13 marca 2015

Rozdział 9



Gideon



Z rana obudziłem się z narzeczoną wtuloną we mnie. Nie wierzę, że się zgodziła! NARESZCIE. Kiedy śpi jest taka niewinna i bezbronna. Na samą myśl, że niedługo będzie oficjalnie moja i tylko moja uśmiecham się szeroko, a serce zaczyna bić coraz mocniej. Gwendolyn zaczęła się lekko wiercić, dając mi tym znak, że zaraz się obudzi. Nie myliłem się. Po krótkiej chwili podniosła głowę i spojrzała na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami.

 - Witaj kochanie. - Mój głos jest zachrypnięty.

- Dzień dobry. - Odpowiedziała z uśmiechem.

- Jak się czujesz? 

- Przy tobie zawsze dobrze. - Jej uśmiech się powiększył, a oczy zabłysły.


Przyłożyłem dłoń do jej policzka, a ta wtuliła go w nią. Nagle przekręciłem nas tak, że to ona teraz leżała pode mną. Wplotłem palce w jej kruczo czarne włosy, a Gwendolyn objęła mnie za szyję. Nie mam pojęcia kiedy, nasze usta złączyły się w jedności. Gwenny pchnęła mnie i wylądowała na mnie okrakiem i z powrotem złączyła nasze usta. Przeciągnąłem dłonie po jej ramionach i plecach aż doszedłem do zapięcia jej stanika. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a do środka wpadła Charlotta. Znieruchomiała w drzwiach a Gwendolyn zeszła zemnie. Rudowłosa jest zesztywniała i bezpośrednio w parzona we mnie. 

- Charlott, pomóc ci w czymś? - Dzięki głosowi Gwendolym, obudziłem się i podciągnąłem do góry.

- Ja... eee... nie raczej nie. - Wydukała ze smutkiem i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.

Gwendolyn westchnęła ciężko. Przeniosłem wzrok na nią i dostrzegłem rozdrażnienie.

- Hej wszystko w porządku?

- Tak, po prostu Charlotta bywa czasem…

- Wiem i uważam, że powinna nauczyć się pukać. – Przerwałem jej. Dziewczyna roześmiała się a jej twarz rozpromieniała.



Gwendolin



Jeszcze przez jakiś czas rozmawialiśmy i się śmialiśmy. Można by pomyśleć, że nie może już być lepiej. Nagle zauważyłam, że słonce jest już wysoko na niebie. Chwyciłam za komórkę, by sprawdzić godzinę. Rozszerzyłam oczy 7:50. Zerwałam się na równe nogi. Kiedy zaczęłam kierować się do szafy, Gideon chwycił mój nadgarstek i pociągnął do siebie. Wylądowałam na jego kolanach, po czy przytulił się mocno do moich pleców.

- Wiesz, że cię kocham? – Szepnął mi do ucha.

- Wiem, ale za dziesięć minut śniadanie a wolałabym się nie spóźnić. – Oznajmiłam.

Gideona zaczął całować moją szyję. Po sekundzie zerwałam się i ruszyłam do łazienki. Szybko wykonałam poranną toaletę, po czym łazienkę zajął brunet.

Ubrałam brązowe dżinsy, biały sweter z rękawami trzy czwarte i tenisówki za kostkę w kolorze écru. Ze szkatułki wyjęłam kilka bransoletek i długi naszyjnik z zawieszką w kształcie serduszka. Do torby szybko spakowałam kilka zeszytów i długopisów do tego tablet i jestem gotowa do wyjścia.

- Ślicznie wyglądasz. – Odwróciłam się i zobaczyłam ukochanego, ubranego we wczorajsze rzeczy. Jego włosy są wilgotne, a koszula luźno ubrana.

- A podobno nie umiesz kłamać.



***



- Jeśli ludzie się kochają, to są razem. – Stwierdziła Caroline.

- Tak. – Stwierdził Gideon.

- Jeśli się kogoś kocha, robi się dla tej osoby wszystko. – Kontynuowała.

- Owszem. – Gideon spojrzał pytająco na mnie. Wzruszyłam ramionami.

- Słyszałam, że żeniąc się z drugą osobą, przyjmuje się jego rodzinę.

- Teoretycznie. – Zabrała głos Lucy. – Słoneczko, do czego zmierzasz?

Moja młodsza siostra coś kombinuje. Widać to gołym okiem. Biedny Gideon.

- Życzę szczęścia. – Szepczę do ukochanego.

- Zawsze je mam. – Odpowiedział równie cicho.

- Tym razem może się naprawdę przydać. – Uśmiechnęłam się jak anioł.

- Przyjmując tej osoby rodzinę, też powinno się ją kochać…

- Caroline…? – Przerwał jej Nic.

- Daj mi skończyć… - Nabrała powietrza. – A jeśli się kogoś kocha, to robi się dla tej osoby wszystko.

- Do czego zmierzasz? – Zaniepokoił się Gieon.

