27 marca 2015

Rozdział 10



~Gwendolyn~




Spotkanie w smoczej Sali jeszcze trwało, ale i tak wysłano mnie z doktorem Wajtem do jego gabinetu. Przysiadłam na krześle przy jego biurku i zaczęłam go obserwować.

- Nie rozumiem, po co to wszystko. Przecież nie mogę być kluczem, bo jestem podróżnikiem. To zaprzecza samo sobie. – Stwierdziłam.

- Wiem, ale Falka czasem nie przegadasz. – Poparł mnie Jake.
Doktor wyjął z szafek potrzebne przyrządy do pobrania krwi i podszedł do mnie. Cały czas obserwowałam go z zafascynowanie.

- Proszę, abyś teraz się nie ruszała. – Skinęłam głową i zaczęłam miarowo oddychać.

Mężczyzna zdezynfekował odpowiednie miejsce i przeszedł do działania. Poczułam niekomfortowe ukucie. Zacisnęłam usta, aby nie wydać syku. Po kilku sekundach było już po wszystkim.

- Dziękuję, mam wszystko, co potrzebuję. – Powiedział, wkładając probówkę z moją krwią do specjalnego pojemnika.

- Mam nadzieję. – Mruknęłam.

- Proszę się rozchmurzyć panno Gwendolyn. Zawsze mogło być gorzej.

- W sumie ma pan rację. Zawsze mogli kazać panu mnie pokroić. – Odparłam ironicznie.

Mężczyzna się uśmiechnął i odwrócił do mnie plecami. Nagle za niego wyłonił się mały chłopiec. Robert przysiadł na biurku ojca i wyszczerzył zęby w szeroki uśmiech.

- Hej Gwendolyn. – Uśmiechnęłam się do niego. – Fajnie, że cię znalazłem. Twój kot nie chce się ze mną bawić. - Poskarżył się. Przypuszczam, iż na Xemeriusa.

- Nie jestem kotem! – O wilku mowa. Gargulec wystawił głowę przez ścianę.

- To niby czemu masz uszy i ogon? – Chłopiec zaczął się sprzeczać.

Xemerius przeszedł cały przez ścianę i podszedł do syna doktora, po czym wzniósł się w powietrze.

- Bo jestem wielce szanowanym Gargulcem, a nie kotem. Patrz! – Wskazał na swoje skrzydła. – Koty ich nie mają! - Szczerze jest to lepsze od komedii. Przydałby się jeszcze popcorn.

- No i co, ale nadal nie chcesz się ze mną bawić. – Bez przerwy obserwowałam ich z zaciekawieniem. – Dlaczego? – Zajęczał chłopiec.

- Bo mam lepsze rzeczy do roboty. Na przykład pożeranie takich jak ty! – Warknął Gargulec. Teraz to przesadził.

W tym Momocie miałam gdzieś obecność doktora Wajta. Wzięłam głęboki oddech i wstałam.

- Przestańcie obaj! – Podniosłam głos, a mężczyzna się na mnie spojrzał, ale nic nie powiedział. Chłopiec i Gargulec zamilkli i spojrzeli na mnie. – Jesteście nie do wytrzymania. Robercie Xemerius nie jest kotem, mimo że na owego wygląda, a ty — Wskazałam Xemeriusa. – Mógłbyś pobawić się z Robertem. Myślę, że dobrze by ci to zrobiło.

- Ale… - Zaczął, lecz widząc moje ostrzegawcze spojrzenie, poddał się i poszedł z chłopcem.

Opadłam z jękiem na fotel. Ci dwaj z dnia na dzień robią się coraz gorsi w stosunku do siebie. Przydałaby im się terapia dla par.

- W porządku? – Zaniepokoił się doktor Wajt.

- Raczej tak... – Wstałam i zaczęłam iść do wyjścia.

- O Gwendolyn. - Jake mnie zatrzymał. – Proszę iść do sali z Chronografem.

- Dobrze dziękuję panu. – Uśmiechnęłam się do niego.

- Cała przyjemność po mojej stronie.



~Gideon~




Falk wysłał Gwenny wraz z doktorem Wajtem do jego gabinetu. Mój kuzyn uparł się na badania krwi rubinu. Osobiście sądzę, że to bezcelowe. Przecież Gwendolyn jest dwunastym podróżnikiem, a nie kluczem. Gdyby nim była już z pewnością o tym byśmy wiedzieli. Dziwi mnie jeden szczegół, którego ci idioci nie zauważają.

-w takim razie to może okazać się przełomem. Podróż w przyszłość.- Odezwał się jeden ze strażników.

-Owszem o ile te zapiski mówią prawdę, to krew rubinu jest znacznie cenniejsza, niż przypuszczaliśmy.- Zachwycił się Falk.

