Jak wam się podoba nowy szablon. Grafikę sama stworzyłam, ale kody CSS są od Kariny z SOSNOWEJ!!!
Mamy nadzieję, że nowy wygląd bloga wam się podoba.
paulina patrycja.
♥♥♥
30 sierpnia 2015
24 sierpnia 2015
Rozdział - Dodatek
+16
Ten rozdział powstał przy współpracy naszych zrytych kumpli. Jest to dodatek, który nie ma związku z główną historią. Może być przykry dla niektórych osób. Z góry przepraszamy.
"Przegrany zakład" :)
Gideon
Spoglądając na kartkę nie dowierzałem własnym oczom. Wyjąłem łyżkę z kieszeni
- Kochanie zawsze lubiłem jak mnie drapałaś, teraz ja cie podrapie tylko, że trochę inaczej. Jednak ten woreczek śniadaniowy nie spełnił swojej roli - ściągnąłem brwi i zamyślony zacząłem wyobrażać sobie skrobanko.
- Kochanie mówiłam ci abyś kupił truskawkowe prążkowane a nie jakieś woreczki, niedość że nie doszłam to jeszcze zaszłam - rzekła zawiedziona.
-Oj! Biedactwo, tak mi przykro - powiedziałem ironicznie - To twój problem, a nie mój - dodałem po chwili.
Po kilku sekundach ogarnął moją ukochaną szał, dziki szał i wybiegła z krzykiem przez główne drzwi, machając rękami jak wariatka. Twarze wszystkich skierowały się w moją stronę z pytaniem w oczach.
- No co? - wzruszyłem ramionami i poszedłem za moją wybranką.
Złapałem ją na schodach i zaciągnąłem do składzika, tam przywaliłem przepychaczką do kibla w głowę. Dzięki temu miałem spokój i mogłem zająć się zacieraniem śladów moich plemników.
***
Zbudziłam się nazajutrz, po wieloletnim śnie z wielkim, fioletowym guzem.
Dookoła mnie były góry, rzeki, doliny, lasy i łąki, a przede mną mój największy koszmar. Moje nie narodzone dziecko pełzło w moją stronę, trzymają w jednej niby rączce drewnianą łyżkę, a w drugiej przepychaczkę do toalety.
Pamiętaj!
Czytasz, komentuj!
19 czerwca 2015
WAŻNE INFO!
Wiem, że nas zabijecie, ale cóż. Mam dwie informacje.
1. Z przykrością informuje was, że blog zostaje zawieszony na czas nieokreślony!
2. Założyłam nowego bloga o trylogii czasu. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Nazwa nowego bloga to: ''Czas nie stanie na przeszkodzie miłości.”
http://time-joined-us.blogspot.com/
paulina patrycja
♥♥♥
10 czerwca 2015
Rozdział 11
Gwendolyn
Po skończonym treningu wszyscy bylin zszokowani moimi umiejętnościami. Jednak te potajemne lekcje się na coś przydały. Choć by dla miny Gideona i Falka. Kocham Gideona, ale nie mogłam się powstrzymać i paści na podłogę turlając się po niej jak oszalała. Wiem, że zapewne wyglądało, to jak bym była jakąś wariatką, ale co ja mam na to poradzić?
- Gwany, no już. - Zaczął mój narzeczony.- To nie jest śmieszne.- Powiedział udawanym poważnym tonem. Wiedziałam, że sam zaraz parsknie. Widać to w jego oczach.
- Jest! - Odparłam, powstrzymując śmiech, a Gid zaczął podawać mi rękę.
Chwyciłam pomocną dłoń i w momencie, kiedy zaczął mnie podnosić, pociągnęłam go do siebie i nietrafnie wylądował na mnie. Nie spodziewałam się, że jest taki ciężki. Chłopak, jak by nigdy nic, przytulił się do mnie i zaczął wygodnie się układać. Myślałam, że zaraz mnie udusi. Brakowało mi tchu oraz miałam wrażenie, iż moje płuca zostaną zaraz zmiażdżone.
- Gideon. - Wydyszałam ostatkami sił.
Brunet, jak by nigdy nic,wzruszył ramionami i sturlał się ze mnie.
- Jak długo macie zamiar ciągnąć tę sielankę? - Niespodziewanie odezwał się Wielki Mistrz Loży.
Oboje spojrzeliśmy się na siebie, a następnie na Falka.
- Chyba mam prawo czasem podręczyć własną narzeczona? - Warknął Gideon. Wiedziałam, że jest niezadowolony z powodu, iż jego kuzyn przerwał mu zabawę. Mój ukochany bywa czasami jak dziecko. Chyba wszyscy mężczyźni tak mają.
Mężczyzna na jego słowa wytrzeszczał oczy. Przypominały ogromne spodki. Jego twarz, pobladła i zaczął głębiej oddychać. W międzyczasie oboje podnieśliśmy się z podłogi i podeszliśmy do Falka.
- Spokojnie. - Zaczęłam. - Oddychaj. Wdech i wydech.
Poczułam, jak Gideon obejmuje mnie rękom w pasie od tyłu. W tym miejscu przeszło mnie lekkie mrowienie. To niesamowite jak na mnie działa.
- Od jak dawna i dlaczego ja nic o tym nie wiem?! - Nagle wybuchł mężczyzna.
- Sądziliśmy, że Lady Arista cię już poinformowała — Zaczął nas bronić Gideon. - Przecież zawsze wszystko pierwszy wie i cię informuje.
Mój narzeczony zrobił coś niespodziewanego i uśmiechnął się słodko oraz niewinnie. W tamtej chwili przeżyłam szok. Czy on się zemnie, nabijał?
***
Już wchodząc, do domu słyszałam piski ganiającego się mojego rodzeństwa. Uśmiechnęłam się na te odgłosy. Gideon powoli otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem. Na samym wejściu już zostałam staranowana przez Nika i poleciałam do tyłu i nagle trzask pode mną. Jęknęłam wkurzona.
- Nick! - Wrzasnęłam wściekle.
Co on sobie wyobraża. Ygg.
Chłopak pokazał mi język i zaczął się wycofywać. Co za dzieciak. Uśmiechnęłam się lekko na tą myśl.
- Gwany, wszystko w porządku? - zapytał mnie Gideon, podając mi rękę.
- Tak, tylko trochę boli mnie kręgosłup.- Gdy stanęłam, już na nogi miałam ochotę pójść i zabić Nika. Po chwili skrzywiłam się, chcąc zrobić krok. Kostka zaczęła mnie lekko boleć. Przystanęłam na chwilę.
- Gwen...? - Mój ukochany wydawał się zmartwiony.
- Wszystko w porządku. - Zapewniam go i zaczęłam lekko kręcić kostką. Po chwili ból ustąpił, a ja odetchnęłam z ulgą.
Szybko się uśmiechnęłam i chwyciłam Gideona za rękę. Oboje z uśmiechem, weszliśmy do saloonu. W pokoju zastaliśmy wszystkich prócz Lady Aristy, Charlotty i cioci Glendy. Caroline na nasz widok wraz z Niock'kiem zerwali się z kanapy.
- Lody! - Dziewczynka zaczęła skakać. Podbiegła do Gideona. - Ty ja lody. - Mówiąc, to wskazywała palcem na bruneta i na siebie. - Teraz. - Szybko dodała.
To tak komicznie wyglądało. Musiałam powstrzymywać śmiech. Jak na dziesięciolatkę jest bardzo pewna siebie, co dodaje jej dużo uroku. Moim zdaniem najważniejsze jest to, iż nie udaje nikogo, po prostu jest sobą. To takie piękne.
- Nie zapomnijcie o mnie! - Krzyknął mój braciszek.
- Nigdy. - Mrugnęłam do niego.
- Się wie. Co byście zrobili bez takiego przystojniaka jak ja. - Stwierdził rudzielec, kiwając głową. I jak tu się na niego gniewać?
Na chwilę przysiadłam na kanapie tuż obok Lucy. Od powrotu do XXIw. jest taka szczęśliwa, ale wiem, że brak jej mojego brata. Niestety został pod opieką Lady Tilney. Podczas każdej elepsii odwiedzają syna. Rozumiem ich doskonale. Na pewno będąc na ich miejscu, robiłabym, to samo.
- Niestety nie pójdziemy z wami. - Zaczęła moja matka — Niestety Falk chce z nami o czymś porozmawiać. Twierdzi, iż to pilne. - Wydaje się lekko z tego powodu smutna.
- Rozumiem. - Odparła najdelikatniej, jak potrafiłam, lekko ją przytulając. - Wiesz może, o co chodzi? - Jestem tego strasznie ciekawa.
- Nie, ale dam ci znać od razu po spotkaniu. - Obiecała.
- Dzięki. Za nim ja bym od kogoś wyciągnęła, jakieś informacje minęłyby wieki. - Kobieta się lekko skrzywiła.
- Przepraszam. - Szepnęła.
- Za nic nie musisz przepraszać. Przecież to nie twoja wina, że między nami są takie stosunki. - Mam nadzieję, że jakoś to pomoże. Lucy wydaje się taka przygnębiona tym wszystkim.
***
Kiedy dojechaliśmy pod lodziarnię, Gideon nawet nie zdążył zaparkować, a ta dwójka niczym błyskawica wybiegła z pojazdu i popędzili na miejsce. Nie zdążyłam nic powiedzieć, tylko westchnęłam głęboko. Po paru sekundach Gideon zaparkował.
Gdy spojrzałam na narzeczonego, okazało się, iż on też mi się przygląda. Moje serce ponownie urosło na ten widok. Kiedy mój wzrok padł na jego oczy i się pogłębił, miałam wrażenie, że to wczoraj go poznała, że to wczoraj pierwszy raz się pocałowaliśmy, że to wczoraj go nienawidziłam, że to wczoraj mi wyznał szczerze, iż mnie kocha i błagał, abym przeżyła. A tu proszę! Tyle czasu jesteśmy już razem i wszystko ciągnie do szczęśliwego zakończenia. Czasem przeraża mnie, to jak bardzo go kocham.
- Idziemy? - Zapytał, muskając czule palcami mój policzek.
- Wypadałoby, za nim rozniosą to miejsce. - Oboje zachichotaliśmy.
Gideon wysiadł z samochodu, obszedł maskę i otworzył drzwi z mojej strony. Szybko wstałam z siedzenia i chwyciłam go za dłoń. Przeszedł mnie przyjemny prąd. Kiedy weszliśmy, do lodziarni ujrzeliśmy Nicka i Caroline przyklejonych do szyby lodówki. Naprawdę, bywają niemożliwi.
- Wybraliście już coś? - Gideon podszedł do nich od tyłu i lekko objął. Obrazek niezwykle słodki.
- Nom. Chyba tak... - Nick zrobił minę myśliciela.
- Ja chcę truskawkowe i czekoladowe! - Wyrwała się rudowłosa.
- Okej. Nick? - Spojrzał radośnie na chłopaka.
- No ok. Niech będzie mięta i podwójnie czekolada. - Odrzekł chytrze.
- Interesująca mieszanka chłopie. - Poczochrał lekko Nicka. - Zamawiam to samo. - Odrzekł dumnie.
Podeszłam do nich bliżej i zaczęłam się rozglądać. W lodówkach były chyba wszystkie możliwe smaki lodów. W końcu mój wzrok pada na kilka smaków. Podskoczyłam w momencie, kiedy ktoś objął mnie w pasie. Dobrze znam ten dotyk, tą czułość i te dłonie. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Sorbet pomarańczowy i cytryna. - Odpowiedziałam na nie zadane, na głos pytanie Gideona.
- Cudownie. - Szepnął z ustami przy mojej szyi. Uśmiech powiększył się na mojej twarzy.
Mój ukochany po chwili puścił mnie i złożył zamówienie. Minęło kilka sekund, nim otrzymaliśmy rożki z gałkami lodów. Wychodząc z ''sklepu'' byliśmy w wyśmienitych nastrojach. Moje rodzeństwo się śmiało i drażniło na przemian, ja i Gideon szliśmy w objęciach po ścieżkach parku. Wymarzony wieczór. Słonce powoli już zachodziło, a księżyc stawał się coraz wyraźniejszy.
Nagle stało się coś dziwnego. Wszystko stało się znacznie wyraźniejsze, a ludzie wokoło mnie zaczęli się rozpływać. Do tego wszystkiego głowa zaczęła mi pękać.
- Już niedługo. - Ten głos był mi tak znany. - Niedługo wszystko doświadczy zenitu. Niedługo się wszystko zmieni. Niedługo nadejdzie purpur Aleksandrytu. Niedługo nadejdzie, ale wszystko może się zdarzyć. Rubine ja wrócę... - Popadłam w ciemność.
Mamy nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Wiemy, iż nic nie dodawałyśmy od dłuższego czasu, ale wiedzcie, że mamy zaplanowaną całą historię, tylko musimy to przerzucić na ''papier''.