Moja młodsza siostra wstała i podeszła do bruneta. Pochyliła się tak, aby sięgać do jego ucha.

- W takim razie idziemy na lody. Ty stawiasz. – Wszyscy poza Lady Aristą wybuchnęli śmiechem.

- Caroline. – Babka pouczyła ją.

- No co Paul nie chce iść ze mną a Raphael nie poproszę, bo nie umie się zachowywać jak cywilizowany człowiek. A poza tym Gideon jest od nich dwóch razem wziętych znacznie przystojniejszy. – Gideon lekko poczerwieniał, ale śmiał się z nami, a mały rudzielec mrugnął do niego. Wzniosłam oczy do nieba. Ta rodzina nigdy nie będzie normalna.

- A czemu zemną, nie chcesz iść? – Moja mama naprawdę…

- Ponieważ w moim kalendarzu ten miesiąc jest zarezerwowany na dręczenie płci przeciwnej. No wiecie tej gorszej. – Zaraz nie wytrzymam i padnę. – Wypadło akurat na de Villiers – Wszyscy spojrzeliśmy się na nią. – To nie moja wina tylko kalendarza! – Zaczęła się bronić. – Ale gdyby ten tępak zwany Paulem się zgodził, nie byłoby tej szopki. – Stwierdziła. Gideon chwycił ją i posadził na kolanach. Zaczął jej coś szeptać do uszka, a ta zachichotała, odwróciła się i go przytuliła. Spojrzałam się na nich i się uśmiechnęłam. Wyglądają razem tak uroczo.

- A co by powiedziała, jag by poszli obaj? – Dziewczynka spojrzała na mnie z diabelskim uśmiechem.

Wiedziałam, że Gideon już się i tak zgodził, ale za to Paul spojrzał na mnie, jak wryty. Zwrócił się z pomocą do mojej biologicznej matki, ale od powiedziała mu tym samym. Po kilku chwilach się poddał.

Po skończeniu posiłku wróciłam do pokoju po torbę i zawróciłam na dół, zwalniając przed drzwiami Charlotte. Od wczoraj nie wychodzi z pokoju. Czuje się temu trochę winna. Zepsułam jej urodziny. Gideona zastałam na dworze opartego o maskę samochodu.

- Podwieźć panią?

- Może. – Uśmiechnęłam się i do niego podeszłam. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.

- W takim tempie to nie zdążę na żaden z wykładów. – Wyszeptałam, odwracając jego głowę dwoma palcami. Wiedziałam, że zmierzałoby to pocałunku, a mi się trochę śpieszy.

- Mam się obrazić? – Uniosłam brwi. – Doba wskakuj.

Otworzył mi drzwi i czekał, aż wsiądę.

- Co za Dżentelmen z pana panie de Villiers.



***




Gideon



Kiedy odwiozłem Gwenny na uczelnię, pojechałem do domu, aby się przebrać. W mieszkaniu nie ma żywej duszy. Ciekawe gdzie podziewa się mój braciszek. W szkole to na bank nie jest. Wykłady ma dopiero późnym popołudniem. Szybko się przebrałem w dżinsy i czarny T-shirt i ruszyłem do Temple. Na samym wejściu spotkałem wuja. Kazał mi iść do Smoczej Sali. Ma tam się za chwile odbyć jakieś spotkanie. Ruszyłem korytarzem do wyznaczonego miejsca. Po drodze spotkałem Paula i Lucy wychodzących z pracowni Madame Rossini.

- Wiecie może, o co chodzi? – Zapytałem, podchodząc do nich.

- Falk mówił coś o tajnych zapiskach Hrabiego, które znaleźliście podczas wyprawy. – Pokiwałem głową na znak zrozumienia. – Czyli jednak to nie jesteś ze wszystkim tak na bieżąco. Myślałem, że swojego pupilka informują o wszystkim.

- Paul. – Lucy trzepnęła go w tors. Dość zabawnie to wyglądało. Taka niska istotka, ale za to jakie Pazurki.

- Tu jesteście. – Odezwał się męski głos. Słychać w nim ulgę. Odwróciłem się i zobaczyłem pana Giordano. Jak zawsze elegancki o odpowiedniej postawie. – Wszędzie was szukałem… - Zbliżył się do nas. – Wszyscy już czekają.

Przytaknąłem i ruszyłem za mężczyzną.

- Wie pan, o co chodzi, co jest w tych zapiskach? – Kiedy go dogoniłem zacząłem dopytywać się.

- Cóż Gideonie, jedyne co wiem to to, że Kazano mi posłać strażnika po pannę Gwendolyn. Podobno może chodzić również o nią, ale nic pewnego i konkretnego.

Czyli to teraz będzie czekać Gwenny. Ja mam przynajmniej przed sobą ostatni rok i znacznie mniej zajęć. Jedynie teoria w praktyce.


W smoczej Sali faktycznie czekali już wszyscy. Oczywiście mój kuzyn Falk Mistrz Loży zajmował honorowe miejsce.


