24 stycznia 2015

Rozdział 5


Gideon  



Budzę się, wcześnie rano, od razu przypomina mi się wczorajszy wieczór. Był dość zabawny. Leslie faktycznie była strasznie wściekła na Raphael. Chłopak chyba pół nocy błagał ją o przebaczenie. Tylko słuchałem i próbowałem powstrzymać śmiech. Powoli wyślizguję się z łóżka, tak aby nie obudzić Gwenny. Idę do łazienki wykonuję toaletę poranną i szybko ubieram się w czarny T-shirt, dżinsy i dla odmiany tenisówki.

Ruszam do salonu, gdzie już czeka mój brat z Leslie. Spoglądam na nich, wyczekując odpowiedzi.

- Mamy wszystko. – Raphael robi minę szalonego doktorka. Czasem jest to dosyć przerażające.

- Świetnie. Dzięki.

Leslie podchodzi do mnie z chytrym uśmieszkiem. Muszę przyznać, przez ostatni czas polubiłem ją znacznie bardziej. Nie, żebym wcześniej miał coś przeciwko niej. Co do tego to nie.

- Jakieś plany poza tym? – Dopytuje się.

- Może, ale pary z ust nie puszczę. – Mierzy mnie tym swoim lisim wzrokiem od stóp do głów. Zaczynam czuć się nie komfortowo.

- Ej! – Raphael oburzył się. – Jeśli ja ci już nie wystarczam, to powiedz. Wystarczy tylko słówko, ale to nie powód, aby na moich oczach zarywać do mojego własnego brata. - Warknął z ogromna ironią.

Dziewczyna przewróciła oczami i podeszła do niego. Cmoknęła go w policzek, a ten wyszczerzył wszystkie osiem zębów.




Gwendolyn



Rozległ się donośny krzyk z drugiego końca sali. Chcę dowiedzieć się kto, wydaje takie hałas. Nikogo nie ma poza mną, przerażona Wybiegłam długi na korytarz, który wydaje się nie mieć końca. Ściany są złote, dokładnie w tym samym odcieniu co moja suknia z długim wijącym się trenem. Za każdym razem, kiedy spoglądam na ścianę, pokazuje się lustro zupełnie inne od poprzedniego, zamiast mojego odbicia pokazuje się postać Hrabiego. Zaczynam szukać wyjścia. Błądzę tak przez jakiś czas, po tym strasznym budynku. Gdy docieram do celu, strasznie się cieszę. Chcę pociągnąć za złotą klamkę, gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę. W pierwszym momencie myślałam, że to Gideon i obróciłam się, aby go przytulić i poczuć się bezpieczni, lecz ujrzałam Hrabiego de Sajm German. Jego twarz była blada i postarzała a usta ma sine, lecz oczy się nie zmieniły, są przesiąknięte nienawiścią bezpośrednio skierowaną do mnie. Gdy chciałam uciec, on mnie zaczął dusić. Zaczęłam się szarpać z nadzieją, że to jakoś mi pomoże.

- Szatanie! – Warknął. - Twoje działania są bezcelowe. - Powiedział to z takim wyrafinowaniem. Nie mam pojęcia, jak to robi w takich sytuacjach.

- Puść mnie…- Ledwo wydyszałam. Zaczęły ogarniać mnie zimne poty.

- Chce, że byś wiedziała, że nie dam ci spokoju, dopóki nie będziesz leżeć zakopana w ziemi taka zimna, blada, sztywna. Dopóki robaki nie zjedzą ostatniego kawałku twojego ciała i twojego dziecka!!!

Dziecka? Ale ja nie mam dziecka! Ja nie jestem i nie byłam w ciąży! O co temu facetowi chodzi.



***



Nagle usłyszałam dźwięk budzika w telefonie, otworzyłam oczy i znalazłam się w pokoju Gideona. Jestem cała mokra od potu, a ręce drżą mi ze strachu. Po chwili uspokoiłam się, ale cały czas w głowie słyszę słowa Hrabiego.

- Chce, że byś wiedziała, że nie dam ci spokoju, dopóki nie będziesz leżeć zakopana w ziemi taka zimna, blada, sztywna. Dopóki robaki nie zjedzą ostatniego kawałku twojego ciała i twojego dziecka!!!

W końcu wstaję z łóżka i podchodzę do półki z moimi rzeczami. Nagle do pokoju wpada Raphael, nucąc coś radosnego pod nosem.

- Dzieńdoberek, przyszła bratowo! – Chłopak jest dziwnie wesolutki.

- Hej. – Spoglądam na niego niepewnie. Chłopak ma na sobie czarny T-shirt, rozpiętą koszulę w kratę i czarne dżinsy a włosy są w nieładzie. - Co ty taki wesolutki? - Jestem strasznie ciekawa, co sprawiało mu taką radość.