MAŁA PROŚBA! Niech każda osoba, która przeczyta ten rozdział, pozostawi po sobie komentarz! JEST FUNKCJA ANONIMOWA!!! To wam zajmie niecałą minute, a dla nas ma wielkie znaczenie!
PS. Kolejny rozdział już piszemy! Na pewno ukaże się niebawem!
17 kwietnia 2015
Info!!!
Ostatnio myślałam dużo i zgodziłam się z józefina wojtkiewicz. Postanowiłam założyć, nowego bloga o DA. Mojego drugiego bloga Dary Anioła-Inna Historia jeszcze nie kończę. Niestety nie wiem, kiedy go odwieszę. ;-( Zero pomysłów na EXT!!!!!! Kompletnie mnie to załamuje. Mam nadzieję, że ta nowa historia wam się również spodoba. Trzymajcie kciuki i zapraszam, paulina patrycja.
Historia zawsze może się zmienić.
http://history-can-always-change.blogspot.com/
27 marca 2015
Rozdział 10
~Gwendolyn~
Spotkanie w smoczej Sali jeszcze trwało, ale i tak wysłano mnie z doktorem Wajtem do jego gabinetu. Przysiadłam na krześle przy jego biurku i zaczęłam go obserwować.
- Nie rozumiem, po co to wszystko. Przecież nie mogę być kluczem, bo jestem podróżnikiem. To zaprzecza samo sobie. – Stwierdziłam.
- Wiem, ale Falka czasem nie przegadasz. – Poparł mnie Jake.
Doktor wyjął z szafek potrzebne przyrządy do pobrania krwi i podszedł do mnie. Cały czas obserwowałam go z zafascynowanie.
- Proszę, abyś teraz się nie ruszała. – Skinęłam głową i zaczęłam miarowo oddychać.
Mężczyzna zdezynfekował odpowiednie miejsce i przeszedł do działania. Poczułam niekomfortowe ukucie. Zacisnęłam usta, aby nie wydać syku. Po kilku sekundach było już po wszystkim.
- Dziękuję, mam wszystko, co potrzebuję. – Powiedział, wkładając probówkę z moją krwią do specjalnego pojemnika.
- Mam nadzieję. – Mruknęłam.
- Proszę się rozchmurzyć panno Gwendolyn. Zawsze mogło być gorzej.
- W sumie ma pan rację. Zawsze mogli kazać panu mnie pokroić. – Odparłam ironicznie.
Mężczyzna się uśmiechnął i odwrócił do mnie plecami. Nagle za niego wyłonił się mały chłopiec. Robert przysiadł na biurku ojca i wyszczerzył zęby w szeroki uśmiech.
- Hej Gwendolyn. – Uśmiechnęłam się do niego. – Fajnie, że cię znalazłem. Twój kot nie chce się ze mną bawić. - Poskarżył się. Przypuszczam, iż na Xemeriusa.
- Nie jestem kotem! – O wilku mowa. Gargulec wystawił głowę przez ścianę.
- To niby czemu masz uszy i ogon? – Chłopiec zaczął się sprzeczać.
Xemerius przeszedł cały przez ścianę i podszedł do syna doktora, po czym wzniósł się w powietrze.
- Bo jestem wielce szanowanym Gargulcem, a nie kotem. Patrz! – Wskazał na swoje skrzydła. – Koty ich nie mają! - Szczerze jest to lepsze od komedii. Przydałby się jeszcze popcorn.
- No i co, ale nadal nie chcesz się ze mną bawić. – Bez przerwy obserwowałam ich z zaciekawieniem. – Dlaczego? – Zajęczał chłopiec.
- Bo mam lepsze rzeczy do roboty. Na przykład pożeranie takich jak ty! – Warknął Gargulec. Teraz to przesadził.
W tym Momocie miałam gdzieś obecność doktora Wajta. Wzięłam głęboki oddech i wstałam.
- Przestańcie obaj! – Podniosłam głos, a mężczyzna się na mnie spojrzał, ale nic nie powiedział. Chłopiec i Gargulec zamilkli i spojrzeli na mnie. – Jesteście nie do wytrzymania. Robercie Xemerius nie jest kotem, mimo że na owego wygląda, a ty — Wskazałam Xemeriusa. – Mógłbyś pobawić się z Robertem. Myślę, że dobrze by ci to zrobiło.
- Ale… - Zaczął, lecz widząc moje ostrzegawcze spojrzenie, poddał się i poszedł z chłopcem.
Opadłam z jękiem na fotel. Ci dwaj z dnia na dzień robią się coraz gorsi w stosunku do siebie. Przydałaby im się terapia dla par.
- W porządku? – Zaniepokoił się doktor Wajt.
- Raczej tak... – Wstałam i zaczęłam iść do wyjścia.
- O Gwendolyn. - Jake mnie zatrzymał. – Proszę iść do sali z Chronografem.
- Dobrze dziękuję panu. – Uśmiechnęłam się do niego.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
~Gideon~
Falk wysłał Gwenny wraz z doktorem Wajtem do jego gabinetu. Mój kuzyn uparł się na badania krwi rubinu. Osobiście sądzę, że to bezcelowe. Przecież Gwendolyn jest dwunastym podróżnikiem, a nie kluczem. Gdyby nim była już z pewnością o tym byśmy wiedzieli. Dziwi mnie jeden szczegół, którego ci idioci nie zauważają.
-w takim razie to może okazać się przełomem. Podróż w przyszłość.- Odezwał się jeden ze strażników.
-Owszem o ile te zapiski mówią prawdę, to krew rubinu jest znacznie cenniejsza, niż przypuszczaliśmy.- Zachwycił się Falk.
No nie zaraz coś mnie trafi. Ci idioci naprawdę tego nie zauważyli. Westchnąłem ciężko.
-Co dokładnie pisze w zapiskach?!- Zabrałem głos, a wszyscy zamilkli.
-Coś się stało Gideonie?- Mistrz loży podniósł kartki i zaczął odnajdywać odpowiedni fragment.- Znalazłem... klucz jest zrodzony z dwójki podróżników, których miłość przeszła wiele prób...
-A jest tam może o tym, że klucz jest jednym z podróżników?- Nie wytrzymałem.
-Gideonie, do czego zmiatasz...?- Wszyscy spojrzeli na mnie.
-W zapiskach jest mowa o tym, że klucz jest dzieckiem dwójki podróżników, ale nie ma tam wzmianki o tym, iż ten klucz jest podróżnikiem. Dla tego wątpię, że chodzi o Gwendolyn.- Mistrz loży zaczął wypatrywać się we mnie chyba z podziwem.- Stwierdzam tylko fakty.- Szybko dodaję.
-Cóż słuszne spostrzeżenie. Weźmiemy je pod uwagę.
Debatowaliśmy jeszcze przez jakiś czas a później wysłano mnie na elepsję. Chciałem czekać na Gwenny, ale pan Gorgan zapewnił mnie, że za nie długo do mnie dołączy. Szczerze byłem zbyt zmęczony na kolejne sprzeczki. Mężczyzna nastawił chronograf na spokojny wieczór w 1925 r. Kiedy, Kilka razy zmieniłem pozycję, aż przystałem na leżącej. Głucha cisza zaczęła na mnie działać jak kołysanka. Po jakimś czasie odpłynąłem.
~Gwendolyn~
Kiedy dotarłam do pomieszczenia z chronografem, zostałam w nim pana Giordano. Ustawił chronograf na odpowiednią datę i uprzedził mnie, że Gideon już tam czeka Włożyłam palec w odpowiednie miejsce, po czym poczułam ukucie. W żołądku zaczęło mi się wszystko przewracać a głowa lekko pulsować. Coś takiego zawsze miało miejsce przy przeskoku.
Kiedy wylądowałam w pomieszczeniu z zieloną sofą, było tu dziwnie spokojnie. Nawet jak na miejsce, w którym miał się znajdować sam Gideon. Zaczęłam się rozglądać z niepokojem, a do głowy napływało tysiąc myśli na raz. Wszystkie negatywne. Po chwili się uspokoiłam, zauważając bruneta pochrapującego na kuzynce sofie. Podeszłam do niego, odgarnęłam kilka niesfornych kosmyków z twarzy i cmoknęłam w miejsce między brwiami. Jest taki uroczy, kiedy śpi. Przykucałam przy nim i zaczęłam w niego wpatrywać. Mogłabym to robić bez przerwy. Wygląda tak uroczo i bezbronnie. Zaczęłam się delikatnie bawić jego włosami.
- Wiem, że byś chciała takie, ale skarbie one są moje. - Wymamrotał Gideon pod nosem, po czum leniwie otworzył oczy, odsłaniając swoje zielone niczym szmaragdy tęczówki.
- Jak drzemka, panie de Villiers? - Zapytałam, nie zwracając uwagi na jego poprzednią uwagę.
- Cóż, panno Shepherd. Była tak miła, jak zawsze bez pani. - Oznajmił, robiąc mi trochę miejsca. - Dołączysz się?
Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na sofie. Chłopak położył głowę na moich kolanach. Ponownie zanurzyłam palce w jego czuprynie, a Gideon uśmiechnął się i wtulił we mnie głowę.
- Jak tam wizyta u doktora?
Uśmiechnęłam się na samą myśl o niej. Robert i Xemerius bywają tacy uparci, a zarazem podobni.
- Wszystko dobrze. Uważam, że to było bezcelowe...
- Ale? - Przerwał mi w pół zdania.
- Ale było warto. - Spojrzał na mnie z zainteresowaniem. - Xemerius plus Robert, równa się komedia nie z tej planety, którą na końcu załagadzam.
- Czyli ten idiotyczny pomysł miał i drugą stronę medalu. - Stwierdził Gideon, a uśmiech z jego twarzy nie z chodził.
- W rzeczy samej. - Przyznałam.
Przeczesują palcami jego gęstą kasztanową czuprynę. Słyszę, jak lekko pomrukuje. Ten odgłos przypomina mi kota, którym opiekowała się kiedyś Leslie. Ten zwierzak był taki uroczy, ale zniszczył mi nową torbę. Po dziesięciu minutach w jego towarzystwie pozostały z niej strzępy.
- Halo! Ziemia do Gwendolyn. - Podskoczyłam na dźwięk głosu Gideona. Złapałam jego rękę, którą machał mi przed twarzą i położyłam na jego torsie.
- I niech tu zostanie. - Nachyliłam się i delikatnie szepnęłam.
- Mam się obrazić? - Usiadł i zaczął udawać naburmuszonego.
Zachciało mi się śmiać. Gdybym to ja tak się zachowała dwa lata temu, powiedziałby „ Gwendolyn nie zachowuj się jak dziecko”. Do tego dodałby ten swój uśmieszek. Na to wspomnienie roześmiała się a mój „narzeczony” spojrzał na mnie przenikliwie.
- Panno Shepherd co tak panią bawi? - Zapytał, unosząc brwi i marszcząc czoło.
- Pan mnie tak bawi, panie de Villiers.
Spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Szybko wstałam i zaczęłam biec. Złapał mnie w połowie drogi. Objął mnie ramieniem w pasie, podniósł i szybko odwrócił.
- Już mi nie uciekniesz. - Szepnął mi do ucha.
- A kto powiedział, że chcę uciekać? - Pisnęłam, gdy ponownie zaczął mną kręcić.
Kolejną godzinę spędziliśmy, przytulając się w słodkiej atmosferze. Podczas namiętnego pocałunku poczułam, jak zaczyna mi się kręcić w głowie. Odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam na zegarek Gideona. 15:30.
- To już zaraz. - Odezwałam się, a rubinowe światło przeniosło mnie do 2015.
Przede mną w pokoju z chronografem pojawił się pan Giordano. Zaczął wstawać z krzesła, kiedy tuż obok mnie pojawił się Gideon.
- Dobrze, że już jesteście. - Mężczyzna wydawał się spięty. - Falk zarządził trening... Za dziesięć minut macie stawić się przebrani w dużej sali. - Oznajmił i zaraz wyszedł.
~30 minut później~
Przebrana w czarne legginsy i bokserkę oraz bordowe converse ruszyłam do wyznaczonego miejsca. W środku zastałam Gideona rozmawiającego Giordano i Falkiem.
- Gwendolyn, nareszcie jesteś. - Odwróciłam się z uśmiechem na ustach.
Zbliżając się do Gideona, poczułam na sobie morderczy wzrok mistrza Loży. Nawet nie chciałam go odwzajemnić. Skuliłam się w sobie i szybkim krokiem podeszłam do Gida. Nagle zatrzymałam się, wpatrując się w niego. Na jego szerokich ramionach można było dostrzec kropelki potu, a biała koszulka opinała się na nim. Włosy zaczesał do tyłu. Między nami pojawiło się napięcie, którego wcześniej nie czułam. Zrobił krok w moją stronę. Jego ruchy były powolne, ale drapieżne. On też to poczuł, widać było to w jego oczach, które zrobiły się ciemniejsze. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Oblizałam spierzchnięte usta, na co on wciągnął powietrze. Czułam się jag byśmy, zostali sami na ziemi. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam jego przedramienia, unosząc dłoń w górę po obojczyku, piersi i umięśnionym brzuchu. Przygryzłam wargę i w jednej chwili chwycił mnie, chcą szybko pocałować, czekałam na jego usta. Nagle Falk krzyknął, żebyśmy wracali do ćwiczeń.
