26 stycznia 2015

LIBSTER AWARD





WOW!!! Chcemy podziękować Darina989 (http://supernaturaldeanmariecastiel.blogspot.com/) za nominację do
LIBSTER AWARD! Naprawdę marzyłyśmy o tym, ale nie sądziłyśmy, że to się spełni. Po prostu brak nam słów.

Jak by ktoś nie wiedział: Nominacje są otrzymywane od innych blogerów, za „dobrą robotę". Jest dla blogerów o mniejszej liczbie obserwatorów. Należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała, dalej ty nominujesz 11 osób, oczywiście informujesz ich o tym oraz zadajesz 11 pytań. Nie nominujemy bloga                                                             osoby, która cię nominowała.



Pytania od Daria989: 


1. Kiedy postanowiłeś/łaś założyć bloga?
- W momencie, kiedy stwierdziłyśmy, że historia jest niedokończona i mamy pomysły na ciąg dalszy.

2. Miejsce, do którego często wracasz? Dlaczego akurat tam?
- Do szkoły, gdyż musimy.

3. Co ostatnio czytałeś/łaś?
- Selekcję.
- trylogię cieni.

4. Cytat, motto, którym często się kierujesz w życiu?
- „Wszystko przemijać bardzo powili i to, co cieszy i to, co boli wszystko przemija jak przeznaczenie a pozostaje tylko wspomnienie”
- „carpe diem”

5. Twoja pasja to?
- Pisanie

6. W zimne wieczoru jak spędzasz swój wolny czas?
- Czytam książkę.

7. Ulubiona liczba?
- 13

8. Co sądzisz o pójściu sześciolatków do szkoły?
- Że to jest nie normalne.

9. Twoja pięta Achillesowa?
- Fizyka

10. Ulubiony superbohater i dlaczego akurat ten?
- Wszyscy bohaterów marvela, bo są super. ; -D

11. Przyjaciel dla Ciebie jaki powinien być?
- Powinien być sobą, wspierać w trudnych chwilach i zawsze dotrzymywać naszych sekretów.


Nasze nominacje: 





Nasze pytania:

  1. Co cię skłoniło do założenia bloga?
  2. Dlaczego wybrałaś/łeś akurat tę tematykę do opisania w opowiadaniach?
  3. Jakie są twoje ulubione książki?
  4. Jakie są twoje ulubione filmy?
  5. Co wybierasz: film, dobra książka czy ploteczki?
  6. Jaki jest twój ulubiony kolor?
  7. Jakie jest twoje ulubione zwierzę?
  8. Jaka jest twoja pasja?
  9. Czym kierujesz się w życiu?
  10. Jakie masz marzenie i czy dążysz do jego spełnienia?
  11. Co ostatnio czytałaś/łeś?



                                           UWAGA!!!

Nominacja została nam przydzielona na poprzedniej wersji bloga. LINK
Blog kilka dni temu został przeniesiony na tę stronę. ;-D

24 stycznia 2015

Rozdział 5


Gideon  



Budzę się, wcześnie rano, od razu przypomina mi się wczorajszy wieczór. Był dość zabawny. Leslie faktycznie była strasznie wściekła na Raphael. Chłopak chyba pół nocy błagał ją o przebaczenie. Tylko słuchałem i próbowałem powstrzymać śmiech. Powoli wyślizguję się z łóżka, tak aby nie obudzić Gwenny. Idę do łazienki wykonuję toaletę poranną i szybko ubieram się w czarny T-shirt, dżinsy i dla odmiany tenisówki.

Ruszam do salonu, gdzie już czeka mój brat z Leslie. Spoglądam na nich, wyczekując odpowiedzi.

- Mamy wszystko. – Raphael robi minę szalonego doktorka. Czasem jest to dosyć przerażające.

- Świetnie. Dzięki.

Leslie podchodzi do mnie z chytrym uśmieszkiem. Muszę przyznać, przez ostatni czas polubiłem ją znacznie bardziej. Nie, żebym wcześniej miał coś przeciwko niej. Co do tego to nie.

- Jakieś plany poza tym? – Dopytuje się.

- Może, ale pary z ust nie puszczę. – Mierzy mnie tym swoim lisim wzrokiem od stóp do głów. Zaczynam czuć się nie komfortowo.

- Ej! – Raphael oburzył się. – Jeśli ja ci już nie wystarczam, to powiedz. Wystarczy tylko słówko, ale to nie powód, aby na moich oczach zarywać do mojego własnego brata. - Warknął z ogromna ironią.

Dziewczyna przewróciła oczami i podeszła do niego. Cmoknęła go w policzek, a ten wyszczerzył wszystkie osiem zębów.




Gwendolyn



Rozległ się donośny krzyk z drugiego końca sali. Chcę dowiedzieć się kto, wydaje takie hałas. Nikogo nie ma poza mną, przerażona Wybiegłam długi na korytarz, który wydaje się nie mieć końca. Ściany są złote, dokładnie w tym samym odcieniu co moja suknia z długim wijącym się trenem. Za każdym razem, kiedy spoglądam na ścianę, pokazuje się lustro zupełnie inne od poprzedniego, zamiast mojego odbicia pokazuje się postać Hrabiego. Zaczynam szukać wyjścia. Błądzę tak przez jakiś czas, po tym strasznym budynku. Gdy docieram do celu, strasznie się cieszę. Chcę pociągnąć za złotą klamkę, gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę. W pierwszym momencie myślałam, że to Gideon i obróciłam się, aby go przytulić i poczuć się bezpieczni, lecz ujrzałam Hrabiego de Sajm German. Jego twarz była blada i postarzała a usta ma sine, lecz oczy się nie zmieniły, są przesiąknięte nienawiścią bezpośrednio skierowaną do mnie. Gdy chciałam uciec, on mnie zaczął dusić. Zaczęłam się szarpać z nadzieją, że to jakoś mi pomoże.