No nie zaraz coś mnie trafi. Ci idioci naprawdę tego nie zauważyli. Westchnąłem ciężko.

-Co dokładnie pisze w zapiskach?!- Zabrałem głos, a wszyscy zamilkli.

-Coś się stało Gideonie?- Mistrz loży podniósł kartki i zaczął odnajdywać odpowiedni fragment.- Znalazłem... klucz jest zrodzony z dwójki podróżników, których miłość przeszła wiele prób...

-A jest tam może o tym, że klucz jest jednym z podróżników?- Nie wytrzymałem.

-Gideonie, do czego zmiatasz...?- Wszyscy spojrzeli na mnie.

-W zapiskach jest mowa o tym, że klucz jest dzieckiem dwójki podróżników, ale nie ma tam wzmianki o tym, iż ten klucz jest podróżnikiem. Dla tego wątpię, że chodzi o Gwendolyn.- Mistrz loży zaczął wypatrywać się we mnie chyba z podziwem.- Stwierdzam tylko fakty.- Szybko dodaję.

-Cóż słuszne spostrzeżenie. Weźmiemy je pod uwagę.

Debatowaliśmy jeszcze przez jakiś czas a później wysłano mnie na elepsję. Chciałem czekać na Gwenny, ale pan Gorgan zapewnił mnie, że za nie długo do mnie dołączy. Szczerze byłem zbyt zmęczony na kolejne sprzeczki. Mężczyzna nastawił chronograf na spokojny wieczór w 1925 r. Kiedy, Kilka razy zmieniłem pozycję, aż przystałem na leżącej. Głucha cisza zaczęła na mnie działać jak kołysanka. Po jakimś czasie odpłynąłem.




~Gwendolyn~




Kiedy dotarłam do pomieszczenia z chronografem, zostałam w nim pana Giordano. Ustawił chronograf na odpowiednią datę i uprzedził mnie, że Gideon już tam czeka Włożyłam palec w odpowiednie miejsce, po czym poczułam ukucie. W żołądku zaczęło mi się wszystko przewracać a głowa lekko pulsować. Coś takiego zawsze miało miejsce przy przeskoku.

Kiedy wylądowałam w pomieszczeniu z zieloną sofą, było tu dziwnie spokojnie. Nawet jak na miejsce, w którym miał się znajdować sam Gideon. Zaczęłam się rozglądać z niepokojem, a do głowy napływało tysiąc myśli na raz. Wszystkie negatywne. Po chwili się uspokoiłam, zauważając bruneta pochrapującego na kuzynce sofie. Podeszłam do niego, odgarnęłam kilka niesfornych kosmyków z twarzy i cmoknęłam w miejsce między brwiami. Jest taki uroczy, kiedy śpi. Przykucałam przy nim i zaczęłam w niego wpatrywać. Mogłabym to robić bez przerwy. Wygląda tak uroczo i bezbronnie. Zaczęłam się delikatnie bawić jego włosami.

- Wiem, że byś chciała takie, ale skarbie one są moje. - Wymamrotał Gideon pod nosem, po czum leniwie otworzył oczy, odsłaniając swoje zielone niczym szmaragdy tęczówki.

- Jak drzemka, panie de Villiers? - Zapytałam, nie zwracając uwagi na jego poprzednią uwagę.

- Cóż, panno Shepherd. Była tak miła, jak zawsze bez pani. - Oznajmił, robiąc mi trochę miejsca. - Dołączysz się?

Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na sofie. Chłopak położył głowę na moich kolanach. Ponownie zanurzyłam palce w jego czuprynie, a Gideon uśmiechnął się i wtulił we mnie głowę.

- Jak tam wizyta u doktora?

Uśmiechnęłam się na samą myśl o niej. Robert i Xemerius bywają tacy uparci, a zarazem podobni.

- Wszystko dobrze. Uważam, że to było bezcelowe...

- Ale? - Przerwał mi w pół zdania.

- Ale było warto. - Spojrzał na mnie z zainteresowaniem. - Xemerius plus Robert, równa się komedia nie z tej planety, którą na końcu załagadzam.

- Czyli ten idiotyczny pomysł miał i drugą stronę medalu. - Stwierdził Gideon, a uśmiech z jego twarzy nie z chodził.

- W rzeczy samej. - Przyznałam.

Przeczesują palcami jego gęstą kasztanową czuprynę. Słyszę, jak lekko pomrukuje. Ten odgłos przypomina mi kota, którym opiekowała się kiedyś Leslie. Ten zwierzak był taki uroczy, ale zniszczył mi nową torbę. Po dziesięciu minutach w jego towarzystwie pozostały z niej strzępy.

- Halo! Ziemia do Gwendolyn. - Podskoczyłam na dźwięk głosu Gideona. Złapałam jego rękę, którą machał mi przed twarzą i położyłam na jego torsie.