Oboje zaskoczeni odskoczyliśmy od siebie.
Wracając do poprzedniej lekcji. Wzięłam szablę do ćwiczeń i przybrałam początkową pozę. Gideon ustawił się po przeciwnej stronie. Napięcie między nami znikło, więc mogłam się skoncentrować na ćwiczeniach.
- Dam ci fory i pozwolę pierwszej zaatakować. - Powiedział, uśmiechając się przebiegle.
Szybkim ruchem wykonałam pierwsze pchnięcie. Nie trafiłam. Gideon uśmiechnął się zadowolony.
- Och, kochanie jednak ci się przydadzą. - Dopowiedział, uderzają swoją szablą o moją.
Wzięłam głęboki oddech. Skoro tak chce się bawić. Ruszyłam do przodu, unikając i odpierając jego ataki. Wykonałam kilka podskoków, salt i gwiazd w powietrzu. Za każdym razem na twarzy mojego ukochanego widniało zdumienie, zresztą Falk inaczej nie wyglądał. W końcu zadałam ostateczny ruch, tym samym pokonując niezastąpioną maszynę do zabijania. Gideon stał jak słup soli. Zresztą jego kuzyn też, jedynie pan Giordano uśmiechał się do mnie z dumę.
~Gideon~
Cały czas wpatruję się oszołomiony w Gwendolyn. Kiedy ona nauczyła się fechtunku i to tak dobrze? Ta dziewczyna z dnia na dzień coraz bardziej mnie zadziwia.
- Halo! Ziemia do ofiary! - Dziewczyna zaczęła machać ręką tuż przed moją twarzą.
- Nabijasz się ze mnie? - Nie spodziewanie odzyskałem zdolność mowy.
- Może. - Wyszeptała z uśmiechem anioła. Zachciało mi się śmiać, ale nadal utrzymywałem poważny wyraz twarzy.
Odwróciłem spojrzenie i dostrzegłem, że Falk zniknął wraz z George. Zapewne sekundę temu wyszli. Poczułem na sobie wzrok dziewczyny. Odwróciłem się w jej stronę. Dopiero teraz dostrzegłem, że jej oczy błyszczały niczym szafiry, a uroczy uśmiech jest promienny. Nagle poczułem coś dziwnego. Jak by do niej mnie przyciągało jakaś nie widzialna siła. Szybko do niej podeszłem i znienacka pocałowałem. Wydała pisk zaskoczenia, ale mnie nie odepchnęła. Wplotła swoje szczupłe palce w moje włosy i lekko szarpnęła. Z jej ust wydostał się cichy jęk i lekko je otworzyła. Od razu natarłem na nie językiem. Ręką powiodłem, do jej tali przyciskając, ją do siebie jeszcze bliżej, jeśli to w ogóle możliwe. Usta przeniosłem na policzek, linie żuchwy, a następnie na szyję i ucho, podgryzając lekko płatek. Odchyliła głowę, ułatwiając mi dostęp. Prawą dłoń wsunąłem pod jej koszulkę i opuszkami palów sunąłem po jej plecach. Jej skóra była aksamitna i gładka. Odsunąłem się o parę centymetrów, by spojrzeć na nią. Oczy ma przymknięte, a usta lekko otwarte. Jej policzki są zaróżowione. Oddychała szybko jak po przebiegnięciu maratonu. Wolną ręką dotknąłem, go przesuwając, kciukiem po jej opuchniętych czerwonych wargach. Otworzyła oczy szerzej i spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się, zaskoczona moim nagłym zachowaniem. Miałem ochotę ponownie połączyć nasze usta, ale w tym samym momęcie wszedł Falk. Nagle odskoczyła ode mnie, jak bym ją poraził...
Mamy nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Napisałam go wraz z nową autorką Pauliną K. W następnych rozdziałach mogą się pojawiać podobne momenty. Chodzi mi np. o samą końcówkę. Chyba załapiecie.
Byłybyśmy wdzięczne, jeśli pod tym rozdziałem każda osoba, która go przeczyta, by zostawiła jakiś komentarz. Może to być jeden wyraz, litera, znaczek, cokolwiek. Chcemy sprawdzić, ile osób czyta nasze wypociny.
Mamy nadzieję, że wystarczająco długi.
Zachęcamy do komentowania i życzymy wam udanego weekendu.
14 marca 2015
Puki czekacie na NEXT! ( Rozdział 9 ) Zjadłyśmy ten fragment w rozdziale 9! WYBACZCIE!!!!
Charlotte
Kiedy usłyszałam dźwięk, odjeżdżającego samochodu chciałam się podnieść, ale silna ręka Raphaela uniemożliwiała mi tę czynność. Patrząc na przyjaciela, czuję się okropnie zrobiłam coś, czego z pewnością będę żałowała. W końcu udało mi się wydostać z pułapki i założyć szlafrok. Kiedy wzięłam ubrania i otworzyłam drzwi, zobaczyłam Caroline podskakującą na korytarzu. Kiedy mnie zobaczyła, od razu się zatrzymała.
- Jak się czujesz? – Zapytała dość dziwnie przejęta i radosna.
- Dobrze. Co ty taka wesolutka? – Te dzieci z dnia na dzień są coraz dziwniejsze.
- No bo wieczorem idę na lodu z Gideonem i Paulem. Fajnie nie! – Pisnęła. – Szkoda, że cię nie było na śniadaniu, wtedy może poszlibyśmy w siódemkę.
- Doprawdy? – Odparłam oschle.
- No! O i jeszcze było strasznie zabawnie. Cały czas się śmialiśmy. – Wyszczerbiła zęby w przesłodzony uśmiech.
Nie miałam ochoty jej dłużej słuchać, więc przepchnęłam się obok niej i skierowałam do łazienki. Szybko wykona łam poranną toaletę i zrobiłam makijaż. Użyłam krwisto czerwonej pomadki oraz ciemnych cieni. Ubrałam dżinsy z motywem kwiecistym, pomarańczową bluzkę bez ramiączek stylu bombka do tego czarne botki na koturnie i jaskrawo różową marynarkę. Wszystko dopełniłam złotym naszyjnikiem z sową i łososiową kopertówką. Gideon padnie na mój widok.
Szybko wróciłam do pokoju i zobaczyłam, że Raphael zniknął. Czy mnie aż tak długo nie było? Wszystkie jego rzeczy zniknęły, a po poprzednim bałaganie nie ma śladu. No cóż, jego wybór. Prychnęłam i podeszłam do lustra. Poprawiłam włosy i wzruszyłam ramionami.
Proszę, komentujcie!!!!!!!!!
Ten kawałek miał być w rozdział 9, ale zapomniałam go tam wkleić, ponieważ napisałam go po tym, kiedy skończyłyśmy pisać rozdział 9. Więc ten fragment ma swoje miejsce między:
Gwendolyn a Gideonem. Dokładnie po słowach:
" - Podwieźć panią?
- Może. – Uśmiechnęłam się i do niego podeszłam. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- W takim tempie to nie zdążę na żaden z wykładów. – Wyszeptałam, odwracając jego głowę dwoma palcami. Wiedziałam, że zmierzałoby to pocałunku, a mi się trochę śpieszy.
- Mam się obrazić? – Uniosłam brwi. – Doba wskakuj.
Otworzył mi drzwi i czekał, aż wsiądę.
- Co za Dżentelmen z pana panie de Villiers.”
I dopiero teraz jest miejsce Charlotte a dopiero po niej Część oczami Gideona. Wiem, że to trochę zamatfane, ale jednak mam nadzieję, że wam się spodoba. ;-D
Proszę, komentujcie!!!!!!!!!
13 marca 2015
Rozdział 9
Gideon
Z rana obudziłem się z narzeczoną
wtuloną we mnie. Nie wierzę, że się zgodziła! NARESZCIE. Kiedy
śpi jest taka niewinna i bezbronna. Na samą myśl, że niedługo
będzie oficjalnie moja i tylko moja uśmiecham się szeroko, a serce
zaczyna bić coraz mocniej. Gwendolyn zaczęła się lekko wiercić,
dając mi tym znak, że zaraz się obudzi. Nie myliłem się. Po
krótkiej chwili podniosła głowę i spojrzała na mnie tymi swoimi
błękitnymi oczami.
- Witaj kochanie. - Mój głos jest
zachrypnięty.
- Dzień dobry. - Odpowiedziała z
uśmiechem.
- Jak się czujesz?
Przyłożyłem dłoń do jej policzka,
a ta wtuliła go w nią. Nagle przekręciłem nas tak, że to ona
teraz leżała pode mną. Wplotłem palce w jej kruczo czarne włosy,
a Gwendolyn objęła mnie za szyję. Nie mam pojęcia kiedy, nasze
usta złączyły się w jedności. Gwenny pchnęła mnie i wylądowała
na mnie okrakiem i z powrotem złączyła nasze usta. Przeciągnąłem
dłonie po jej ramionach i plecach aż doszedłem do zapięcia jej
stanika. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a do środka wpadła
Charlotta. Znieruchomiała w drzwiach a Gwendolyn zeszła zemnie.
Rudowłosa jest zesztywniała i bezpośrednio w parzona we mnie.
- Charlott, pomóc ci w czymś? -
Dzięki głosowi Gwendolym, obudziłem się i podciągnąłem do
góry.
- Ja... eee... nie raczej nie. - Wydukała ze smutkiem i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.
- Ja... eee... nie raczej nie. - Wydukała ze smutkiem i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.
Gwendolyn westchnęła ciężko.
Przeniosłem wzrok na nią i dostrzegłem rozdrażnienie.
- Hej wszystko w porządku?
- Tak, po prostu Charlotta bywa czasem…
- Wiem i uważam, że powinna nauczyć się pukać. – Przerwałem jej. Dziewczyna roześmiała się a jej twarz rozpromieniała.
Gwendolin
Jeszcze przez jakiś czas rozmawialiśmy i się śmialiśmy. Można by pomyśleć, że nie może już być lepiej. Nagle zauważyłam, że słonce jest już wysoko na niebie. Chwyciłam za komórkę, by sprawdzić godzinę. Rozszerzyłam oczy 7:50. Zerwałam się na równe nogi. Kiedy zaczęłam kierować się do szafy, Gideon chwycił mój nadgarstek i pociągnął do siebie. Wylądowałam na jego kolanach, po czy przytulił się mocno do moich pleców.
- Wiesz, że cię kocham? – Szepnął mi do ucha.
- Wiem, ale za dziesięć minut śniadanie a wolałabym się nie spóźnić. – Oznajmiłam.
Gideona zaczął całować moją szyję. Po sekundzie zerwałam się i ruszyłam do łazienki. Szybko wykonałam poranną toaletę, po czym łazienkę zajął brunet.
Ubrałam brązowe dżinsy, biały sweter z rękawami trzy czwarte i tenisówki za kostkę w kolorze écru. Ze szkatułki wyjęłam kilka bransoletek i długi naszyjnik z zawieszką w kształcie serduszka. Do torby szybko spakowałam kilka zeszytów i długopisów do tego tablet i jestem gotowa do wyjścia.
- Ślicznie wyglądasz. – Odwróciłam się i zobaczyłam ukochanego, ubranego we wczorajsze rzeczy. Jego włosy są wilgotne, a koszula luźno ubrana.
- A podobno nie umiesz kłamać.
***
- Jeśli ludzie się kochają, to są razem. – Stwierdziła Caroline.
- Tak. – Stwierdził Gideon.
- Jeśli się kogoś kocha, robi się dla tej osoby wszystko. – Kontynuowała.
- Owszem. – Gideon spojrzał pytająco na mnie. Wzruszyłam ramionami.
- Słyszałam, że żeniąc się z drugą osobą, przyjmuje się jego rodzinę.
- Teoretycznie. – Zabrała głos Lucy. – Słoneczko, do czego zmierzasz?
Moja młodsza siostra coś kombinuje. Widać to gołym okiem. Biedny Gideon.
- Życzę szczęścia. – Szepczę do ukochanego.
- Zawsze je mam. – Odpowiedział równie cicho.
- Tym razem może się naprawdę przydać. – Uśmiechnęłam się jak anioł.
- Przyjmując tej osoby rodzinę, też powinno się ją kochać…
- Caroline…? – Przerwał jej Nic.
- Daj mi skończyć… - Nabrała powietrza. – A jeśli się kogoś kocha, to robi się dla tej osoby wszystko.
- Do czego zmierzasz? – Zaniepokoił się Gieon.
Moja młodsza siostra wstała i podeszła do bruneta. Pochyliła się tak, aby sięgać do jego ucha.
- W takim razie idziemy na lody. Ty stawiasz. – Wszyscy poza Lady Aristą wybuchnęli śmiechem.