Gwendolyn




W trakcie drugiego wykładu z Historii Literatury zadzwonił telefon wykładowcy. Pan Eddie Duran jest wysokim brunetem o jasnej karnacji i brązowych oczach. Większość dziewcząt na uczelni podkochuje się w nim. W sumie nie dziwie się jest przystojny. Kiedy przerwał slajdy i odebrał telefon, wcześniej nas za to przepraszając, dostrzegłam na jego prawej dłoni sygnet. Dokładnie takki sam jakie noszą strażnicy loży. Gdy wyszedł z saki, zaczęły się rozmowy. Miałam silne przeczucie, że to ktoś z Temple, bo normalnie olewa telefony. Po krótkiej chwili wrócił do Sali ze wzrokiem wbitym we mnie. Już wiedziałam, że mam rację. Przysiadł na krawędzi swojego biurka i spojrzał na zegarek wiszący na ścianie.

- Z przykrością was informuję, że to koniec wykładu. Możecie iść. Niestety wypadło mi coś ważnego, a na moje zastępstwo nie ma nikogo. Ale obiecuję, że nadrobimy ten temat.

Wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy i kierować się do wyjścia.

- Gwendolyn. – Profesor zatrzymał mnie. Odwróciłam się do niego, a ten gestem dłoni pokazał, abym do niego podeszła.

- Ktoś tu ma kłopoty. – Odezwała się jakaś dziewczyna. Poczułam się jak w przedszkolu. Przewróciłam oczami i podeszłam do Durany.

- Coś cię stało?

- Dostałem telefon…

- Przypuszczam, że z loży.

- Tak skąd wiesz, że ja… - Wskazałam na jego dłoń. – Racja. Czasem zapominam, że go noszę. No cóż, nie ważne. Proszono mnie, abym dostarczył cię w jednym kawałku do siedziby.

- Przypuszczam, że telefon od pana Giordano.

- Dokładnie tak. – Poruszył brwiami. Zachciało mi się śmieć. – Podobno chodzi o zapiski Hrabia de Saint Germainte, które znaleźliście we Francji i Hiszpanii.

- Trochę im to zajęło. – Stwierdziłam, a brunet się uśmiechnął.



***



W progu drzwi do siedziby przywitała nas pani Jenkins. Jak zawsze wyrafinowana.W smoczej Sali byli już wszyscy. Pospiesznie zajęłam wolne miejsce pomiędzy Gideonem a Pulem. Muszę przyznać, że cieszę się, że tam było. Czasem mam wrażenie, że jag by mogli to by się pozabijali.

- Skoro dotarł już nasz rubin, to możemy zaczynać. – Zaczął Falk. – Pewnie już wiecie, że udało się rozszyfrować ukryte zapiski Hrabiego. Zarówno te odnalezione przez nasz rubin, jak i diament. Pisane były po staro po grecku i łacinie. Oba fragmenty łączą się w jedną całość.

- Falk do konkretów! – Odezwał się jeden ze strażników i w tym samym momencie złączyłam dłoń z dłonią Gideona. Dzięki temu poczułam się pewniej.

- W zapiskach jest mowa o kluczu. Kluczu, dzięki którego krewi, umożliwi na podróż w przyszłość, jak i głębszą przeszłość. Oczywiście są ograniczenia. Klucz jest dzieckiem zrodzonym z dwojga podróżników. – W tym Momocie wszyscy spojrzeli się na mnie. Po sekundzie te spojrzenia zaczęły mnie przytłaczać. – Pozwala podróżnikom będących w takiej sytuacji, w jakiej byli szafir i czarny turmalin powrócić do swojego wieku. – Tym razem spojrzenia padły na moich rodziców.




I jak wam się podoba? Mamy nadzieję, że będzie dużo komentarzy.
zachęcamy  do komentowania i mamy nadzieję, że się wam miło czytało. Bardzo dziękujemy wam za prawie 3000 wyświetleń!!! Jesteście wspaniali. ♥


PS. Zauważyliście, że jest nowa autorka? Właśnie piszemy, a raczej kończymy pisać razem rozdział 10. ;-) Możemy już obiecać, że będzie długi. 

Pewnie zaówarzyliście, że w polecanych są różne blogi o Trylogii czasu, ale serdecznie polecam dwa mało znanych autorek:  Justyna Majkowska  autorki bloga:  Co będzie dalej? - Trylogia Czasu oraz Wiktoria Roczkowska która prowadzi bloga o tytule: 13 - szczęśliwa liczba. Czy dla bohaterów trylogii czasu terz będzie szczęśliwa?. Oba blogi serdecznie polecam i mam nadzieję, że będziecie mieli podobne odczucia do moich (są boskie!!!). ♥♥♥

♥paulina patrycja♥

4 komentarze:

  1. Genialne i fajnie że taki długi!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Kiedy można spodziewać się nexta?

    OdpowiedzUsuń
  3. JUŻ NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NEXTA (Bardzo dziękuję za polecenie mojego bloga)

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Katrina S