- Szatanie! – Warknął. - Twoje działania są bezcelowe. - Powiedział to z takim wyrafinowaniem. Nie mam pojęcia, jak to robi w takich sytuacjach.

- Puść mnie…- Ledwo wydyszałam. Zaczęły ogarniać mnie zimne poty.

- Chce, że byś wiedziała, że nie dam ci spokoju, dopóki nie będziesz leżeć zakopana w ziemi taka zimna, blada, sztywna. Dopóki robaki nie zjedzą ostatniego kawałku twojego ciała i twojego dziecka!!!

Dziecka? Ale ja nie mam dziecka! Ja nie jestem i nie byłam w ciąży! O co temu facetowi chodzi.



***



Nagle usłyszałam dźwięk budzika w telefonie, otworzyłam oczy i znalazłam się w pokoju Gideona. Jestem cała mokra od potu, a ręce drżą mi ze strachu. Po chwili uspokoiłam się, ale cały czas w głowie słyszę słowa Hrabiego.

- Chce, że byś wiedziała, że nie dam ci spokoju, dopóki nie będziesz leżeć zakopana w ziemi taka zimna, blada, sztywna. Dopóki robaki nie zjedzą ostatniego kawałku twojego ciała i twojego dziecka!!!

W końcu wstaję z łóżka i podchodzę do półki z moimi rzeczami. Nagle do pokoju wpada Raphael, nucąc coś radosnego pod nosem.

- Dzieńdoberek, przyszła bratowo! – Chłopak jest dziwnie wesolutki.

- Hej. – Spoglądam na niego niepewnie. Chłopak ma na sobie czarny T-shirt, rozpiętą koszulę w kratę i czarne dżinsy a włosy są w nieładzie. - Co ty taki wesolutki? - Jestem strasznie ciekawa, co sprawiało mu taką radość.

- Jak się ogarniesz, proszę, przyjdź do kuchni. – Wyszczerzył zęby w uśmiech.


- Dobraaa. – Bąknęłam niepewnie. Co oni kombinują?- Tylko się przebiorę.Po chwili wzięłam rzeczy na zmianę i poszłam do łazienki, wykonałam poranną toaletę i ubrałam się w jasne dżinsy, jasnoróżową bokserkę i szary sweter, który jest krótszy z przodu a do tego zakładam białe converse.

Idąc do salonu, nie wiem czego, mogę się spodziewać. Na wejściu do pomieszczenia stoi Leslie. Uśmiecha się do mnie dosyć tajemniczo. Teraz jestem pewna, że coś się kroi.

- Gwenny! – Podbiegła do mnie i mocno przytuliła.

- Hej. – ledwo wydusiłam. – Co tu robisz? – Dziewczyna mnie puściła i zasłoniła oczy. Zignorowała moje pytanie.

Lekko pchnęła mnie do przodu i zaczęła prowadzić. Kilka razy o mało co nie wpadłam na stolik lub krzesło. Przypomniały mi się pierwsze dni w Temple, kiedy Gideon prowadził mnie do sali z chronografem, a ja miałam zasłonięte oczy chustą.

Nagle mnie puściła. Kiedy na stole zauważyłam niewielki tort ze świeczkami, przypomniało mi się, że dziś mam urodziny przez tę całą sytuację półrocznego wyjazdu i powrotu Lucie oraz Paula do XXI w. zupełnie o nich zapomniałam. W moich oczach pojawiły się łzy. Bardzo się cieszę, że ma tak wspaniałych przyjaciół wraz z chłopakiem. Gdy skończyli śpiewać Podeszli do mnie z tortem.

- Pomyśl życzenie. – Nakazuje Gideon. Zamykam oczy i intensywnie myślę. Czego mogę sobie zażyczyć? Już wiem!

Spoglądam na przyjaciół i się uśmiecham.

- Życzę sobie właśnie tego. – Mój głos wydaje się słodki. Gideon, odwzajemnia uśmiech, a ja zdmuchuje świeczki. Wszystkie osiemnaście.

Po moim policzku spłynęło kilka łez szczęścia. To zdecydowanie najlepsze urodziny w życiu. Gdy Gideon, zobaczył jak łzy, spływają po moich policzkach, od razu podszedł do mnie, starł kciukiem łzy, pocałował w policzek i mocno przytulił. Po chwile pozostała dwójka się do nas przyłączyła. Normalnie zaraz mnie uduszą.

- Dobra już dosyć. Już mi brakuje tchu. - lecz nikt się tym nie przejął i ściskają mnie nadal, przez, co po chwili przypomniał mi się sen. Znów poczułam ten strach, który przesiąknął minie. Żołądek zaczął wariować a serce walić jak oszalałe.

Zanim się odsunęli, musiała minąć cała wieczność. Dopiero teraz, mogłam nabrać powietrza. Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco lub z troską, którą da się wyczuć na kilometr. Uśmiechnęłam się do nich blado. Moja najlepsza przyjaciółka pociągnęła mnie na kanapę, na której usiadłam po turecku. Sekundę później zorientowałam się, że chłopcy gdzieś zniknęli.

