24 stycznia 2015

Rozdział 2



Gwendolin.



Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez okno. Leniwie otworzyłam oczy. To nie był mój pokój. Poczułam czyjś dotyk i odwróciłam głowę w tamtą stronę. Zobaczyłam Gideona wtulonego we mnie. Co się wczoraj działo? Po chwili namysłu chwyciłam za komórkę leżąca na szafce nocnej, by sprawdzić godzinę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem naga!  Powoli wszystko mi się przypomniało. Poczułam jak chłopak składa czuły pocałunek na mojej szyi i szepcze.

- Witaj, kochanie.

Nagle nasze usta zetknęły się ze sobą. Pocałunek z każda chwilą stawał się coraz bardziej namiętny. Powoli odsunęliśmy się od siebie.

- Czemu jesteś taka nieodpowiedzialna? – zapytał z błyskiem w oczach.

Szybkim ruchem chwyciłam poduszkę i uderzyłam nią Gideona.

- Okej, okej poddaje się!

Ostatni raz się zamachnęłam. Poduszka wylądowała centralnie na jego twarzy.

- Oj, moja panno, teraz to przesadziłaś! – W trakcie wypowiedzi zaczął mnie łaskotać. Przyznam, że czułam się trochę dziwnie. Na przemian piszczałam i krzyczałam, żeby przestał.

- Co tu się dzieje?! – Podniósł głos młodszy brat Gideona. Obok niego stała moja przyjaciółka. Szybko przykryliśmy się kołdrą. - Sorry nie mieliśmy pojęcia... – Zaczął zakłopotany. Jego głos wydawał się dość dziwny. – Nic nie widzieliśmy i nie słyszeliśmy.

Zaczęli się wycofywać. Dziewczyna wydawała się być naprawdę oszołomiona.
 
     
                                      
Gideon.



Spojrzałem na szatynkę. Uśmiechała się co bardzo mnie zdziwiło.

- Co cię tak rozbawiło?- Zero odpowiedzi, tylko przewróciła oczami. Mój głos brzmiał, jakbym był poirytowany. Wzruszam ramionami. Wsumie tak jest, jestem straszliwie poirytowany.  Spojrzała na mnie z tym swoim uśmiechem anioła. Po tym jak Leslie i Raphael już wyszli z mojej sypialni, zaczęliśmy się ubierać. Chwile później usłyszałem głos Gwenny:

- Nie denerwuj się.

- Dobra, okej, ale nie rozumiem, po co tu weszli.

- Może, dlatego że piszczałam.

- Przecież wiedzieli, że jesteś ze mną. – Spojrzała mi w oczy z czułością i miłością. Ujęła moją twarz w swoje dłonie.

-To nie powód, aby się tak bulwersować. – Jej głos był taki czuły… Pocałowała mnie lekko, w sumie to było bardziej muśnięcie ust, ale wystarczyło, żeby moje serce przyspieszyło.

- Lepiej?

- Zdecydowanie.
                                                                 

 ***


Gdy zacząłem robić naleśniki, zadzwonił mój telefon.

- Gwenny, mogłabyś odebrać? – Poprosiłem grzecznie, a ona podeszła i chwyciła za aparat.

- Tak słucham, tu telefon maszyny do zabijania. Mówi Gwendolyn. – Słysząc te słowa, szturchnąłem ją lekko i zaśmiałem się pod nosem. Dziewczyna po kilku sekundach przełączyła na tryb głośnomówiący. Usłyszałem głos Charlotty.

- Gwendolyn? – Wydawała się być zszokowana. Po chwili jednak się otrząsnęła. – Daj mi Gideona. – Nakazała.

- Charlotto, jestem tutaj.

- Gwendolyn, myślałam, że jesteś u Leslie… – Zignorowała moją odpowiedź. – Dobra nieważne. Otwórz mi drzwi. Stoję, na dole a domofon chyba nie działa…
                                                       

 ***


Rudowłosa stanęła u progu, jak wryta. Najpierw zaczęła przyglądać się mnie, a następnie swojej kuzynce, ubranej w moją koszulę.

- Hej. – Odezwałem się pierwszy. – Chcesz naleśnika? – Spojrzała na talerz.

- Nie, dzięki. – Wydawała się przygnębiona. Usiadła na krześle i podparła głowę ręką.

- Charlotto, wszystko w porządku? – Zaniepokoiła się brunetka.

- A co cię to obchodzi? – pierwszy raz usłyszałem, jak się w ten sposób odzywa. Zdziwiła mnie jej reakcja na pytanie Gwen. Przecież każdy by zauważył jej zaniepokojenie stanem kuzynki. Gwendolyn westchnęła i przewróciła oczami. Nastąpiła niezręczna cisza. Zacząłem się czuć jak zwierzę złapane w pułapkę. – A ty może chcesz śniadanie? – zwróciłem się do ukochanej. Zerknęła czujnie na talerz.

 - Ja również podziękuję.                                                          

- Niby dlaczego? – Dopytywałem.                                    

 - Ponieważ widziałam, jak je robiłeś. – Nie rozumiałem o co jej chodzi, w sumie chyba w ogóle nie rozumiem dziewczyn.                      

 - Ludzie przestańcie, przecież są dobre! – Chwyciłem talerz, wbiłem widelec w naleśnika i zacząłem go kroić. Usłyszałem coś w rodzaju odgłosu piłowania.

Wziąłem kawałek do ust i od razu pożałowałem swojej decyzji. W smaku były strasznie słone i, przyznaję bez bicia, spalone. Jakim cudem? Zawsze mi wychodziły. Po sekundzie wyplułem pozostałości potrawy do śmieci.

 - Dlatego. – Odezwała się Gwendolyn. Nagle usłyszałem stłumiony śmiech przyjaciółki.

- Pójdę się ubrać. – Oznajmiła. Gdy zaczęła iść, szybko chwyciłem jej dłoń i przyciągnąłem do siebie. Ne zwracając uwagi na rudowłosą pocałowałem Gwendolyn. Wiedziałem, że się tym nie nasycę, ale za każdym razem jest warto.



Mamy nadzieje że się spodoba. Zachęcamy do komentowania. 

.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon by Katrina S