- Jak się ogarniesz, proszę, przyjdź do kuchni. – Wyszczerzył zęby w uśmiech.


- Dobraaa. – Bąknęłam niepewnie. Co oni kombinują?- Tylko się przebiorę.Po chwili wzięłam rzeczy na zmianę i poszłam do łazienki, wykonałam poranną toaletę i ubrałam się w jasne dżinsy, jasnoróżową bokserkę i szary sweter, który jest krótszy z przodu a do tego zakładam białe converse.

Idąc do salonu, nie wiem czego, mogę się spodziewać. Na wejściu do pomieszczenia stoi Leslie. Uśmiecha się do mnie dosyć tajemniczo. Teraz jestem pewna, że coś się kroi.

- Gwenny! – Podbiegła do mnie i mocno przytuliła.

- Hej. – ledwo wydusiłam. – Co tu robisz? – Dziewczyna mnie puściła i zasłoniła oczy. Zignorowała moje pytanie.

Lekko pchnęła mnie do przodu i zaczęła prowadzić. Kilka razy o mało co nie wpadłam na stolik lub krzesło. Przypomniały mi się pierwsze dni w Temple, kiedy Gideon prowadził mnie do sali z chronografem, a ja miałam zasłonięte oczy chustą.

Nagle mnie puściła. Kiedy na stole zauważyłam niewielki tort ze świeczkami, przypomniało mi się, że dziś mam urodziny przez tę całą sytuację półrocznego wyjazdu i powrotu Lucie oraz Paula do XXI w. zupełnie o nich zapomniałam. W moich oczach pojawiły się łzy. Bardzo się cieszę, że ma tak wspaniałych przyjaciół wraz z chłopakiem. Gdy skończyli śpiewać Podeszli do mnie z tortem.

- Pomyśl życzenie. – Nakazuje Gideon. Zamykam oczy i intensywnie myślę. Czego mogę sobie zażyczyć? Już wiem!

Spoglądam na przyjaciół i się uśmiecham.

- Życzę sobie właśnie tego. – Mój głos wydaje się słodki. Gideon, odwzajemnia uśmiech, a ja zdmuchuje świeczki. Wszystkie osiemnaście.

Po moim policzku spłynęło kilka łez szczęścia. To zdecydowanie najlepsze urodziny w życiu. Gdy Gideon, zobaczył jak łzy, spływają po moich policzkach, od razu podszedł do mnie, starł kciukiem łzy, pocałował w policzek i mocno przytulił. Po chwile pozostała dwójka się do nas przyłączyła. Normalnie zaraz mnie uduszą.

- Dobra już dosyć. Już mi brakuje tchu. - lecz nikt się tym nie przejął i ściskają mnie nadal, przez, co po chwili przypomniał mi się sen. Znów poczułam ten strach, który przesiąknął minie. Żołądek zaczął wariować a serce walić jak oszalałe.

Zanim się odsunęli, musiała minąć cała wieczność. Dopiero teraz, mogłam nabrać powietrza. Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco lub z troską, którą da się wyczuć na kilometr. Uśmiechnęłam się do nich blado. Moja najlepsza przyjaciółka pociągnęła mnie na kanapę, na której usiadłam po turecku. Sekundę później zorientowałam się, że chłopcy gdzieś zniknęli.

- Co się stało? – Troska Leslie o mnie, czasami przebija Gideona. Chociaż ciężko w to uwierzyć, taka jest. Moja przyjaciółka jest porywcza i worgule, ale traktują ją, jak siostrę. Czasami czuję, że ową jest. Praktycznie całe życie ją znam. Pamiętam, jak byłyśmy malutkie i bawiłyśmy się z Lucasem w salonie. Wtedy było naprawdę fajnie i żyło się tak beztrosko. Żadnych podróży w czasie, osób czekających na twoją zgubę itd. Przyjaciółka chwyciła mnie za dłonie i leciutko ścisnęła, dodając tym otuchy.

- Nic takiego, po prostu śnił mi się koszmar, ale już nie ważne. To są najlepsze urodziny w życiu. – Mówię trochę tym wszystkim przejęta i przytulam przyjaciółkę.



Gideon



Pociągnąłem brata do kuchni. Dziewczyny o czymś gadają na kanapie a ja mam zamiar dowiedzieć się czegoś od Raphaela. Chociaż… bardziej martwię się Gwenny. Wydaje się przygnębiona. Ciekawe co ją tak trapi.

- Stary powrót na ziemię. – Raphael zaczął machać ręką przed moją twarzą.

Chwyciłem jego nadgarstek i przekręciłem tak, że jest teraz unieruchomiony.

- Następnym razem będzie bolało. – Uprzedziłem brata, śmiejąc się.

- Sadysto puść mnie. – Warknął na mnie.