- Co się stało? – Troska Leslie o mnie, czasami przebija Gideona. Chociaż ciężko w to uwierzyć, taka jest. Moja przyjaciółka jest porywcza i worgule, ale traktują ją, jak siostrę. Czasami czuję, że ową jest. Praktycznie całe życie ją znam. Pamiętam, jak byłyśmy malutkie i bawiłyśmy się z Lucasem w salonie. Wtedy było naprawdę fajnie i żyło się tak beztrosko. Żadnych podróży w czasie, osób czekających na twoją zgubę itd. Przyjaciółka chwyciła mnie za dłonie i leciutko ścisnęła, dodając tym otuchy.

- Nic takiego, po prostu śnił mi się koszmar, ale już nie ważne. To są najlepsze urodziny w życiu. – Mówię trochę tym wszystkim przejęta i przytulam przyjaciółkę.



Gideon



Pociągnąłem brata do kuchni. Dziewczyny o czymś gadają na kanapie a ja mam zamiar dowiedzieć się czegoś od Raphaela. Chociaż… bardziej martwię się Gwenny. Wydaje się przygnębiona. Ciekawe co ją tak trapi.

- Stary powrót na ziemię. – Raphael zaczął machać ręką przed moją twarzą.

Chwyciłem jego nadgarstek i przekręciłem tak, że jest teraz unieruchomiony.

- Następnym razem będzie bolało. – Uprzedziłem brata, śmiejąc się.

- Sadysto puść mnie. – Warknął na mnie.

Z chęcią wykonuję jego polecenie. Chłopak ląduje na ziemi i pociera nadgarstek, aby ukoić ból. Wyciągam z zamrażalnika lód i rzucam go bratu. Raphael przykłada woreczek do czerwonego i lekko spuchniętego miejsca.



***



Kidy wchodzimy do salonu, dziewczyny od razu spoglądają na nas. Leslie rozszerza oczy i podchodzi do swojego chłopaka. Siadam obok Gwendolin a ta opiera swoją głowę o moje ramię. Przyciągam ją bliżej do siebie.

- Co zrobiłeś Raphaelowi? – Odzywa się pierwsza, wpatrując w parę, która usiadła przy blacie śniadaniowym.

- Nic. – Zaczynam jak niewiniątko. Gwen spogląda na mnie z groźną miną. – Sam zaczął. – Tłumaczę się. Szatynka zaczęła kręcić głową.



Gwendolyn



Kiedy Gideon, ustawił Chronograf na odpowiednią datę, przenieśliśmy się w czasie. Nie chciał zdradzić, który to rok. Wydaje się zamyślony, tajemniczy i zdenerwowany. O co chodzi? Co się z nim dzieje? Wylądowaliśmy tam gdzie zawsze, w pomieszczeniu z zieloną sofą. Chłopak pociągnął mnie na drugi koniec budynku.

Wchodzimy spiralnymi schodami, chyba wspinamy się na jakąś wieżyczkę. Brunet jest dość cichy, przez całą drogę nie odezwał się ani słowem. Nagle dotarliśmy przed jakieś mahoniowe drzwi. Gideon, pociąga mnie do środka. Moim oczom, ukazuje się okrągłe pomieszczenie z białymi ścianami. Na środku stoi stuł z nakryciem dla trzech osób. O co w tym wszystkim chodzi? Nagle wyłania się jakaś postać. Po chwili orientuje się, że to mój dziadek Lucas.

- Moja droga Gwendolyn. Jak dobrze znów cię widzieć. – Wyciąga w moim kierunku dłonie.

Podchodzę do mężczyzny i się do niego przytulam. Czuję na plecach spojrzenie Gideona nie muszę na niego spoglądać, aby wiedzieć, że się uśmiecha. W ramionach dziadka czuję się jak kiedyś. Bezpiecznie, beztrosko i jak dziecko.



***



Siedzimy przy stole i rozmawiamy. Dużo ciekawych i zabawnych rzeczy, dowiedziałam się o Lucasie. Na przykład to, że zawsze udaje, że je zapiekankę Lady Aristy a tak naprawdę, gdy nie widzi, daje ją psu. Nie dziwię się mu. Sama podobnie robię lub wymiguje się przed jej konsumowaniem.

Pogawędka mija w najlepsze. Nagle Gideon, lekko odchrząkuje. Spoglądamy na niego. Kątem oka widzę jak mężczyzna, lekko się uśmiecha i kiwa chłopakowi głową. Ludzie czemu cały dzień każdy coś knuje?! Podróżnik wstaje z miejsca i ujmuje moją dłoń. Zaczynam mu się uważnie przyglądać. Nie wierzę!!! Chłopak ukląkł na jedno kolano. Nabiera powietrza.

- Gwendoyin… - Wpatruję się w niego oniemiała. Bierze głęboki oddech. - Chcę, abyś wiedziała, że kocham cię całym swoim sercem… Po prostu nie wyobrażam sobie już życia bez ciebie. – Zaczyna czegoś szukać po kieszeniach. Wyciąga małe, kwadratowe, bordowe pudełeczko i je otwiera. Moim oczom, ukazuje się złoty pierścionek z rubinem pośrodku. Kamień otacza cała masa diamentów, jest ich chyba dwanaście. Moje serce przyspiesza, zaczynam się bać jego dalszych słów. - Proszę cię, a nawet błagam. Wyjdź za mnie.