- I niech tu zostanie. - Nachyliłam się i delikatnie szepnęłam.

- Mam się obrazić? - Usiadł i zaczął udawać naburmuszonego.

Zachciało mi się śmiać. Gdybym to ja tak się zachowała dwa lata temu, powiedziałby „ Gwendolyn nie zachowuj się jak dziecko”. Do tego dodałby ten swój uśmieszek. Na to wspomnienie roześmiała się a mój „narzeczony” spojrzał na mnie przenikliwie.

- Panno Shepherd co tak panią bawi? - Zapytał, unosząc brwi i marszcząc czoło.

- Pan mnie tak bawi, panie de Villiers.

Spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Szybko wstałam i zaczęłam biec. Złapał mnie w połowie drogi. Objął mnie ramieniem w pasie, podniósł i szybko odwrócił.

- Już mi nie uciekniesz. - Szepnął mi do ucha.

- A kto powiedział, że chcę uciekać? - Pisnęłam, gdy ponownie zaczął mną kręcić.

Kolejną godzinę spędziliśmy, przytulając się w słodkiej atmosferze. Podczas namiętnego pocałunku poczułam, jak zaczyna mi się kręcić w głowie. Odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam na zegarek Gideona. 15:30.

- To już zaraz. - Odezwałam się, a rubinowe światło przeniosło mnie do 2015.

Przede mną w pokoju z chronografem pojawił się pan Giordano. Zaczął wstawać z krzesła, kiedy tuż obok mnie pojawił się Gideon.

- Dobrze, że już jesteście. - Mężczyzna wydawał się spięty. - Falk zarządził trening... Za dziesięć minut macie stawić się przebrani w dużej sali. - Oznajmił i zaraz wyszedł.




                      ~30 minut później~




Przebrana w czarne legginsy i bokserkę oraz bordowe converse ruszyłam do wyznaczonego miejsca. W środku zastałam Gideona rozmawiającego Giordano i Falkiem.

- Gwendolyn, nareszcie jesteś. - Odwróciłam się z uśmiechem na ustach.

Zbliżając się do Gideona, poczułam na sobie morderczy wzrok mistrza Loży. Nawet nie chciałam go odwzajemnić. Skuliłam się w sobie i szybkim krokiem podeszłam do Gida. Nagle zatrzymałam się, wpatrując się w niego. Na jego szerokich ramionach można było dostrzec kropelki potu, a biała koszulka opinała się na nim. Włosy zaczesał do tyłu. Między nami pojawiło się napięcie, którego wcześniej nie czułam. Zrobił krok w moją stronę. Jego ruchy były powolne, ale drapieżne. On też to poczuł, widać było to w jego oczach, które zrobiły się ciemniejsze. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Oblizałam spierzchnięte usta, na co on wciągnął powietrze. Czułam się jag byśmy, zostali sami na ziemi. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam jego przedramienia, unosząc dłoń w górę po obojczyku, piersi i umięśnionym brzuchu. Przygryzłam wargę i w jednej chwili chwycił mnie, chcą szybko pocałować, czekałam na jego usta. Nagle Falk krzyknął, żebyśmy wracali do ćwiczeń.

Oboje zaskoczeni odskoczyliśmy od siebie.

Wracając do poprzedniej lekcji. Wzięłam szablę do ćwiczeń i przybrałam początkową pozę. Gideon ustawił się po przeciwnej stronie. Napięcie między nami znikło, więc mogłam się skoncentrować na ćwiczeniach.

- Dam ci fory i pozwolę pierwszej zaatakować. - Powiedział, uśmiechając się przebiegle.

Szybkim ruchem wykonałam pierwsze pchnięcie. Nie trafiłam. Gideon uśmiechnął się zadowolony.

- Och, kochanie jednak ci się przydadzą. - Dopowiedział, uderzają swoją szablą o moją.

Wzięłam głęboki oddech. Skoro tak chce się bawić. Ruszyłam do przodu, unikając i odpierając jego ataki. Wykonałam kilka podskoków, salt i gwiazd w powietrzu. Za każdym razem na twarzy mojego ukochanego widniało zdumienie, zresztą Falk inaczej nie wyglądał. W końcu zadałam ostateczny ruch, tym samym pokonując niezastąpioną maszynę do zabijania. Gideon stał jak słup soli. Zresztą jego kuzyn też, jedynie pan Giordano uśmiechał się do mnie z dumę.




~Gideon~



Cały czas wpatruję się oszołomiony w Gwendolyn. Kiedy ona nauczyła się fechtunku i to tak dobrze? Ta dziewczyna z dnia na dzień coraz bardziej mnie zadziwia.

- Halo! Ziemia do ofiary! - Dziewczyna zaczęła machać ręką tuż przed moją twarzą.

- Nabijasz się ze mnie? - Nie spodziewanie odzyskałem zdolność mowy.

