Wiesz że umiem żonglować?

-Nie- odpowiadam. Po czym  chłopak próbuje zacząć swój pokaz lecz coś mu się nie udaje.- Właśnie widzę jak potrafisz.-I zaczęłam się śmiać.

-Taka mądra to sama spróbuj!- Chwycił mnie za ręce i pociągnął. Upadliśmy na podłogę gdyż nie potrafiliśmy zachować równowagi. Kiedy się podnosiłam zauważyłam jego piękne brązowe oczy. Nagle coś mnie opętało i zaczęłam go całować.      
Szablon by Katrina S