Z chęcią wykonuję jego polecenie. Chłopak ląduje na ziemi i pociera nadgarstek, aby ukoić ból. Wyciągam z zamrażalnika lód i rzucam go bratu. Raphael przykłada woreczek do czerwonego i lekko spuchniętego miejsca.



***



Kidy wchodzimy do salonu, dziewczyny od razu spoglądają na nas. Leslie rozszerza oczy i podchodzi do swojego chłopaka. Siadam obok Gwendolin a ta opiera swoją głowę o moje ramię. Przyciągam ją bliżej do siebie.

- Co zrobiłeś Raphaelowi? – Odzywa się pierwsza, wpatrując w parę, która usiadła przy blacie śniadaniowym.

- Nic. – Zaczynam jak niewiniątko. Gwen spogląda na mnie z groźną miną. – Sam zaczął. – Tłumaczę się. Szatynka zaczęła kręcić głową.



Gwendolyn



Kiedy Gideon, ustawił Chronograf na odpowiednią datę, przenieśliśmy się w czasie. Nie chciał zdradzić, który to rok. Wydaje się zamyślony, tajemniczy i zdenerwowany. O co chodzi? Co się z nim dzieje? Wylądowaliśmy tam gdzie zawsze, w pomieszczeniu z zieloną sofą. Chłopak pociągnął mnie na drugi koniec budynku.

Wchodzimy spiralnymi schodami, chyba wspinamy się na jakąś wieżyczkę. Brunet jest dość cichy, przez całą drogę nie odezwał się ani słowem. Nagle dotarliśmy przed jakieś mahoniowe drzwi. Gideon, pociąga mnie do środka. Moim oczom, ukazuje się okrągłe pomieszczenie z białymi ścianami. Na środku stoi stuł z nakryciem dla trzech osób. O co w tym wszystkim chodzi? Nagle wyłania się jakaś postać. Po chwili orientuje się, że to mój dziadek Lucas.

- Moja droga Gwendolyn. Jak dobrze znów cię widzieć. – Wyciąga w moim kierunku dłonie.

Podchodzę do mężczyzny i się do niego przytulam. Czuję na plecach spojrzenie Gideona nie muszę na niego spoglądać, aby wiedzieć, że się uśmiecha. W ramionach dziadka czuję się jak kiedyś. Bezpiecznie, beztrosko i jak dziecko.



***



Siedzimy przy stole i rozmawiamy. Dużo ciekawych i zabawnych rzeczy, dowiedziałam się o Lucasie. Na przykład to, że zawsze udaje, że je zapiekankę Lady Aristy a tak naprawdę, gdy nie widzi, daje ją psu. Nie dziwię się mu. Sama podobnie robię lub wymiguje się przed jej konsumowaniem.

Pogawędka mija w najlepsze. Nagle Gideon, lekko odchrząkuje. Spoglądamy na niego. Kątem oka widzę jak mężczyzna, lekko się uśmiecha i kiwa chłopakowi głową. Ludzie czemu cały dzień każdy coś knuje?! Podróżnik wstaje z miejsca i ujmuje moją dłoń. Zaczynam mu się uważnie przyglądać. Nie wierzę!!! Chłopak ukląkł na jedno kolano. Nabiera powietrza.

- Gwendoyin… - Wpatruję się w niego oniemiała. Bierze głęboki oddech. - Chcę, abyś wiedziała, że kocham cię całym swoim sercem… Po prostu nie wyobrażam sobie już życia bez ciebie. – Zaczyna czegoś szukać po kieszeniach. Wyciąga małe, kwadratowe, bordowe pudełeczko i je otwiera. Moim oczom, ukazuje się złoty pierścionek z rubinem pośrodku. Kamień otacza cała masa diamentów, jest ich chyba dwanaście. Moje serce przyspiesza, zaczynam się bać jego dalszych słów. - Proszę cię, a nawet błagam. Wyjdź za mnie.




Mamy ogromną nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Zauważcie, że jest dłuższy niż zwykle. Zachęcamy do komentowania. :-D 

PS. Są nowe rozdziały na moich pozostałych blogach. ( Łowczyni, paulina patrycja( jak kto woli))

- Dary Anioła — Inna Historia: LINK

- Dary anioła - opowiadania: LINK


5 komentarzy:

  1. Kiedy następny? Ten był świetny.

    OdpowiedzUsuń
  2. fajny blog :)
    zapraszam na mojego : http://co-bendzie-dalej.blogspot.com/
    też jest o Trylogii Czasu

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko! Kocham waszego bloga! Jest cudowny. Dajcie mi kolejne rozdziały, bo nie wytrzymam. Niestety rzuciło mi się w oczy kilka błędów, ale chyba mogę je wybaczyć ze względu na tak wspaniałą treść :D No cóż, życzę weny i oby więcej takich długich rozdziałów, bo czym dłuższe tym lepsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Katrina S