- Caroline. – Babka pouczyła ją.
- No co Paul nie chce iść ze mną a Raphael nie poproszę, bo nie umie się zachowywać jak cywilizowany człowiek. A poza tym Gideon jest od nich dwóch razem wziętych znacznie przystojniejszy. – Gideon lekko poczerwieniał, ale śmiał się z nami, a mały rudzielec mrugnął do niego. Wzniosłam oczy do nieba. Ta rodzina nigdy nie będzie normalna.
- A czemu zemną, nie chcesz iść? – Moja mama naprawdę…
- Ponieważ w moim kalendarzu ten miesiąc jest zarezerwowany na dręczenie płci przeciwnej. No wiecie tej gorszej. – Zaraz nie wytrzymam i padnę. – Wypadło akurat na de Villiers – Wszyscy spojrzeliśmy się na nią. – To nie moja wina tylko kalendarza! – Zaczęła się bronić. – Ale gdyby ten tępak zwany Paulem się zgodził, nie byłoby tej szopki. – Stwierdziła. Gideon chwycił ją i posadził na kolanach. Zaczął jej coś szeptać do uszka, a ta zachichotała, odwróciła się i go przytuliła. Spojrzałam się na nich i się uśmiechnęłam. Wyglądają razem tak uroczo.
- A co by powiedziała, jag by poszli obaj? – Dziewczynka spojrzała na mnie z diabelskim uśmiechem.
Wiedziałam, że Gideon już się i tak zgodził, ale za to Paul spojrzał na mnie, jak wryty. Zwrócił się z pomocą do mojej biologicznej matki, ale od powiedziała mu tym samym. Po kilku chwilach się poddał.
Po skończeniu posiłku wróciłam do pokoju po torbę i zawróciłam na dół, zwalniając przed drzwiami Charlotte. Od wczoraj nie wychodzi z pokoju. Czuje się temu trochę winna. Zepsułam jej urodziny. Gideona zastałam na dworze opartego o maskę samochodu.
- Podwieźć panią?
- Może. – Uśmiechnęłam się i do niego podeszłam. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- W takim tempie to nie zdążę na żaden z wykładów. – Wyszeptałam, odwracając jego głowę dwoma palcami. Wiedziałam, że zmierzałoby to pocałunku, a mi się trochę śpieszy.
- Mam się obrazić? – Uniosłam brwi. – Doba wskakuj.
Otworzył mi drzwi i czekał, aż wsiądę.
- Co za Dżentelmen z pana panie de Villiers.
***
Gideon
Kiedy odwiozłem Gwenny na uczelnię, pojechałem do domu, aby się przebrać. W mieszkaniu nie ma żywej duszy. Ciekawe gdzie podziewa się mój braciszek. W szkole to na bank nie jest. Wykłady ma dopiero późnym popołudniem. Szybko się przebrałem w dżinsy i czarny T-shirt i ruszyłem do Temple. Na samym wejściu spotkałem wuja. Kazał mi iść do Smoczej Sali. Ma tam się za chwile odbyć jakieś spotkanie. Ruszyłem korytarzem do wyznaczonego miejsca. Po drodze spotkałem Paula i Lucy wychodzących z pracowni Madame Rossini.
- Wiecie może, o co chodzi? – Zapytałem, podchodząc do nich.
- Falk mówił coś o tajnych zapiskach Hrabiego, które znaleźliście podczas wyprawy. – Pokiwałem głową na znak zrozumienia. – Czyli jednak to nie jesteś ze wszystkim tak na bieżąco. Myślałem, że swojego pupilka informują o wszystkim.
- Paul. – Lucy trzepnęła go w tors. Dość zabawnie to wyglądało. Taka niska istotka, ale za to jakie Pazurki.
- Tu jesteście. – Odezwał się męski głos. Słychać w nim ulgę. Odwróciłem się i zobaczyłem pana Giordano. Jak zawsze elegancki o odpowiedniej postawie. – Wszędzie was szukałem… - Zbliżył się do nas. – Wszyscy już czekają.
Przytaknąłem i ruszyłem za mężczyzną.
- Wie pan, o co chodzi, co jest w tych zapiskach? – Kiedy go dogoniłem zacząłem dopytywać się.
- Cóż Gideonie, jedyne co wiem to to, że Kazano mi posłać strażnika po pannę Gwendolyn. Podobno może chodzić również o nią, ale nic pewnego i konkretnego.
Czyli to teraz będzie czekać Gwenny. Ja mam przynajmniej przed sobą ostatni rok i znacznie mniej zajęć. Jedynie teoria w praktyce.
W smoczej Sali faktycznie czekali już wszyscy. Oczywiście mój kuzyn Falk Mistrz Loży zajmował honorowe miejsce.
Gwendolyn
W trakcie drugiego wykładu z Historii Literatury zadzwonił telefon wykładowcy. Pan Eddie Duran jest wysokim brunetem o jasnej karnacji i brązowych oczach. Większość dziewcząt na uczelni podkochuje się w nim. W sumie nie dziwie się jest przystojny. Kiedy przerwał slajdy i odebrał telefon, wcześniej nas za to przepraszając, dostrzegłam na jego prawej dłoni sygnet. Dokładnie takki sam jakie noszą strażnicy loży. Gdy wyszedł z saki, zaczęły się rozmowy. Miałam silne przeczucie, że to ktoś z Temple, bo normalnie olewa telefony. Po krótkiej chwili wrócił do Sali ze wzrokiem wbitym we mnie. Już wiedziałam, że mam rację. Przysiadł na krawędzi swojego biurka i spojrzał na zegarek wiszący na ścianie.
- Z przykrością was informuję, że to koniec wykładu. Możecie iść. Niestety wypadło mi coś ważnego, a na moje zastępstwo nie ma nikogo. Ale obiecuję, że nadrobimy ten temat.
Wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy i kierować się do wyjścia.
- Gwendolyn. – Profesor zatrzymał mnie. Odwróciłam się do niego, a ten gestem dłoni pokazał, abym do niego podeszła.
- Ktoś tu ma kłopoty. – Odezwała się jakaś dziewczyna. Poczułam się jak w przedszkolu. Przewróciłam oczami i podeszłam do Durany.
- Coś cię stało?
- Dostałem telefon…
- Przypuszczam, że z loży.
- Tak skąd wiesz, że ja… - Wskazałam na jego dłoń. – Racja. Czasem zapominam, że go noszę. No cóż, nie ważne. Proszono mnie, abym dostarczył cię w jednym kawałku do siedziby.
- Przypuszczam, że telefon od pana Giordano.
- Dokładnie tak. – Poruszył brwiami. Zachciało mi się śmieć. – Podobno chodzi o zapiski Hrabia de Saint Germainte, które znaleźliście we Francji i Hiszpanii.
- Trochę im to zajęło. – Stwierdziłam, a brunet się uśmiechnął.
***
W progu drzwi do siedziby przywitała nas pani Jenkins. Jak zawsze wyrafinowana.W smoczej Sali byli już wszyscy. Pospiesznie zajęłam wolne miejsce pomiędzy Gideonem a Pulem. Muszę przyznać, że cieszę się, że tam było. Czasem mam wrażenie, że jag by mogli to by się pozabijali.
- Skoro dotarł już nasz rubin, to możemy zaczynać. – Zaczął Falk. – Pewnie już wiecie, że udało się rozszyfrować ukryte zapiski Hrabiego. Zarówno te odnalezione przez nasz rubin, jak i diament. Pisane były po staro po grecku i łacinie. Oba fragmenty łączą się w jedną całość.
- Falk do konkretów! – Odezwał się jeden ze strażników i w tym samym momencie złączyłam dłoń z dłonią Gideona. Dzięki temu poczułam się pewniej.
- W zapiskach jest mowa o kluczu. Kluczu, dzięki którego krewi, umożliwi na podróż w przyszłość, jak i głębszą przeszłość. Oczywiście są ograniczenia. Klucz jest dzieckiem zrodzonym z dwojga podróżników. – W tym Momocie wszyscy spojrzeli się na mnie. Po sekundzie te spojrzenia zaczęły mnie przytłaczać. – Pozwala podróżnikom będących w takiej sytuacji, w jakiej byli szafir i czarny turmalin powrócić do swojego wieku. – Tym razem spojrzenia padły na moich rodziców.
I jak wam się podoba? Mamy nadzieję, że będzie dużo komentarzy.
zachęcamy do komentowania i mamy nadzieję, że się wam miło czytało. Bardzo dziękujemy wam za prawie 3000 wyświetleń!!! Jesteście wspaniali. ♥
PS. Zauważyliście, że jest nowa autorka? Właśnie piszemy, a raczej kończymy pisać razem rozdział 10. ;-) Możemy już obiecać, że będzie długi.
Pewnie zaówarzyliście, że w polecanych są różne blogi o Trylogii czasu, ale serdecznie polecam dwa mało znanych autorek: Justyna Majkowska autorki bloga: Co będzie dalej? - Trylogia Czasu oraz Wiktoria Roczkowska która prowadzi bloga o tytule: 13 - szczęśliwa liczba. Czy dla bohaterów trylogii czasu terz będzie szczęśliwa?. Oba blogi serdecznie polecam i mam nadzieję, że będziecie mieli podobne odczucia do moich (są boskie!!!). ♥♥♥
♥paulina patrycja♥
- Hej wszystko w porządku?
- Tak, po prostu Charlotta bywa czasem…
- Wiem i uważam, że powinna nauczyć się pukać. – Przerwałem jej. Dziewczyna roześmiała się a jej twarz rozpromieniała.
Gwendolin
Jeszcze przez jakiś czas rozmawialiśmy i się śmialiśmy. Można by pomyśleć, że nie może już być lepiej. Nagle zauważyłam, że słonce jest już wysoko na niebie. Chwyciłam za komórkę, by sprawdzić godzinę. Rozszerzyłam oczy 7:50. Zerwałam się na równe nogi. Kiedy zaczęłam kierować się do szafy, Gideon chwycił mój nadgarstek i pociągnął do siebie. Wylądowałam na jego kolanach, po czy przytulił się mocno do moich pleców.
- Wiesz, że cię kocham? – Szepnął mi do ucha.
- Wiem, ale za dziesięć minut śniadanie a wolałabym się nie spóźnić. – Oznajmiłam.
Gideona zaczął całować moją szyję. Po sekundzie zerwałam się i ruszyłam do łazienki. Szybko wykonałam poranną toaletę, po czym łazienkę zajął brunet.
Ubrałam brązowe dżinsy, biały sweter z rękawami trzy czwarte i tenisówki za kostkę w kolorze écru. Ze szkatułki wyjęłam kilka bransoletek i długi naszyjnik z zawieszką w kształcie serduszka. Do torby szybko spakowałam kilka zeszytów i długopisów do tego tablet i jestem gotowa do wyjścia.
- Ślicznie wyglądasz. – Odwróciłam się i zobaczyłam ukochanego, ubranego we wczorajsze rzeczy. Jego włosy są wilgotne, a koszula luźno ubrana.
- A podobno nie umiesz kłamać.
***
- Jeśli ludzie się kochają, to są razem. – Stwierdziła Caroline.
- Tak. – Stwierdził Gideon.
- Jeśli się kogoś kocha, robi się dla tej osoby wszystko. – Kontynuowała.
- Owszem. – Gideon spojrzał pytająco na mnie. Wzruszyłam ramionami.
- Słyszałam, że żeniąc się z drugą osobą, przyjmuje się jego rodzinę.
- Teoretycznie. – Zabrała głos Lucy. – Słoneczko, do czego zmierzasz?
Moja młodsza siostra coś kombinuje. Widać to gołym okiem. Biedny Gideon.
- Życzę szczęścia. – Szepczę do ukochanego.
- Zawsze je mam. – Odpowiedział równie cicho.
- Tym razem może się naprawdę przydać. – Uśmiechnęłam się jak anioł.
- Przyjmując tej osoby rodzinę, też powinno się ją kochać…
- Caroline…? – Przerwał jej Nic.
- Daj mi skończyć… - Nabrała powietrza. – A jeśli się kogoś kocha, to robi się dla tej osoby wszystko.
- Do czego zmierzasz? – Zaniepokoił się Gieon.
Moja młodsza siostra wstała i podeszła do bruneta. Pochyliła się tak, aby sięgać do jego ucha.
- W takim razie idziemy na lody. Ty stawiasz. – Wszyscy poza Lady Aristą wybuchnęli śmiechem.
- Caroline. – Babka pouczyła ją.
- No co Paul nie chce iść ze mną a Raphael nie poproszę, bo nie umie się zachowywać jak cywilizowany człowiek. A poza tym Gideon jest od nich dwóch razem wziętych znacznie przystojniejszy. – Gideon lekko poczerwieniał, ale śmiał się z nami, a mały rudzielec mrugnął do niego. Wzniosłam oczy do nieba. Ta rodzina nigdy nie będzie normalna.