Mamy ogromną nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Zauważcie, że jest dłuższy niż zwykle. Zachęcamy do komentowania. :-D 

PS. Są nowe rozdziały na moich pozostałych blogach. ( Łowczyni, paulina patrycja( jak kto woli))

- Dary Anioła — Inna Historia: LINK

- Dary anioła - opowiadania: LINK


Rozdział 4



Gwendolyn



Od jakiegoś czasu rozmawialiśmy, kiedy nagle do pokoju wparowały Lady Arista wraz z ciotką Glendą i Charlottą. Wszystkie trzy stanęły jak wryte. Zaczęły nam się uważnie przyglądać. Po chwili Grace zabrała głos.

- Mamo, chyba pamiętasz Lucy i Paula? – Kobiety rozszerzyły oczy.

Po chwili usiadły i nie mogły oderwać wzroku od moich rodziców. Lady Arista przeniosła spojrzenie z Paula na mnie i z powrotem - kilka razy.

- Co tu się dzieje? – Zabrała głos. Wydawała się być w szoku. Już wiem, że domyśliła się prawdy!
Ja, Gideon, Lucy, Paul i Grace spojrzeliśmy na nią. Nikt nic nie mówił. Popatrzyłam na przybraną matkę, która wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić:

- Widzisz, mamo, chodzi o to, że Gwendolyn jest córką Lucy i Paula. – Kobiety spojrzały na nią z niedowierzaniem. Mama opowiedziała im całą historię o tym, jak udawała ciążę, aby kryć młodą parę, o akcie urodzenia i o tym, że o wszystkim wiedział Lucas i to był ich wspólny plan.

Minęło kilka chwil, nim ktoś się odezwał, a tym kimś oczywiście musiała być moja droga kuzynka, która przyglądała mi się z błyskiem w oku i złośliwym uśmieszkiem.

- Czyli Gwen jest córką Lucy i Paula... A Paul jest kuzynem Gideona... – Zaczęła z przekonaniem. – To w takim razie, czy to nie będzie kazirodztwo? – Wszyscy spojrzeliśmy na nią z niedowierzaniem. Poczułam jak mięśnie, mojego chłopaka się napinają.

- Charlotto! – Podniosła głos ciotka Glenda. Dziewczyna przewróciła oczami i mówiła dalej.

- W każdym razie, skoro Paul i Gideon są spokrewnieni, to oni są kuzynostwem. Nie powinni się spotykać. – Zapadła długa i niezręczna cisza. Rudowłosa bez przerwy spogląda na mnie i się uśmiecha z zadowoleniem.

Po kilku chwilach odezwał się Paul.

- To zależy. Gideon jest moim kuzynem trzeciego lub czwartego stopnia. Ja pochodzę od jednego bliźniaka (Timothy de Villiers), a Gideon od drugiego (Jonathan de Villiers). Można powiedzieć siódmy kisiel po wodzie.

Nagle wszyscy wybuchli śmiechem. Mój biologiczny ojciec nie wiedział z jakiego powodu.

- Paul SIÓDMA WODA PO KISIELU. – Szybko rzuciłam rozbawiona. Kiedy zrozumiał swój błąd, dołączył do nas.

Gideon objął mnie mocniej, a ja rozluźniłam się w jego ramionach. Widząc to Charlotte zrobiła się jeszcze bardziej bezczelna i wyszła z hukiem. Mało się tym przejęłam.

Szczerze, cieszę się, że Lucy i Paul wrócili do XXI wieku. Teraz mam przy sobie osoby, które kocham a oni, kochają mnie.



***



Gdy nadeszła późna godzina w pokoju zostałam tylko ja, Gideon i moi biologiczni rodzice. Paul zaczął się wypytywać o nasz związek. Odpowiedzi były szybkie i wymigujące. Gdy rozmowa się zakończyła, wstałam wraz z Gideonem i zaczęliśmy iść do wyjścia. Po czym starszy de Villiers rzekł:

- A gdzie ty się wybierasz, moja panno? – Rozległ się dźwięk donośnego głosu Paula.

Odwróciłam się do ojca i zobaczyłam go, obejmującego Lucy. Oboje wpatrywali się we mnie i Gideona. Nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się do niego słodko.

- Sprzeciw! Zostajesz w domu!- Zaprotestował zdenerwowany.

- Daj im spokój, obydwoje są rozsądni i już prawie dorośli. – Do rozmowy dołączyła Lucy. Jej głos był taki delikatny... – My sami nie byliśmy lepsi. -

- Wiesz, nie chcę by sytuacja, się powtórzyła- odparł Paul.

Gideon spojrzał na mnie z zadziornym uśmieszkiem. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, jednak powstrzymałam się.

- Spokojnie możemy cię zapewnić, że do niczego nie dojdzie. Tym bardziej przecież mieszkam jeszcze z bratem, który poza obijaniem się niczego innego nie robi. – Uspokoił go Gideon, po czym dostaliśmy zgodę. Poszłam na górę, wzięłam ze sobą parę rzeczy i włożyłam płaszcz. Jeszcze raz pożegnałam się z rodzicami i wzięłam torbę.



