24 stycznia 2015

Rozdział 1


Gwendolyn


Kiedy schodziłam po schodach, moja niebiesko-czarna, sięgająca do kolan sukienka bez ramiączek lekko falowała. Zauważyłam Gideona czekającego na mnie u podnóża schodów. Moje serce przyspieszyło na jego widok. Zatrzymując się przy nim i ujęłam jego wyciągniętą dłoń. Chłopak pociągnął mnie na środek parkietu i zaczęliśmy tańczyć walca, tym samym otwierając bal.

- Nawet nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłem.

To, że znowu mogłam słyszeć jego głos, dotykać go, być z nim uświadomiło mi, że już nigdy nie chcę się z nim rozstawać. Moje miejsce było przy nim.

- Ja też za tobą tęskniłam. – Jego oczy rozbłysły, w tym momencie okręcił mnie i zaraz znowu przyciągnął do siebie.

Nasze usta zetknęły się ze sobą, nie przejmując się publicznością. W tym pocałunku przekazaliśmy sobie wszystkie nasze uczucia, duszone w czasie rozłąki. W głowie słyszę tylko „mmm...”, „nie przerywaj” i „jeszcze”.

Po dłuższej chwili odkleiliśmy się od siebie. Dopiero wtedy zauważyłam, że muzycy grali już kolejny utwór. Słysząc brawa, miałam wrażenie, że moje policzki płoną żywym ogniem. Mój wzrok powędrował ku zabijającej mnie wzrokiem Charlottcie.

Oboje zeszliśmy z parkietu i stanęliśmy przy drzwiach prowadzących na taras. Leslie i Raphael, podeszli do nas, trzymając się za ręce.

- Gratuluję wam występu. Tego z pewnością na długo nie zapomnę. – Po chwili dorzucił.- Biedna Charlotta.
– Wyczułam sarkazm w jego głosie. Moja przyjaciółka trzepnęła go lekko w tors.

- Przez te pół roku Charlotte miała nadzieje, że się rozstaniecie i że to ona będzie z Gideonem po tym, jak wróci, no i oczywiście liczyła na to, że coś ci się stanie w tej Hiszpanii, i nie wrócisz.
Mój ukochany objął mnie w talii i przytulił. Mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę.

- Może zatańczymy? -Szepnął mi do ucha.

- Myślę, że moja droga kuzynka sofa sprawiłaby panu większą przyjemność podczas tańca, panie de Villiers.

Gideon wzruszył ramionami i wyszedł z wielkiej sali, a ja ruszyłam za nim.

                                                        
 ***


Gideon ustawił chronograf na 1894 rok i poddaliśmy się elapsji.

Usiedliśmy na sofie, obejmując się. Siedziałam na jego kolanach, on zaś całował moje ramiona, szyję, policzki i skronie, aż dotarł do ust, a ja wtedy przekręciłam się przodem do niego. Całowaliśmy się zachłannie i namiętnie, miałam wrażenie, że trwało to całą wieczność. Nasze języki toczyły ze sobą zawziętą walkę.

Gdy jego dłoń zatrzymała się na suwaku mojej sukienki, przerwałam pocałunek, czując, że robi mi się niedobrze. Zerknęłam na zegarek ukochanego.

- To już zaraz.- Szepnęłam, całując go po raz ostatni przed przeskokiem.

- Lepiej doprowadźmy się do porządku. – Po chwili namysłu dodał.- Wyglądasz jakby jakiś idiota, grzebał ci we włosach.

Uśmiecham się pod nosem

- Pan nie wygląda lepiej. - Odpowiadam najmilszym tonem, na jaki mnie stać.




Mamy nadzieje że rozdział się podobał.  Zachęcamy do komentowania.  8-)   Następny opowiadanie postaramy się napisać jak najszybciej, i równie szybko umieścić na stromie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon by Katrina S