- A czemu zemną, nie chcesz iść? – Moja mama naprawdę…
- Ponieważ w moim kalendarzu ten miesiąc jest zarezerwowany na dręczenie płci przeciwnej. No wiecie tej gorszej. – Zaraz nie wytrzymam i padnę. – Wypadło akurat na de Villiers – Wszyscy spojrzeliśmy się na nią. – To nie moja wina tylko kalendarza! – Zaczęła się bronić. – Ale gdyby ten tępak zwany Paulem się zgodził, nie byłoby tej szopki. – Stwierdziła. Gideon chwycił ją i posadził na kolanach. Zaczął jej coś szeptać do uszka, a ta zachichotała, odwróciła się i go przytuliła. Spojrzałam się na nich i się uśmiechnęłam. Wyglądają razem tak uroczo.
- A co by powiedziała, jag by poszli obaj? – Dziewczynka spojrzała na mnie z diabelskim uśmiechem.
Wiedziałam, że Gideon już się i tak zgodził, ale za to Paul spojrzał na mnie, jak wryty. Zwrócił się z pomocą do mojej biologicznej matki, ale od powiedziała mu tym samym. Po kilku chwilach się poddał.
Po skończeniu posiłku wróciłam do pokoju po torbę i zawróciłam na dół, zwalniając przed drzwiami Charlotte. Od wczoraj nie wychodzi z pokoju. Czuje się temu trochę winna. Zepsułam jej urodziny. Gideona zastałam na dworze opartego o maskę samochodu.
- Podwieźć panią?
- Może. – Uśmiechnęłam się i do niego podeszłam. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- W takim tempie to nie zdążę na żaden z wykładów. – Wyszeptałam, odwracając jego głowę dwoma palcami. Wiedziałam, że zmierzałoby to pocałunku, a mi się trochę śpieszy.
- Mam się obrazić? – Uniosłam brwi. – Doba wskakuj.
Otworzył mi drzwi i czekał, aż wsiądę.
- Co za Dżentelmen z pana panie de Villiers.
***
Gideon
Kiedy odwiozłem Gwenny na uczelnię, pojechałem do domu, aby się przebrać. W mieszkaniu nie ma żywej duszy. Ciekawe gdzie podziewa się mój braciszek. W szkole to na bank nie jest. Wykłady ma dopiero późnym popołudniem. Szybko się przebrałem w dżinsy i czarny T-shirt i ruszyłem do Temple. Na samym wejściu spotkałem wuja. Kazał mi iść do Smoczej Sali. Ma tam się za chwile odbyć jakieś spotkanie. Ruszyłem korytarzem do wyznaczonego miejsca. Po drodze spotkałem Paula i Lucy wychodzących z pracowni Madame Rossini.
- Wiecie może, o co chodzi? – Zapytałem, podchodząc do nich.
- Falk mówił coś o tajnych zapiskach Hrabiego, które znaleźliście podczas wyprawy. – Pokiwałem głową na znak zrozumienia. – Czyli jednak to nie jesteś ze wszystkim tak na bieżąco. Myślałem, że swojego pupilka informują o wszystkim.
- Paul. – Lucy trzepnęła go w tors. Dość zabawnie to wyglądało. Taka niska istotka, ale za to jakie Pazurki.
- Tu jesteście. – Odezwał się męski głos. Słychać w nim ulgę. Odwróciłem się i zobaczyłem pana Giordano. Jak zawsze elegancki o odpowiedniej postawie. – Wszędzie was szukałem… - Zbliżył się do nas. – Wszyscy już czekają.
Przytaknąłem i ruszyłem za mężczyzną.
- Wie pan, o co chodzi, co jest w tych zapiskach? – Kiedy go dogoniłem zacząłem dopytywać się.
- Cóż Gideonie, jedyne co wiem to to, że Kazano mi posłać strażnika po pannę Gwendolyn. Podobno może chodzić również o nią, ale nic pewnego i konkretnego.
Czyli to teraz będzie czekać Gwenny. Ja mam przynajmniej przed sobą ostatni rok i znacznie mniej zajęć. Jedynie teoria w praktyce.
W smoczej Sali faktycznie czekali już wszyscy. Oczywiście mój kuzyn Falk Mistrz Loży zajmował honorowe miejsce.
Gwendolyn
W trakcie drugiego wykładu z Historii Literatury zadzwonił telefon wykładowcy. Pan Eddie Duran jest wysokim brunetem o jasnej karnacji i brązowych oczach. Większość dziewcząt na uczelni podkochuje się w nim. W sumie nie dziwie się jest przystojny. Kiedy przerwał slajdy i odebrał telefon, wcześniej nas za to przepraszając, dostrzegłam na jego prawej dłoni sygnet. Dokładnie takki sam jakie noszą strażnicy loży. Gdy wyszedł z saki, zaczęły się rozmowy. Miałam silne przeczucie, że to ktoś z Temple, bo normalnie olewa telefony. Po krótkiej chwili wrócił do Sali ze wzrokiem wbitym we mnie. Już wiedziałam, że mam rację. Przysiadł na krawędzi swojego biurka i spojrzał na zegarek wiszący na ścianie.
- Z przykrością was informuję, że to koniec wykładu. Możecie iść. Niestety wypadło mi coś ważnego, a na moje zastępstwo nie ma nikogo. Ale obiecuję, że nadrobimy ten temat.
Wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy i kierować się do wyjścia.
- Gwendolyn. – Profesor zatrzymał mnie. Odwróciłam się do niego, a ten gestem dłoni pokazał, abym do niego podeszła.
- Ktoś tu ma kłopoty. – Odezwała się jakaś dziewczyna. Poczułam się jak w przedszkolu. Przewróciłam oczami i podeszłam do Durany.
- Coś cię stało?
- Dostałem telefon…
- Przypuszczam, że z loży.
- Tak skąd wiesz, że ja… - Wskazałam na jego dłoń. – Racja. Czasem zapominam, że go noszę. No cóż, nie ważne. Proszono mnie, abym dostarczył cię w jednym kawałku do siedziby.
- Przypuszczam, że telefon od pana Giordano.
- Dokładnie tak. – Poruszył brwiami. Zachciało mi się śmieć. – Podobno chodzi o zapiski Hrabia de Saint Germainte, które znaleźliście we Francji i Hiszpanii.
- Trochę im to zajęło. – Stwierdziłam, a brunet się uśmiechnął.
***
W progu drzwi do siedziby przywitała nas pani Jenkins. Jak zawsze wyrafinowana.W smoczej Sali byli już wszyscy. Pospiesznie zajęłam wolne miejsce pomiędzy Gideonem a Pulem. Muszę przyznać, że cieszę się, że tam było. Czasem mam wrażenie, że jag by mogli to by się pozabijali.
- Skoro dotarł już nasz rubin, to możemy zaczynać. – Zaczął Falk. – Pewnie już wiecie, że udało się rozszyfrować ukryte zapiski Hrabiego. Zarówno te odnalezione przez nasz rubin, jak i diament. Pisane były po staro po grecku i łacinie. Oba fragmenty łączą się w jedną całość.
- Falk do konkretów! – Odezwał się jeden ze strażników i w tym samym momencie złączyłam dłoń z dłonią Gideona. Dzięki temu poczułam się pewniej.
- W zapiskach jest mowa o kluczu. Kluczu, dzięki którego krewi, umożliwi na podróż w przyszłość, jak i głębszą przeszłość. Oczywiście są ograniczenia. Klucz jest dzieckiem zrodzonym z dwojga podróżników. – W tym Momocie wszyscy spojrzeli się na mnie. Po sekundzie te spojrzenia zaczęły mnie przytłaczać. – Pozwala podróżnikom będących w takiej sytuacji, w jakiej byli szafir i czarny turmalin powrócić do swojego wieku. – Tym razem spojrzenia padły na moich rodziców.
I jak wam się podoba? Mamy nadzieję, że będzie dużo komentarzy.
zachęcamy do komentowania i mamy nadzieję, że się wam miło czytało. Bardzo dziękujemy wam za prawie 3000 wyświetleń!!! Jesteście wspaniali. ♥
PS. Zauważyliście, że jest nowa autorka? Właśnie piszemy, a raczej kończymy pisać razem rozdział 10. ;-) Możemy już obiecać, że będzie długi.
Pewnie zaówarzyliście, że w polecanych są różne blogi o Trylogii czasu, ale serdecznie polecam dwa mało znanych autorek: Justyna Majkowska autorki bloga: Co będzie dalej? - Trylogia Czasu oraz Wiktoria Roczkowska która prowadzi bloga o tytule: 13 - szczęśliwa liczba. Czy dla bohaterów trylogii czasu terz będzie szczęśliwa?. Oba blogi serdecznie polecam i mam nadzieję, że będziecie mieli podobne odczucia do moich (są boskie!!!). ♥♥♥
♥paulina patrycja♥
04 marca 2015
Rozdział 8
Gwendolyn
Gdy ciocia Glenda zabrała Charlotte do pokoju, wszyscy zerwali się z swoich miejsc i zaczęli powoli do nas podchodzić . Kiedy spojrzałam na Paula myślałam, że za chwilę weźmie szczelbe i odszczeli Gideona . Na dobór złego w pokoju obok na ścianie wisiała jeszcze działająca wiatrówka dziadka. Całe szczęście, że w tym momencie znajdowała się przy nim Lucy, bo wole nie wiedzieć co by wtedy naprawdę zrobił. Wszyscy wokół zaczęli nam gratulować. Kiedy podeszła do nas Lady Arista zauważyłam, że na jej twarzy zagościło zadowolenie. W życiu nie widziałam jej aż tak szczęśliwej.
- Gratulacje kochani. - Po wypowiedzeniu tych słów przytuliła mnie oraz ucałowała w policzek jak i również mojego narzeczonego dawno tego nie robiła w stosunku do mnie.
-Dziękujemy- uśmiechnęłam się do niej po czym po chwili odeszła.
Kolejni goście powtarzali tą czynność. Leczy gdy dotarli do nas moi biologiczni rodzice, trzymający się pod rękę było widać nie zadowolenie z strony mojego ojca. Lucy zaczęła nam gratulować, trzymając Pola z dala od Gideona. Kiedy jednak przyszła kolej na jego, uściskał dłoń mojemu ukochanego tak mocno, że ten się skrzywił. W końcu podszedł do mnie delikatnie przytulił.
- Jeśli ten guwniaż cię skrzywdzi, będzie miał ze mną do czynienia. - Szepną mi do ucha.
- Proszę cię. - Odpowiedziałam mu ironicznie w momecię kiedy się ode mnie odsuwał.
Gideon spojrzał na mnie przenikliwie.
- Pod daszkiem stali i się zabijali. Xemerius o tym wiedział i wszystkim rozpowiedział, a, że nikt nie chciał tego słuchać, zacząłem wybuchać. - Zaczął śpiewać Xemerius zwisając z żyrandola.
Zaczęłam powstrzymywać śmiech, tak jak za każdym razem kiedy słyszę jakąś anegdotkę wydobywającą się z jego ust. Brakowało mi ich.
Gideon
Gdy wszyscy już nam pogratulowali do pokoju wszedł pan Berhart z tacą pełną lempekę z winem. Każdy bierze po jednej po czym Lucy wznosi toast za jubilatki oraz za nasze zaręczyny. Upijam łyk trunku z naczynia. Po jego smaku można wywnioskować, że ten alkohol jest dwudziestoparoletni naprawdę bardzo dobry rocznik w szczególności jak na taką okazję. Nie mija minuta nim w domu roznosi się dźwięk dzwonka od drzwi. Patrze w kierunku wejścia by zobaczyć kto przyszedł. Na schodach pojawia się mój kochany braciszek. Kiedy stanął w futrynie drzwi od salonu zaczął latać wzrokiem po ludziach. Znając go szuka Lesslie. Kiedy zorientował się, że jej nie ma na urodzinach podszedł do mnie i Gwendolin.
-Hej jeszcze raz sto lat!- powiedział to z żalem oraz nutką wesołości.
-Dziękuję- odparła szatynka.
-Coś mnie ominęło?
-Nie wiele.- zaczęła dziewczyna- Tylko ciocia Glenda w prowadziła Charlotte z przyjęcia bo się załamała gdyż mój kochany narzeczony po raz trzeci mi się oświadczył. A ty czemu się spóźniłeś?
-Moje gratulację lecz było to do przewidzenia. Choć nie myślałem że ta chwila nadejdzie aż tak szybko.- Uśmiechnął się i mówił dalej- Ja miałem jeszcze jedną sprawę do załatwienia.- odparł Raphael.- Czyli od dziś mogę się do ciebie zwracać siostro?- spytał żartobliwie. Gwendolyn tylko przytaknęła z swym słodkim uśmiechem i poszła po kolejną lampkę wina. Lecz zamiast wrócić do nas dołączyła się do rozmowy swojej matki i ciotki Maddy. Po czym mój brat poszedł po coś do kuchni i już nie wróciła. Zostałem sam w pustym koncie.