Gideon



Kiedy dotarliśmy do domu, zastaliśmy w nim Raphaela wraz z Leslie oglądających jakieś romansidło. Gdy mój brat nas zobaczył, zaczął ruszać wargami. Dobrze wiedziałem, że wzywa pomocy, ale nieładnie jest przerywać. Wziąłem moją dziewczynę za rękę i zaciągnąłem ją do pokoju. Gwenny zaczęła się rozpakowywać, kiedy już skończyła, usiadła obok mnie na łóżku. Objąłem ją ramieniem, a ona wtuliła się we mnie. Po chwili do pokoju weszła dziewczyna mojego brata. Usiadła na krześle, spojrzała się na nas i zaczęła zadawać pytania. Gwen opowiedziała jej, co się stało, po czym przypomniało mi się, że oglądali film. Byłem ciekawy jak to zniósł Raphael.

- I jak tam film ? – Po prostu musiałem wiedzieć.

- Zrobiliśmy przerwę, bo komuś się zachciało do toalety i coś długo w niej siedzi. – Wydawała się trochę zła. – Wiecie co, idę do kuchni zrobić coś do jedzenia. Gwendolyn idziesz ze mną?

- Jasne. – Szepnęła z uśmiechem i zostawiła mnie samego.

Z jękiem położyłem się na plecach na łóżku i zasłoniłem oczy dłońmi. Po upłynięciu niecałych pięciu minut do pokoju wpadł jak burza Raphael. Chłopak zaczął przeglądać mój pokój.

- Co robisz ? – Zapytałem z ciekawością. Chłopak spogląda na mnie, jak na idiotę.

- Szukam kryjówki. Masz trochę miejsca szafie? – W jego głosie słychać mnóstwo nadziei.

- Nie! – Wstałem gwałtownie - Lepiej idź i dokończ ten film. Leslie jest na maksa wkurzona.

- Ale ty nawet nie wiesz jakie to katusze! – Młody był naprawdę przygnębiony. – Błagam, ratuj!

- Leslie!!! – Raphael uderzył mnie poduszką. Czułem się jak mała dziewczynka. - Twój chłopak czeka na ciebie w pokoju!!!

- Dziękuję ci bardzo! – Chłopak warknął na mnie.




Mamy ogromną nadzieje, że rozdział wam się spodobał. Zachęcamy do komentowania. ; -D


Rozdział 3



Londyn, 17 lipca 1783 r.


Spacerując po parku, nagle poczuli, jak żołądki zaczynają im się przekręcać. Byli gotowi na powrót do 1920 roku. Lucy chwyciła męża za rękę i przenieśli się razem.  Wylądowali na prostych nogach, jak zawsze. Zaczęli rozglądać się dookoła. Stało się coś niezwykłego. Wysokie budynki, samochody,  ludzie ubrani zupełnie inaczej... Ci zaczęli się na nich dziwnie patrzeć. Pewnie to przez ich stroje.

- Paul, co tu się dzieje? – Kobieta wydawała się być przestraszona, a zarazem w ogromnym szoku.

- Nie wiem. – Zaczął dokładniej się rozglądać. – Wiem gdzie jesteśmy. Niedaleko jest Loża. 

Chwycił Lucy za rękę i pospiesznie ruszyli do siedziby strażników.  Szybko tam dotarli - przecież to tylko kilka ulic.  Weszli do  budynku, gdzie już na wejściu spotkali Madame Rossini.  Nic się nie zmieniła. Pomyślała Lucy.  Nadal jest taka pulchna i niska. Pewnie Falk dalej się jej boi. 

- O mój boże.  -  Kobieta spojrzała na młodych podróżników, jakby byli duchami. Po chwili niepewnie do nich podeszła i z ostrożnością dotknęła.  - Wy tu jesteście, naprawdę jesteście. Ale... Jak? 

- Sami do końca nie wiemy. – Paul nadal wyglądał na oszołomionego. 

Chwilę jeszcze rozmawiali, a następnie udali się do Smoczej Sali. Strażnicy wyglądają jakby byli w szoku. Zaczęli ich wypytywać o przeróżne rzeczy i przepraszać za to co wydarzyło się przed laty. 


***


Gwendolyn


Kiedy dotarliśmy pod siedzibę, Gideon jak zwykle otworzył drzwi od auta i podał mi rękę. Z wielką chęcią ja przyjęłam. Weszliśmy do środka i ruszyliśmy w stronę sali z chronografem, która znajduję się podziemiach budynku. Gdy chcieliśmy skręcić za róg usłyszeliśmy głos wuja mojego chłopaka.

- Gideon, Gwendolyn przyjdźcie za chwile do smoczej sali. – Powiedział zdenerwowany, a zarazem zdziwiony.

- Ale teraz idziemy poddać się elapsji. –  Odparł szatyn.

- Macie przyjść za chwilę!- rozkazał Falk. Nie mieliśmy wyjścia - musieliśmy zawrócić.

Podążyliśmy w kierunku w jakim nam kazano. Zaczęłam się denerwować, bo nie wiedziałam o co może 
chodzić. Moje serce zaczynało bić coraz szybciej i nagle przeszyły mnie różne myśli. Gdy dotarliśmy na miejsce, oniemiałam. Przed moimi oczami pojawiły się dwie osoby, które znałam, a zarazem były mi obce. W pierwszym momencie pomyślałam 'z powrotem widzę duchy' tak jak Xemerius.