- Może. - Wyszeptała z uśmiechem anioła. Zachciało mi się śmiać, ale nadal utrzymywałem poważny wyraz twarzy.

Odwróciłem spojrzenie i dostrzegłem, że Falk zniknął wraz z George. Zapewne sekundę temu wyszli. Poczułem na sobie wzrok dziewczyny. Odwróciłem się w jej stronę. Dopiero teraz dostrzegłem, że jej oczy błyszczały niczym szafiry, a uroczy uśmiech jest promienny. Nagle poczułem coś dziwnego. Jak by do niej mnie przyciągało jakaś nie widzialna siła. Szybko do niej podeszłem i znienacka pocałowałem. Wydała pisk zaskoczenia, ale mnie nie odepchnęła. Wplotła swoje szczupłe palce w moje włosy i lekko szarpnęła. Z jej ust wydostał się cichy jęk i lekko je otworzyła. Od razu natarłem na nie językiem. Ręką powiodłem, do jej tali przyciskając, ją do siebie jeszcze bliżej, jeśli to w ogóle możliwe. Usta przeniosłem na policzek, linie żuchwy, a następnie na szyję i ucho, podgryzając lekko płatek. Odchyliła głowę, ułatwiając mi dostęp. Prawą dłoń wsunąłem pod jej koszulkę i opuszkami palów sunąłem po jej plecach. Jej skóra była aksamitna i gładka. Odsunąłem się o parę centymetrów, by spojrzeć na nią. Oczy ma przymknięte, a usta lekko otwarte. Jej policzki są zaróżowione. Oddychała szybko jak po przebiegnięciu maratonu. Wolną ręką dotknąłem, go przesuwając, kciukiem po jej opuchniętych czerwonych wargach. Otworzyła oczy szerzej i spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się, zaskoczona moim nagłym zachowaniem. Miałem ochotę ponownie połączyć nasze usta, ale w tym samym momęcie wszedł Falk. Nagle odskoczyła ode mnie, jak bym ją poraził...




Mamy nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Napisałam go wraz z nową autorką Pauliną K. W następnych rozdziałach mogą się pojawiać podobne momenty. Chodzi mi np. o samą końcówkę. Chyba załapiecie. 


Byłybyśmy wdzięczne, jeśli pod tym rozdziałem każda osoba, która go przeczyta, by zostawiła jakiś komentarz. Może to być jeden wyraz, litera, znaczek, cokolwiek. Chcemy sprawdzić, ile osób czyta nasze wypociny. 


Mamy nadzieję, że wystarczająco długi. 

Zachęcamy do komentowania i życzymy wam udanego weekendu.

10 komentarzy:

  1. Wspaniały ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Mozna w weekend liczyć na next? Plisss

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział całkiem niezły, nie było już tylu błędów ;) a fabularnie też mi się podobał :) Najbardziej rażące błędy nie-gramatyczne to to, ze:
    a) skoro akcja trylogii dzieje sie w 2011 roku, to między tym, a 2015 ni cholerę 2 lata nie minęły ;)
    b) naprawdę, jeśli ktoś walczy szermierkę to nie robi tego w legginsach i bokserce, czy tez "białej podkoszulce ;) to byłoby niebezpieczne. Walczy sie w niestety mało atrakcyjnych strojach, ktore muszą być bardzo dobrze dopasowane do ciała osoby walczącej. Do tego zakłada się zazwyczaj też coś na głowę. Mogłyście to widzieć chociażby w filmie, kiedy Charlotta ucinała głowę manekinowi i mówiła Gwen, żeby trzymała się od Gideona z daleka.
    c) Błagam, nie przekręcajcie imion/nazwisk z kanonu! Nazwisko doktora pisze się dokładnie tak samo jak kolor biały po angielsku: White. Nie możecie zamieniać tego na spolszczoną wersję, bo (nie wiem czy to miał być mały żart czy nie) wygląda to po prostu strasznie i fanów serii niesamowicie razi po oczach.
    To chyba tyle, jak już mowilam fabularnie idzie dobrze, tylko nadal musicie popracować nad ortografią i interpunkcją i bardzo pilnować się z tymi imionami/nazwiskami, bo to nie pierwszy raz, kiedy coś takiego u Was widzę.
    Pozdrawiam,
    Cassandra

    OdpowiedzUsuń
  4. D. O. S. K. O. N. A. Ł. E. - inne słowo tego nie opisuje! Chyba wiem kto jest (a raczej będzie) kluczem. Kiedy next? I czy w następnym rozdziale dowiemy się o co chodzi z tym kluczem?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszymy, że wam się podoba .
      Powiem jedno, wszystko się może zdazyć. :-)

      Usuń
  5. Boże! Jak ja kocham ten blog! Mam takie małe pytanko. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Katrina S