Charlotta
Gdy leże w łóżku zakryta kołdrą aż po sam czubek nosa i rozpaczam. Słyszę nagłe pukanie do drzwi. Szybko wycieram łzy chusteczka po czym wysuwam się z pod przykrycia i głośno mówiąc proszę. Mam nadzieję że to Gideon lecz gdy uchylają się drzwi widzę tam jego brata trzymającego w ręku dwie szklanki a w drugiej butelkę z alkoholem pod pachą trzyma butelkę z coca cola.
-Wszystkiego najlepszego!- uśmiecha się do mnie ciepło lecz w jego oczach widać rozpacz.
-Dzięki.- Chłopak usiadł koło mnie podał mi szklankę z drinkiem po czym wziął swoją i podniósł ją w górę.
-Twoje zdrowie Charlotte- po wypowiedzeniu tych słów wypił połowę zawartości z szklanki a ja zrobiłam to samo.
-Czemu nie siedzisz na dole z zakochaną parą...- Nie wierzę że te słowa przeszły mi przez gardło- ...i z swą dziewczyną?- Jestem ciekawa co się stało bo rzadko co się rozstawali na takich przyjęciach. Zawsze Lesli kurczowo trzymała się Raphaela a teraz on siedzi przygnębiony zemną w moim pokoju pijąc alkohol.
-Pokłóciliśmy się- Mówi chłopak z smutkiem oraz rozpaczą- A ty czemu nie świętujesz urodzin na dole tylko siedzisz tutaj?- Spytał przygnębiony.
-Znasz dobrze odpowiedź na to pytanie- Wyszeptałam po czym wzięłam kolejny łyk z szklanki. Kiedy siedzimy i rozmawiamy o życiu czas na szybko upływa wraz z butelkom alkoholu. Nagle Raphael wstaje i bierze trzy niewielkie wiklinowe ozdobę kulki.
-Wiesz że umiem żonglować?
-Nie- odpowiadam. Po czym chłopak próbuje zacząć swój pokaz lecz coś mu się nie udaje.- Właśnie widzę jak potrafisz.-I zaczęłam się śmiać.
-Taka mądra to sama spróbuj!- Chwycił mnie za ręce i pociągnął. Upadliśmy na podłogę gdyż nie potrafiliśmy zachować równowagi. Kiedy się podnosiłam zauważyłam jego piękne brązowe oczy. Nagle coś mnie opętało i zaczęłam go całować.
28 lutego 2015
Rozdział 7
Gwendolyn
Kiedy się już wyszykowałam i przywitałam, ze wszystkimi gośćmi wyszłam do ogrodu. Lucy obiecała mnie kryć przed Lady Aristą. Zaczęłam spacerować między roślinami, rozmyślając o wszystkim i robiąc się przez to z każdą chwilą smutnawa. Czułam w środku, że czegoś mi tak naprawdę brakuje.
- A czy twój książę z bajki nie powinien cię teraz pocieszać? - Podniosłam wzrok i ujrzałam Xemeriusa. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, lecz mój gargulec jest cały spochmurniały.
- Xemerius! – Pisnęłam z radością. Ale po chwili ją odgoniłam, widząc jego narastający smutek. – Co się stało? Gdzie byłeś przez ten czas?
Gargulec piskliwie westchnął i spojrzał na mnie.
- Cóż kopciuszku, moja wybranka serca mnie opuściła. Stwierdziła, że zadumo pożeram kotów. –
Wybuchnęłam śmiechem.
- Czyli przerzuciłeś się na koty. – Stwierdziłam. – I teraz sobie tylko wyobrazić co by było z kotem, jak bym ci go kupiła?
Gideon
W progu drzwi posiadłości Montrosse zastałem Lucy. Kobieta ma na sobie czerwoną sukienkę przed kolano z paskiem okalającym ją w pasie i czarne czółenka. Nadgarstek zdobi czarna bransoletka ze złotą zawieszką w kształcie serca. Wszystko dopełnia czarna kopertówka wysadzana małymi złotymi ćwiekami. Włosy ma fikuśnie spięte z tyłu. Cały strój jest dość szykowny.
- Pani Bernhard. – Musnąłem dłoń kobiety. – Miło mi panią ponownie widzieć.
- Witaj Gideonie. Wszyscy już czekają. – Kobieta wpuściła mnie do środka.
W spiąłem się po schodach prowadzących do salonu. W progu drzwi prowadzących do pokoju Charlotte podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
- Fajnie, że już jesteś. - Odparła Charlotte przepełniona radością. – Zaraz kroimy tort. – Pisnęła.
Rudowłosa jest ubrana w różową sukienkę z koronki, czarne sandałki na obcasie i kolczyki w kształcie serca. Wszystko dopełnia czarna torebeczka.
- Też się cieszę. Wszystkiego najlepszego. – Pocałowałem przyjaciółkę w policzek.
Zacząłem się rozglądać za drugą jubilatką, lecz nigdzie jej nie mogłem znaleźć.Przeszukałem chyba cały dom włącznie z dachem. Kiedy wróciłem na dół, ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłem się z nadzieją, że ujrzę ukochaną. Myliłem się, za mną stała Lucy.
- Gideonie, czy wszystko w porządku? – Zapytała melodyjnym głosem.
- Szukam Gwenny. Nigdzie nie mogę jej znaleźć. – Uśmiechnęła się delikatnie.
- Spróbuj w ogrodzie. – Uśmiechnąłem się do kobiety i ruszyłem za jej radą.
Na dworze ujrzałem szatynkę spacerującą. Nagle wybuchnęła śmiechem.
- Czyli przerzuciłeś się na koty. – Stwierdziłam. – I teraz sobie tylko wyobrazić co by było z kotem, jak bym ci go kupiła?
Zmarszczyłem czoło. Na pierwszy rzut oka stwierdziłem, że gada do siebie, ale po chwili skapnąłem się, że wróciła jej zguba. Xemerius. Ten gargulec to dar, a zarazem przekleństwo. Zawsze jest wszędzie a Gwenny wie zazwyczaj o wszystkim nim zdążę jej cokolwiek powiedzieć. Dziewczyna skinęła głową i odwróciła się do mnie przodem. Jedyne co przychodzi mi do głowy to WOW! Wygląda niesamowicie. Ma na sobie czarno kremową sukienkę bez ramiączek. Dłuższą z tyłu a krótszą z przodu. Do tego czarne czółenka. Zdobi ją czarno srebrna biżuteria. Jej włosy są specjalnie lekko odgarnięte do tyłu. Oczy ma pomalowane ciemnymi cieniami a usta zdobi różowo kremowa pomadka. Cały efekt jest zniewalający. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i podeszła.
- Kochanie zamknij buzię. – Powiedziała, dotykając mojej brody.Wykonałem polecenie dziewczyny i przysiągłem ją do siebie.
- Wszystkiego najlepszego. Osiemnastka co? – Wyszeptałem, po czym pocałowałem Gwendolyn.
Charlotta
- Gdzie Gwendolyn? – Lady Arista zaczyna się niecierpliwić.
- Nie mam pojęcia, niedawno ją widziałam. – Zaczęłam się rozglądać za nieznośną kuzynką.
Do czego ona nam jest w ogóle potrzebna? Mój wzrok zatrzymał się na oknie z widokiem na ogród. Krew zaczęła się we mnie gotować. My tu na nią czekamy z tortem, a ta obściskują się na dworze. Biedny Gideon. Musi ją znosić. Tylko nie rozumiem, czemu wybrał ją, a nie mnie. Przecież mam wszystko, co pociąga chłopaków, a on woli tą…
- Charlotte. – Usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam się przodem do niego i ujrzałam Paula. – Wszystkiego najlepszego. –Pocałował mnie w polo liczek. – Wiesz gdzie znajdę swoją córkę. –
Przewróciłam oczami, po czym pokazałam brodą na ogród.
Zakładam, że gdybym miała ten gen, Gideon nie zwróciłby na nią uwagi. Co ja gadam. Przecież by tak było. Przeniosłam wzrok na Pola i dostrzegłam, że napiął wszystkie mięśnie.
- W porządku? - Nic nie odpowiedział.
Odwrócił się i ruszył w stronę Lucy. Zaczął coś do niej mówić a ta nagminnie go uspokajać.
Gwendolyn
Po pokrojeniu tortu podeszłam do ojca. Odkąd wróciłam z Gideonem z ogrodu cały czas czuję na sobie jego spojrzenie. Podeszłam do mężczyzny nie pewnym krokiem.
- Wszystko w porządku? – Zaniepokoiłam się.
- Owszem. A czemu pytasz? – Wzruszyłam ramionami.
Po krótkiej chwili Lucy do nas podeszła i mocno mnie przytuliła.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. – Uśmiechnęłam się do kobiety. – Słyszałam od Madame Rossini, że Gideon nareszcie uległ jej czarowi. – Zaśmiałam się. Lucy naprawdę dobrze naśladuję Madame Rossini.
- Można tak powiedzieć. Chociaż nie chce mi się w to wierzyć, a sama widziałam.
- Podobnie kiedyś było z Paulem. Myślę, że wszyscy de Villiers mają to w sobie. – Obie zachichotałyśmy, widząc udawaną, arogancką minę Paula.
Gideon
Miło było popatrzeć na Gwenny śmiejącej się razem z Lucy. Muszę przyznać, że mój drogi kuzyn z takimi minami spokojnie mógłby występować w kabarecie. Dlaczego Gwendolin ciągle odmawia?
- O czym tak myślisz. – Gwenny szepnęła mi do ucha, stojąc za moimi plecami. Odwróciłem się do niej przodem i zadziornie uśmiechnąłem. Teraz albo już nigdy. Pomyślałem.
Ukląkłem przed nią, na jedno kolano trzymając jej dłoń. Poczułem jak wszystkich spojrzenia, kierują się na nas, a raczej na mnie.
- Gwenny. – Wziąłem głęboki oddech. – Zadaje ci to pytanie po raz trzeci. – Dziewczyna się uśmiechnęła. – Wyjdź za mnie. – Spojrzałem jej prosto w oczy. Usłyszałem za plecami, jak coś się tłucze.
- Gideonie. – Szepnęła. – Już dawno się zgodziłam.
Moje serce zabiło mocniej i szybciej. Zgodziła się!!! Ale kiedy wcześniej. Puźniej będę musiał ją wypytać. Wypuściłem powietrze z płuc i nałożyłem jej pierścionek.
Charlotta
Czemu Grace musiała akurat dzisiaj rano wyjechać w sprawach biznesowych? Nic i Caroline to jakiś koszmar. W końcu miałam dość i wpuściłam do ogrodu. Ci dwoje to istny Armagedon. Wzięłam swój talerzyk z tortem, a między czasie wszyscy ucichli. Odwróciłam się przodem do wszystkich i ujrzałam Gideona klęczącego przed Gwendolyn na jednym kolanie.
Podeszłam bliżej i szok.
- Gwenny. –Na chwile przystał. Mam nadzieję, że się opamiętał. – Zadaje ci to pytanie po raz trzeci. –CO?! Wcześniej się oświadczł?!!! Dziewczyna się uśmiechnęła. – Wyjdź za mnie. – NIE to miałam być ja, na te słowa wypuściłam talerzyk z rąk.
Kilka osób spojrzało na mnie. Dostrzegłam mamę podchodzącą do mnie. Nie usłyszałam jej odpowiedzi, ale mam wielką nadzieje, że się nie zgodziła. Mama przytuliła mnie czule. W jej objęciach lekko się rozluźniłam, ale i tak nie powstrzymałam łez. Kobieta zaprowadziła mnie do pokoju.
- Mamo, dlaczego on to robi? Przecież to mnie kocha. – Szlochałam.
Ględa usiadła obok mnie i przytuliła.
- Na pewno się opamięta i zerwie zaręczyny. – Zaczęła. – Przecież widzę, jak na ciebie patrzy. – Uśmiechnęłam się lekko. - Bez dwóch zdań jeszcze będzie cię błagał, abyś go przyjęła.
I co powiecie na taki rozdział?
Mamy nadzieję, że będzie dużo komentarzy.
Sprawiacie, że chce nam się pisać. ;-D
Ps. Dziękujemy za ponad 2000 wyletnień.
24 lutego 2015
Rozdział 6
Gwendolyn
W momencie założenia ostatniego dodatku, mojej kremowej sukni sięgającej mi do kostek Madame Rossini zaczęła zachwycać się swoim dziełem. Nie, żeby inne stroje w jej wykonaniu nie były imponujące. Ale ta suknia ma coś w sobie. Może to te koronkowe wykończenia albo chodzi o jej krój. Sama już nie wiem. Uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze.
- To co? Może zdjęcie łabędzia szyjko? - Kobieta jest widocznie podekscytowana.
- Czyta mi pani w myślach.
Podaje telefon komórkowy kobiecie i pozuję do tradycyjnego, pamiątkowego zdjęcia. W momencie, kiedy kończymy do pracowni, wchodzi Gideon. Ma na sobie czarny frak i marynarkę oraz spodnie. Pantofle idealnie współgrają z całym strojem. Wszystko dopełnia śnieżno biała koszula oraz mucha. Po chwili dostrzegam, że na rękach ma czarne skażane rękawiczki, które powoli ściąga.