- Gwendolyn, wszystko w porządku? – Lucy podeszła do mnie i pogłaskała po policzku. Kompletnie zesztywniałam. Kiedy Lucy mnie dotknęła zrozumiałam, że są ludźmi i naprawdę stoją przede mną. Z jednej strony ogarnęła mnie radość, a z drugiej ciekawość, jak się to stało. Lecz nie zdążyłam nic powiedzieć. Niekontrolowanie przeniosłam się w czasie i pociągnęłam za sobą Gideona. Po jakiś trzydziestu minutach z powrotem znaleźliśmy się XXI wieku. Kiedy nas zobaczyli od razu kazali nam iść do pomieszczenia z chronografem. 


***


Gdy wróciliśmy do naszych czasów. Od razu udałam się ku wyjściu, żeby wrócić się do domu i porozmawiać z moimi biologicznymi rodzicami. Tak strasznie nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła zadać im pierwsze pytanie że aż zapomniałam o moim chłopaku. Kiedy dotarłam do ostatnich drzwi Gideon złapał mnie za nadgarstek i zatrzymał. 

- Poczekaj, na mnie. Zawiozę cię. Oczywiście, jeżeli tego chcesz - Powiedział to ze spokojem, lecz i tak wiedziałam, że jest równie ciekawy, jak ja.

- Pewnie. – Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. –  Ale już chodź, chcę być jak najszybciej w domu. Po drodze pewnie będą korki. – spojrzał na mnie z ironicznym uśmieszkiem.- No chodź! - szarpnęłam go za ramię i pociągnęłam do auta.

Po godzinie czasu dotarliśmy na miejsce. Miałam rację - były ogromne korki. Wbiegłam do domu i zobaczyłam Lucy i Paula siedzących na sofie w salonie. Pan Bernhard pewnie przyniósł im nowe ubrania. Kobieta ma na sobie sukienkę przed kolano z kwiecistym motywem, a mężczyzna został przyodziany w dżinsy i koszulę. Wstali z kanapy, kiedy nas zobaczyli i szybko mnie przytulili.

- Moja mała córeczka. – Szepnął tata.  Usłyszałam jak Lucy cicho płacze.


***


Gideon


Jaki uroczy obrazek. Cała rodzina w końcu razem.  Uśmiech sam zagościł na mojej twarzy. Mój szanowny kuzyn wraz małżonką puścili moją Gwenny.  Podszedłem do nich i się przywitałem. W końcu jestem dobrze wychowany. Paul nie wiem czemu potarmosił moje włosy.

- Miło cię znów widzieć, mały. – Dlaczego on zawsze mnie tak nazywa?! Przecież jestem od niego wyższy o pół głowy. Olałem go i podszedłem do Lucy. Pocałowałem kobietę w dłoń. Ona tylko się tylko uśmiechnęła.  
- Jak to się stało że znaleźliście się w naszych czasach? – Musiałem zadać to pytanie.

- Nie wiemy. Najpierw poddaliśmy się elapsji do XVIII wieku a gdy mieliśmy wracać do XX nagle znaleźliśmy się tutaj. – Lucy wzruszyła ramionami. 

- Ale jak to jest możliwe? – Zacząłem się dopytywać.

Zero odpowiedzi. Z powrotem usiedli na kanapie obok pani Shepherd i jej ciotki, Maddy. Lady Aristy, jak i Charlotty oraz  jej mamy, Glendy nigdzie nie było. Pewnie wyszły.

- Mamo, gdzie Nick i Caroline? – Odezwała się Gwenny.

-  Są w parku z dziećmi państwa Fray. – Rzuciła. – Wyszli jakąś godzinę temu.

Szatynka przytaknąwszy, usiadła na oparciu fotela na którym siedziałem.  Przesunąłem ją na swoje kolana. Wszyscy się na mnie spojrzeli. Wzruszyłem ramionami i oparłem brodę o ramię dziewczyny. Miałem wrażenie że Paul zabijał mnie wzrokiem. Co się dziwić. Pewnie też tak bym zareagował, gdybym był na jego miejscu.


Mamy nadzieję że rozdział wam się spodoba. Zachęcamy do komentowania.  


Rozdział 2



Gwendolin.



Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez okno. Leniwie otworzyłam oczy. To nie był mój pokój. Poczułam czyjś dotyk i odwróciłam głowę w tamtą stronę. Zobaczyłam Gideona wtulonego we mnie. Co się wczoraj działo? Po chwili namysłu chwyciłam za komórkę leżąca na szafce nocnej, by sprawdzić godzinę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem naga!  Powoli wszystko mi się przypomniało. Poczułam jak chłopak składa czuły pocałunek na mojej szyi i szepcze.

- Witaj, kochanie.

Nagle nasze usta zetknęły się ze sobą. Pocałunek z każda chwilą stawał się coraz bardziej namiętny. Powoli odsunęliśmy się od siebie.

- Czemu jesteś taka nieodpowiedzialna? – zapytał z błyskiem w oczach.

Szybkim ruchem chwyciłam poduszkę i uderzyłam nią Gideona.

- Okej, okej poddaje się!

Ostatni raz się zamachnęłam. Poduszka wylądowała centralnie na jego twarzy.

- Oj, moja panno, teraz to przesadziłaś! – W trakcie wypowiedzi zaczął mnie łaskotać. Przyznam, że czułam się trochę dziwnie. Na przemian piszczałam i krzyczałam, żeby przestał.

- Co tu się dzieje?! – Podniósł głos młodszy brat Gideona. Obok niego stała moja przyjaciółka. Szybko przykryliśmy się kołdrą. - Sorry nie mieliśmy pojęcia... – Zaczął zakłopotany. Jego głos wydawał się dość dziwny. – Nic nie widzieliśmy i nie słyszeliśmy.

Zaczęli się wycofywać. Dziewczyna wydawała się być naprawdę oszołomiona.
 
     
                                      
Gideon.



Spojrzałem na szatynkę. Uśmiechała się co bardzo mnie zdziwiło.

- Co cię tak rozbawiło?- Zero odpowiedzi, tylko przewróciła oczami. Mój głos brzmiał, jakbym był poirytowany. Wzruszam ramionami. Wsumie tak jest, jestem straszliwie poirytowany.  Spojrzała na mnie z tym swoim uśmiechem anioła. Po tym jak Leslie i Raphael już wyszli z mojej sypialni, zaczęliśmy się ubierać. Chwile później usłyszałem głos Gwenny:

- Nie denerwuj się.

- Dobra, okej, ale nie rozumiem, po co tu weszli.

- Może, dlatego że piszczałam.

- Przecież wiedzieli, że jesteś ze mną. – Spojrzała mi w oczy z czułością i miłością. Ujęła moją twarz w swoje dłonie.

-To nie powód, aby się tak bulwersować. – Jej głos był taki czuły… Pocałowała mnie lekko, w sumie to było bardziej muśnięcie ust, ale wystarczyło, żeby moje serce przyspieszyło.

- Lepiej?

- Zdecydowanie.
                                                                 

 ***


Gdy zacząłem robić naleśniki, zadzwonił mój telefon.

- Gwenny, mogłabyś odebrać? – Poprosiłem grzecznie, a ona podeszła i chwyciła za aparat.

- Tak słucham, tu telefon maszyny do zabijania. Mówi Gwendolyn. – Słysząc te słowa, szturchnąłem ją lekko i zaśmiałem się pod nosem. Dziewczyna po kilku sekundach przełączyła na tryb głośnomówiący. Usłyszałem głos Charlotty.

- Gwendolyn? – Wydawała się być zszokowana. Po chwili jednak się otrząsnęła. – Daj mi Gideona. – Nakazała.

- Charlotto, jestem tutaj.

- Gwendolyn, myślałam, że jesteś u Leslie… – Zignorowała moją odpowiedź. – Dobra nieważne. Otwórz mi drzwi. Stoję, na dole a domofon chyba nie działa…
                                                       

 ***


Rudowłosa stanęła u progu, jak wryta. Najpierw zaczęła przyglądać się mnie, a następnie swojej kuzynce, ubranej w moją koszulę.

- Hej. – Odezwałem się pierwszy. – Chcesz naleśnika? – Spojrzała na talerz.

- Nie, dzięki. – Wydawała się przygnębiona. Usiadła na krześle i podparła głowę ręką.

- Charlotto, wszystko w porządku? – Zaniepokoiła się brunetka.

- A co cię to obchodzi? – pierwszy raz usłyszałem, jak się w ten sposób odzywa. Zdziwiła mnie jej reakcja na pytanie Gwen. Przecież każdy by zauważył jej zaniepokojenie stanem kuzynki. Gwendolyn westchnęła i przewróciła oczami. Nastąpiła niezręczna cisza. Zacząłem się czuć jak zwierzę złapane w pułapkę. – A ty może chcesz śniadanie? – zwróciłem się do ukochanej. Zerknęła czujnie na talerz.

 - Ja również podziękuję.                                                          

- Niby dlaczego? – Dopytywałem.                                    

 - Ponieważ widziałam, jak je robiłeś. – Nie rozumiałem o co jej chodzi, w sumie chyba w ogóle nie rozumiem dziewczyn.                      

 - Ludzie przestańcie, przecież są dobre! – Chwyciłem talerz, wbiłem widelec w naleśnika i zacząłem go kroić. Usłyszałem coś w rodzaju odgłosu piłowania.

Wziąłem kawałek do ust i od razu pożałowałem swojej decyzji. W smaku były strasznie słone i, przyznaję bez bicia, spalone. Jakim cudem? Zawsze mi wychodziły. Po sekundzie wyplułem pozostałości potrawy do śmieci.

 - Dlatego. – Odezwała się Gwendolyn. Nagle usłyszałem stłumiony śmiech przyjaciółki.

- Pójdę się ubrać. – Oznajmiła. Gdy zaczęła iść, szybko chwyciłem jej dłoń i przyciągnąłem do siebie. Ne zwracając uwagi na rudowłosą pocałowałem Gwendolyn. Wiedziałem, że się tym nie nasycę, ale za każdym razem jest warto.



Mamy nadzieje że się spodoba. Zachęcamy do komentowania. 

.

Rozdział 1


Gwendolyn


Kiedy schodziłam po schodach, moja niebiesko-czarna, sięgająca do kolan sukienka bez ramiączek lekko falowała. Zauważyłam Gideona czekającego na mnie u podnóża schodów. Moje serce przyspieszyło na jego widok. Zatrzymując się przy nim i ujęłam jego wyciągniętą dłoń. Chłopak pociągnął mnie na środek parkietu i zaczęliśmy tańczyć walca, tym samym otwierając bal.

- Nawet nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłem.

To, że znowu mogłam słyszeć jego głos, dotykać go, być z nim uświadomiło mi, że już nigdy nie chcę się z nim rozstawać. Moje miejsce było przy nim.

- Ja też za tobą tęskniłam. – Jego oczy rozbłysły, w tym momencie okręcił mnie i zaraz znowu przyciągnął do siebie.