- Manyfic!!! Buntownik nareszcie uległ mojemu czarowi. - Madame Rossini wygląda, jag by miała, zaraz zemdleć z zachwytu, a ja powstrzymywałam wybuch śmiechu.
Brunet dostrzegł moją reakcję i zbliżył się do mnie kilka kroków z udawaną poważną miną.
- Aż tak bawię panią, panno Shepherd? – Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Cóż panie de Villiers, owszem pan mnie bawi. – Odparłam udawanym poważnym tonem.
***
W chwili, gdy Gideon zatrzymał samochód, podniosłam wzrok i ujrzałam ogromny korek ciągnący się przez kilka ulic.
- Cholera! – Warknął brunet, uderzając dłońmi w kierownicę.
Przewróciłam oczami i oparłam głowę o szybę drzwi. Nie słychać nic prócz cichego radia. W Momocie, kiedy zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka, pogłośniłam radio i zaczęłam ją śpiewać.
Gideon oderwał wzrok od ciągnącego się sznury pojazdów i przeniósł go z uśmiechem na mnie. Głęboko spojrzałam w jego błyszczące zielone oczy, a ten wyszczerzył zęby w szeroki uśmiech niewiniątka.
- Co? – Moje spojrzenie stało się przenikliwe.
- Wyjdź za mnie. – On jest głupi czy ślepy?
Pogłośniłam bardziej odtwarzacz i zaczęłam dalej śpiewać.
- I, I love you like a love song baby
I, I love you like a love song baby
I, I love you like a love song baby
***
Gideon
Odwiozłem Gwenolyn do domu i sam pojechałem do siebie, aby się przebrać w Garnitur. Siedzę w samochodzie i boję się tego, co mogę tam zastać. Po moim powrocie w mieszkaniu był istny chlew, a swojego braciszka zastałem w wannie kąpiącego się w spaghetti. Nie mam pojęcia i nie chcę wiedzieć, jak on to zrobił, ale od tamtego czasu boje się tego, co wymyśli.
Ostrożnie otwieram drzwi wejściowe i niepewnym krokiem przekraczam próg domu. Rozglądam się, w okuł i oddycham z ulgą. Wszystko jest na swoim miejscu.
- Jesteś kompletnym idiotą!!! – Znam ten głos.
Ktoś trzasnął drzwiami od pokoju Raphala. Nagle do salonu wbiegła lekko roztrzęsiona Leslie. Jej oczy i policzki są czerwone od łez. Co tu się działo? Na mój widok znieruchomiała.
- Less. Wszystko w pożarku? – Zaniepokoiłem się.
- Nic nie jest w porządku! Twój brat to skończony kretyn! – Z tarła z policzka łzy.
- Co on znów zrobił?
- Sam idź, zobacz. – Coraz bardziej szlochała. – Ale przyrzekam, że jeżeli znów go zobaczę, to gołymi rękami uduszę. – Warknęła i wybiegła z mieszkania.
Ruszyłem do pokoju brata, aby wyjaśnić tę całą sytuację. Już za drzwi słyszałem żeński głos.
- Raphaël qui est-elle? (Raphael kim ona jest!?) – Ten głos i akcent kogoś mi przypominają.
- Ne t'en fais pas. Je vais lui parler plus tard. ( Nie przejmuj się nią. Później z nią pogadam). – W co on do cholery pogrywa?!
Wpadłem do jego pokoju jak burza. Na łóżku bruneta siedzi blondynka o jasnej cerze i niebieskich oczach. Jej włosy spływają na ramiona kaskadami. Ze skądś ją znam. Zacząłem przekopywać szufladki pamięci. Emma. Była dziewczyna Raphaella. Rozstali się w dnu jego wyjazdu z Francji.
Oboje przenieśli wzrok na mnie.
- To nie tak jak myślisz! – Zareagował, automatycznie wstając.
- Honey ce qui se passe? (Skarbie, o co tu chodzi?) – Raphael spiorunował dziewczynę wzrokiem.
Podchodzę do nich bliżej. Jestem wściekły jak nigdy na brata. Próbuję powstrzymać wybuch i zachować zdrowy rozsądek.
- To z łaski swojej mi wyjaśnij. - Mój głos stał się chłodny.
Brat wziął głęboki oddech, podszedł do mnie, chwycił za nadgarstek i ruszyliśmy do salonu.
- Chodzi o to, że … - Do pokoju weszła francuska, a chłopak zaczął swój monolog, tłumacząc całą sytuację. Zjawiła się pod drzwiami jakiś czas temu z nadzieją, że ponownie będą razem mimo takiej odległości, nie chciała przyjąć do wiadomości, że nie są już parą i błagać go o to, żeby do niej wrócił.
Ciężko mi uwierzyć w tę całą historię. Nie rozumiem, po co ona przeleciała taki kawał drogi tylko po to, żeby Raphael do niej wrócił. To nie ma najmniejszego sensu.
Mamy nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Kolejny rozdział jest już gotowy, więc spodziewajcie się go o każdej porze dnia i nocy. ; -D
Zachęcamy do komentowania i życzymy udanego tygodnia. <3
23 lutego 2015
Waszym zdaniem i co myślicie.
To okładka naszej wersji dalszych przygód Gideona i Gwendolyn. Została stworzona przez Nikole.
Jak wam się podoba?
Chciałybyśmy, abyście napisali, do czego może nawiązywać tytuł i o co chodzi z tym kluczem. Całą historie mamy już od dawna zaplanowaną. Każde wydarzenie po kolei. Gorzej z przełożeniem tego na papier. Mało czasu. Tak dla waszej informacji, kolejny rozdział już kończymy i powinien się ukazać niebawem, ale żeby się tak stało, prosimy o co najmniej PIĘĆ odpowiedzi.
Jak wam się podoba?
Chciałybyśmy, abyście napisali, do czego może nawiązywać tytuł i o co chodzi z tym kluczem. Całą historie mamy już od dawna zaplanowaną. Każde wydarzenie po kolei. Gorzej z przełożeniem tego na papier. Mało czasu. Tak dla waszej informacji, kolejny rozdział już kończymy i powinien się ukazać niebawem, ale żeby się tak stało, prosimy o co najmniej PIĘĆ odpowiedzi.
26 stycznia 2015
LIBSTER AWARD
WOW!!! Chcemy podziękować Darina989 (http://supernaturaldeanmariecastiel.blogspot.com/) za nominację do
LIBSTER AWARD! Naprawdę marzyłyśmy o tym, ale nie sądziłyśmy, że to się spełni. Po prostu brak nam słów.
Jak by ktoś nie wiedział: Nominacje są otrzymywane od innych blogerów, za „dobrą robotę". Jest dla blogerów o mniejszej liczbie obserwatorów. Należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała, dalej ty nominujesz 11 osób, oczywiście informujesz ich o tym oraz zadajesz 11 pytań. Nie nominujemy bloga osoby, która cię nominowała.
Pytania od Daria989:
1. Kiedy postanowiłeś/łaś założyć bloga?
- W momencie, kiedy stwierdziłyśmy, że historia jest niedokończona i mamy pomysły na ciąg dalszy.
2. Miejsce, do którego często wracasz? Dlaczego akurat tam?
- Do szkoły, gdyż musimy.
3. Co ostatnio czytałeś/łaś?
- Selekcję.
- trylogię cieni.
4. Cytat, motto, którym często się kierujesz w życiu?
- „Wszystko przemijać bardzo powili i to, co cieszy i to, co boli wszystko przemija jak przeznaczenie a pozostaje tylko wspomnienie”
- „carpe diem”
5. Twoja pasja to?
- Pisanie
6. W zimne wieczoru jak spędzasz swój wolny czas?
- Czytam książkę.
7. Ulubiona liczba?
- 13
8. Co sądzisz o pójściu sześciolatków do szkoły?
- Że to jest nie normalne.
9. Twoja pięta Achillesowa?
- Fizyka
10. Ulubiony superbohater i dlaczego akurat ten?
- Wszyscy bohaterów marvela, bo są super. ; -D
11. Przyjaciel dla Ciebie jaki powinien być?
- Powinien być sobą, wspierać w trudnych chwilach i zawsze dotrzymywać naszych sekretów.
Nasze nominacje:
- Miłość poza czasem
- Trylogia czasu
- Dary Anioła - ,,Miłość czyni nas kłamcami"
- Za Zakrętem
- Miłość nie określa się moralnością, czy też nie, miłość po prostu jest-Dary Anioła
- Dary Anioła - zakazana miłość
- Igrzyska z nieco innej strony
Nasze pytania:
- Co cię skłoniło do założenia bloga?
- Dlaczego wybrałaś/łeś akurat tę tematykę do opisania w opowiadaniach?
- Jakie są twoje ulubione książki?
- Jakie są twoje ulubione filmy?
- Co wybierasz: film, dobra książka czy ploteczki?
- Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Jakie jest twoje ulubione zwierzę?
- Jaka jest twoja pasja?
- Czym kierujesz się w życiu?
- Jakie masz marzenie i czy dążysz do jego spełnienia?
- Co ostatnio czytałaś/łeś?
Nominacja została nam przydzielona na poprzedniej wersji bloga. LINK
Blog kilka dni temu został przeniesiony na tę stronę. ;-D
24 stycznia 2015
Rozdział 5
Gideon
Budzę się, wcześnie rano, od razu przypomina mi się wczorajszy wieczór. Był dość zabawny. Leslie faktycznie była strasznie wściekła na Raphael. Chłopak chyba pół nocy błagał ją o przebaczenie. Tylko słuchałem i próbowałem powstrzymać śmiech. Powoli wyślizguję się z łóżka, tak aby nie obudzić Gwenny. Idę do łazienki wykonuję toaletę poranną i szybko ubieram się w czarny T-shirt, dżinsy i dla odmiany tenisówki.
Ruszam do salonu, gdzie już czeka mój brat z Leslie. Spoglądam na nich, wyczekując odpowiedzi.
- Mamy wszystko. – Raphael robi minę szalonego doktorka. Czasem jest to dosyć przerażające.
- Świetnie. Dzięki.
Leslie podchodzi do mnie z chytrym uśmieszkiem. Muszę przyznać, przez ostatni czas polubiłem ją znacznie bardziej. Nie, żebym wcześniej miał coś przeciwko niej. Co do tego to nie.
- Jakieś plany poza tym? – Dopytuje się.
- Może, ale pary z ust nie puszczę. – Mierzy mnie tym swoim lisim wzrokiem od stóp do głów. Zaczynam czuć się nie komfortowo.
- Ej! – Raphael oburzył się. – Jeśli ja ci już nie wystarczam, to powiedz. Wystarczy tylko słówko, ale to nie powód, aby na moich oczach zarywać do mojego własnego brata. - Warknął z ogromna ironią.
Dziewczyna przewróciła oczami i podeszła do niego. Cmoknęła go w policzek, a ten wyszczerzył wszystkie osiem zębów.
Gwendolyn
Rozległ się donośny krzyk z drugiego końca sali. Chcę dowiedzieć się kto, wydaje takie hałas. Nikogo nie ma poza mną, przerażona Wybiegłam długi na korytarz, który wydaje się nie mieć końca. Ściany są złote, dokładnie w tym samym odcieniu co moja suknia z długim wijącym się trenem. Za każdym razem, kiedy spoglądam na ścianę, pokazuje się lustro zupełnie inne od poprzedniego, zamiast mojego odbicia pokazuje się postać Hrabiego. Zaczynam szukać wyjścia. Błądzę tak przez jakiś czas, po tym strasznym budynku. Gdy docieram do celu, strasznie się cieszę. Chcę pociągnąć za złotą klamkę, gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę. W pierwszym momencie myślałam, że to Gideon i obróciłam się, aby go przytulić i poczuć się bezpieczni, lecz ujrzałam Hrabiego de Sajm German. Jego twarz była blada i postarzała a usta ma sine, lecz oczy się nie zmieniły, są przesiąknięte nienawiścią bezpośrednio skierowaną do mnie. Gdy chciałam uciec, on mnie zaczął dusić. Zaczęłam się szarpać z nadzieją, że to jakoś mi pomoże.
- Szatanie! – Warknął. - Twoje działania są bezcelowe. - Powiedział to z takim wyrafinowaniem. Nie mam pojęcia, jak to robi w takich sytuacjach.
- Puść mnie…- Ledwo wydyszałam. Zaczęły ogarniać mnie zimne poty.
- Chce, że byś wiedziała, że nie dam ci spokoju, dopóki nie będziesz leżeć zakopana w ziemi taka zimna, blada, sztywna. Dopóki robaki nie zjedzą ostatniego kawałku twojego ciała i twojego dziecka!!!
Dziecka? Ale ja nie mam dziecka! Ja nie jestem i nie byłam w ciąży! O co temu facetowi chodzi.