Nasze usta zetknęły się ze sobą, nie przejmując się publicznością. W tym pocałunku przekazaliśmy sobie wszystkie nasze uczucia, duszone w czasie rozłąki. W głowie słyszę tylko „mmm...”, „nie przerywaj” i „jeszcze”.

Po dłuższej chwili odkleiliśmy się od siebie. Dopiero wtedy zauważyłam, że muzycy grali już kolejny utwór. Słysząc brawa, miałam wrażenie, że moje policzki płoną żywym ogniem. Mój wzrok powędrował ku zabijającej mnie wzrokiem Charlottcie.

Oboje zeszliśmy z parkietu i stanęliśmy przy drzwiach prowadzących na taras. Leslie i Raphael, podeszli do nas, trzymając się za ręce.

- Gratuluję wam występu. Tego z pewnością na długo nie zapomnę. – Po chwili dorzucił.- Biedna Charlotta.
– Wyczułam sarkazm w jego głosie. Moja przyjaciółka trzepnęła go lekko w tors.

- Przez te pół roku Charlotte miała nadzieje, że się rozstaniecie i że to ona będzie z Gideonem po tym, jak wróci, no i oczywiście liczyła na to, że coś ci się stanie w tej Hiszpanii, i nie wrócisz.
Mój ukochany objął mnie w talii i przytulił. Mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę.

- Może zatańczymy? -Szepnął mi do ucha.

- Myślę, że moja droga kuzynka sofa sprawiłaby panu większą przyjemność podczas tańca, panie de Villiers.

Gideon wzruszył ramionami i wyszedł z wielkiej sali, a ja ruszyłam za nim.

                                                        
 ***


Gideon ustawił chronograf na 1894 rok i poddaliśmy się elapsji.

Usiedliśmy na sofie, obejmując się. Siedziałam na jego kolanach, on zaś całował moje ramiona, szyję, policzki i skronie, aż dotarł do ust, a ja wtedy przekręciłam się przodem do niego. Całowaliśmy się zachłannie i namiętnie, miałam wrażenie, że trwało to całą wieczność. Nasze języki toczyły ze sobą zawziętą walkę.

Gdy jego dłoń zatrzymała się na suwaku mojej sukienki, przerwałam pocałunek, czując, że robi mi się niedobrze. Zerknęłam na zegarek ukochanego.

- To już zaraz.- Szepnęłam, całując go po raz ostatni przed przeskokiem.

- Lepiej doprowadźmy się do porządku. – Po chwili namysłu dodał.- Wyglądasz jakby jakiś idiota, grzebał ci we włosach.

Uśmiecham się pod nosem

- Pan nie wygląda lepiej. - Odpowiadam najmilszym tonem, na jaki mnie stać.




Mamy nadzieje że rozdział się podobał.  Zachęcamy do komentowania.  8-)   Następny opowiadanie postaramy się napisać jak najszybciej, i równie szybko umieścić na stromie.

Prolog


Gwendolyn 



Gdy dojechaliśmy pod Lożę Gideon pierwszy wysiadł ze swojego samochodu, a następnie otworzył mi drzwi i chwycił moją dłoń. Ruszyliśmy w stronę wejścia do Loży, gdzie stał Falk de Villiers. Bez słowa powitania, gestem ręki zaprosił nas do środka i kazał podążać za sobą. W połowie drogi zorientowałam się, gdzie idziemy - do smoczej sali. Ogarnął mnie nie pokój. Ścisnęłam dłoń Gideona mocniej, a on spojrzał na mnie czule.

- Jestem przy tobie. – Szepnął mi do ucha.

Po tych słowach moje serce zaczęło szybciej bić. Musiał to zauważyć, ponieważ pociągnął mnie w boczny korytarz i delikatnie przytulił.

- Skarbie co się dzieje? – Jego głos wydawał się taki delikatny.

Bardziej się w niego wtuliłam i dzięki temu poczułam się bezpieczniej. Po chwili  się od niego i spojrzałam w jego piękne zielone oczy. Jakim cudem on jest mój?

Swoimi dłońmi ujął moją twarz i nawet nie wiem, w którym momencie jego usta zetknęły się z moimi. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Jedną dłoń położyłam na jego szyi, a drugą wplotłam w jego kasztanowe loki. On natomiast jedną rękę przesunął na moją talię, dzięki czemu mocniej mnie do siebie przyciągnął.

- Co wy tu, do cholery, robicie?!!!

Słysząc krzyk Falk, gwałtownie odskoczyliśmy od siebie. Zobaczyłam, jak mięśnie Gideona się napinają.
                                                                       
          
 ***


- Jak to na pół roku?! – Wydarł się Gideon.

Co? Jak? Dlaczego nikt mi nic nie mówi? Znowu? Nie chcę rozstawać się z Gideonem na pół roku.

Po tym, jak chłopak wykrzyczał wszystko, co ma na myśli, słysząc o tym absurdalnym planie wyjazdu na pół roku. Ja miałam jechać do Hiszpanii a Gideon do Francji. Rozłąka na pół roku z rodziną, przyjaciółmi, a zwłaszcza, co najbardziej boli, z Gideonem. Splótł swoje palce z moimi, a moje serce jak zwykle przyspieszyło.


Mamy nadzieje, że się podoba. Zachęcamy do pisana komentarzy.   ;-)

Szablon by Katrina S