***
Nagle usłyszałam dźwięk budzika w telefonie, otworzyłam oczy i znalazłam się w pokoju Gideona. Jestem cała mokra od potu, a ręce drżą mi ze strachu. Po chwili uspokoiłam się, ale cały czas w głowie słyszę słowa Hrabiego.
- Chce, że byś wiedziała, że nie dam ci spokoju, dopóki nie będziesz leżeć zakopana w ziemi taka zimna, blada, sztywna. Dopóki robaki nie zjedzą ostatniego kawałku twojego ciała i twojego dziecka!!!
W końcu wstaję z łóżka i podchodzę do półki z moimi rzeczami. Nagle do pokoju wpada Raphael, nucąc coś radosnego pod nosem.
- Dzieńdoberek, przyszła bratowo! – Chłopak jest dziwnie wesolutki.
- Hej. – Spoglądam na niego niepewnie. Chłopak ma na sobie czarny T-shirt, rozpiętą koszulę w kratę i czarne dżinsy a włosy są w nieładzie. - Co ty taki wesolutki? - Jestem strasznie ciekawa, co sprawiało mu taką radość.
- Jak się ogarniesz, proszę, przyjdź do kuchni. – Wyszczerzył zęby w uśmiech.
- Dobraaa. – Bąknęłam niepewnie. Co oni kombinują?- Tylko się przebiorę.Po chwili wzięłam rzeczy na zmianę i poszłam do łazienki, wykonałam poranną toaletę i ubrałam się w jasne dżinsy, jasnoróżową bokserkę i szary sweter, który jest krótszy z przodu a do tego zakładam białe converse.
Idąc do salonu, nie wiem czego, mogę się spodziewać. Na wejściu do pomieszczenia stoi Leslie. Uśmiecha się do mnie dosyć tajemniczo. Teraz jestem pewna, że coś się kroi.
- Gwenny! – Podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
- Hej. – ledwo wydusiłam. – Co tu robisz? – Dziewczyna mnie puściła i zasłoniła oczy. Zignorowała moje pytanie.
Lekko pchnęła mnie do przodu i zaczęła prowadzić. Kilka razy o mało co nie wpadłam na stolik lub krzesło. Przypomniały mi się pierwsze dni w Temple, kiedy Gideon prowadził mnie do sali z chronografem, a ja miałam zasłonięte oczy chustą.
Nagle mnie puściła. Kiedy na stole zauważyłam niewielki tort ze świeczkami, przypomniało mi się, że dziś mam urodziny przez tę całą sytuację półrocznego wyjazdu i powrotu Lucie oraz Paula do XXI w. zupełnie o nich zapomniałam. W moich oczach pojawiły się łzy. Bardzo się cieszę, że ma tak wspaniałych przyjaciół wraz z chłopakiem. Gdy skończyli śpiewać Podeszli do mnie z tortem.
- Pomyśl życzenie. – Nakazuje Gideon. Zamykam oczy i intensywnie myślę. Czego mogę sobie zażyczyć? Już wiem!
Spoglądam na przyjaciół i się uśmiecham.
- Życzę sobie właśnie tego. – Mój głos wydaje się słodki. Gideon, odwzajemnia uśmiech, a ja zdmuchuje świeczki. Wszystkie osiemnaście.
Po moim policzku spłynęło kilka łez szczęścia. To zdecydowanie najlepsze urodziny w życiu. Gdy Gideon, zobaczył jak łzy, spływają po moich policzkach, od razu podszedł do mnie, starł kciukiem łzy, pocałował w policzek i mocno przytulił. Po chwile pozostała dwójka się do nas przyłączyła. Normalnie zaraz mnie uduszą.
- Dobra już dosyć. Już mi brakuje tchu. - lecz nikt się tym nie przejął i ściskają mnie nadal, przez, co po chwili przypomniał mi się sen. Znów poczułam ten strach, który przesiąknął minie. Żołądek zaczął wariować a serce walić jak oszalałe.
Zanim się odsunęli, musiała minąć cała wieczność. Dopiero teraz, mogłam nabrać powietrza. Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco lub z troską, którą da się wyczuć na kilometr. Uśmiechnęłam się do nich blado. Moja najlepsza przyjaciółka pociągnęła mnie na kanapę, na której usiadłam po turecku. Sekundę później zorientowałam się, że chłopcy gdzieś zniknęli.
- Co się stało? – Troska Leslie o mnie, czasami przebija Gideona. Chociaż ciężko w to uwierzyć, taka jest. Moja przyjaciółka jest porywcza i worgule, ale traktują ją, jak siostrę. Czasami czuję, że ową jest. Praktycznie całe życie ją znam. Pamiętam, jak byłyśmy malutkie i bawiłyśmy się z Lucasem w salonie. Wtedy było naprawdę fajnie i żyło się tak beztrosko. Żadnych podróży w czasie, osób czekających na twoją zgubę itd. Przyjaciółka chwyciła mnie za dłonie i leciutko ścisnęła, dodając tym otuchy.
- Nic takiego, po prostu śnił mi się koszmar, ale już nie ważne. To są najlepsze urodziny w życiu. – Mówię trochę tym wszystkim przejęta i przytulam przyjaciółkę.
Gideon
Pociągnąłem brata do kuchni. Dziewczyny o czymś gadają na kanapie a ja mam zamiar dowiedzieć się czegoś od Raphaela. Chociaż… bardziej martwię się Gwenny. Wydaje się przygnębiona. Ciekawe co ją tak trapi.
- Stary powrót na ziemię. – Raphael zaczął machać ręką przed moją twarzą.
Chwyciłem jego nadgarstek i przekręciłem tak, że jest teraz unieruchomiony.
- Następnym razem będzie bolało. – Uprzedziłem brata, śmiejąc się.
- Sadysto puść mnie. – Warknął na mnie.
Z chęcią wykonuję jego polecenie. Chłopak ląduje na ziemi i pociera nadgarstek, aby ukoić ból. Wyciągam z zamrażalnika lód i rzucam go bratu. Raphael przykłada woreczek do czerwonego i lekko spuchniętego miejsca.
***
Kidy wchodzimy do salonu, dziewczyny od razu spoglądają na nas. Leslie rozszerza oczy i podchodzi do swojego chłopaka. Siadam obok Gwendolin a ta opiera swoją głowę o moje ramię. Przyciągam ją bliżej do siebie.
- Co zrobiłeś Raphaelowi? – Odzywa się pierwsza, wpatrując w parę, która usiadła przy blacie śniadaniowym.
- Nic. – Zaczynam jak niewiniątko. Gwen spogląda na mnie z groźną miną. – Sam zaczął. – Tłumaczę się. Szatynka zaczęła kręcić głową.
Gwendolyn
Kiedy Gideon, ustawił Chronograf na odpowiednią datę, przenieśliśmy się w czasie. Nie chciał zdradzić, który to rok. Wydaje się zamyślony, tajemniczy i zdenerwowany. O co chodzi? Co się z nim dzieje? Wylądowaliśmy tam gdzie zawsze, w pomieszczeniu z zieloną sofą. Chłopak pociągnął mnie na drugi koniec budynku.
Wchodzimy spiralnymi schodami, chyba wspinamy się na jakąś wieżyczkę. Brunet jest dość cichy, przez całą drogę nie odezwał się ani słowem. Nagle dotarliśmy przed jakieś mahoniowe drzwi. Gideon, pociąga mnie do środka. Moim oczom, ukazuje się okrągłe pomieszczenie z białymi ścianami. Na środku stoi stuł z nakryciem dla trzech osób. O co w tym wszystkim chodzi? Nagle wyłania się jakaś postać. Po chwili orientuje się, że to mój dziadek Lucas.
- Moja droga Gwendolyn. Jak dobrze znów cię widzieć. – Wyciąga w moim kierunku dłonie.
Podchodzę do mężczyzny i się do niego przytulam. Czuję na plecach spojrzenie Gideona nie muszę na niego spoglądać, aby wiedzieć, że się uśmiecha. W ramionach dziadka czuję się jak kiedyś. Bezpiecznie, beztrosko i jak dziecko.
***
Siedzimy przy stole i rozmawiamy. Dużo ciekawych i zabawnych rzeczy, dowiedziałam się o Lucasie. Na przykład to, że zawsze udaje, że je zapiekankę Lady Aristy a tak naprawdę, gdy nie widzi, daje ją psu. Nie dziwię się mu. Sama podobnie robię lub wymiguje się przed jej konsumowaniem.
Pogawędka mija w najlepsze. Nagle Gideon, lekko odchrząkuje. Spoglądamy na niego. Kątem oka widzę jak mężczyzna, lekko się uśmiecha i kiwa chłopakowi głową. Ludzie czemu cały dzień każdy coś knuje?! Podróżnik wstaje z miejsca i ujmuje moją dłoń. Zaczynam mu się uważnie przyglądać. Nie wierzę!!! Chłopak ukląkł na jedno kolano. Nabiera powietrza.
- Gwendoyin… - Wpatruję się w niego oniemiała. Bierze głęboki oddech. - Chcę, abyś wiedziała, że kocham cię całym swoim sercem… Po prostu nie wyobrażam sobie już życia bez ciebie. – Zaczyna czegoś szukać po kieszeniach. Wyciąga małe, kwadratowe, bordowe pudełeczko i je otwiera. Moim oczom, ukazuje się złoty pierścionek z rubinem pośrodku. Kamień otacza cała masa diamentów, jest ich chyba dwanaście. Moje serce przyspiesza, zaczynam się bać jego dalszych słów. - Proszę cię, a nawet błagam. Wyjdź za mnie.
Mamy ogromną nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Zauważcie, że jest dłuższy niż zwykle. Zachęcamy do komentowania. :-D
PS. Są nowe rozdziały na moich pozostałych blogach. ( Łowczyni, paulina patrycja( jak kto woli))
- Dary Anioła — Inna Historia: LINK
- Dary anioła - opowiadania: LINK
Rozdział 4
Gwendolyn
Od jakiegoś czasu rozmawialiśmy, kiedy nagle do pokoju wparowały Lady Arista wraz z ciotką Glendą i Charlottą. Wszystkie trzy stanęły jak wryte. Zaczęły nam się uważnie przyglądać. Po chwili Grace zabrała głos.
- Mamo, chyba pamiętasz Lucy i Paula? – Kobiety rozszerzyły oczy.
Po chwili usiadły i nie mogły oderwać wzroku od moich rodziców. Lady Arista przeniosła spojrzenie z Paula na mnie i z powrotem - kilka razy.
- Co tu się dzieje? – Zabrała głos. Wydawała się być w szoku. Już wiem, że domyśliła się prawdy!
Ja, Gideon, Lucy, Paul i Grace spojrzeliśmy na nią. Nikt nic nie mówił. Popatrzyłam na przybraną matkę, która wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić:
- Widzisz, mamo, chodzi o to, że Gwendolyn jest córką Lucy i Paula. – Kobiety spojrzały na nią z niedowierzaniem. Mama opowiedziała im całą historię o tym, jak udawała ciążę, aby kryć młodą parę, o akcie urodzenia i o tym, że o wszystkim wiedział Lucas i to był ich wspólny plan.
Minęło kilka chwil, nim ktoś się odezwał, a tym kimś oczywiście musiała być moja droga kuzynka, która przyglądała mi się z błyskiem w oku i złośliwym uśmieszkiem.
- Czyli Gwen jest córką Lucy i Paula... A Paul jest kuzynem Gideona... – Zaczęła z przekonaniem. – To w takim razie, czy to nie będzie kazirodztwo? – Wszyscy spojrzeliśmy na nią z niedowierzaniem. Poczułam jak mięśnie, mojego chłopaka się napinają.
- Charlotto! – Podniosła głos ciotka Glenda. Dziewczyna przewróciła oczami i mówiła dalej.
- W każdym razie, skoro Paul i Gideon są spokrewnieni, to oni są kuzynostwem. Nie powinni się spotykać. – Zapadła długa i niezręczna cisza. Rudowłosa bez przerwy spogląda na mnie i się uśmiecha z zadowoleniem.
Po kilku chwilach odezwał się Paul.
- To zależy. Gideon jest moim kuzynem trzeciego lub czwartego stopnia. Ja pochodzę od jednego bliźniaka (Timothy de Villiers), a Gideon od drugiego (Jonathan de Villiers). Można powiedzieć siódmy kisiel po wodzie.
Nagle wszyscy wybuchli śmiechem. Mój biologiczny ojciec nie wiedział z jakiego powodu.
- Paul SIÓDMA WODA PO KISIELU. – Szybko rzuciłam rozbawiona. Kiedy zrozumiał swój błąd, dołączył do nas.
Gideon objął mnie mocniej, a ja rozluźniłam się w jego ramionach. Widząc to Charlotte zrobiła się jeszcze bardziej bezczelna i wyszła z hukiem. Mało się tym przejęłam.
Szczerze, cieszę się, że Lucy i Paul wrócili do XXI wieku. Teraz mam przy sobie osoby, które kocham a oni, kochają mnie.
***
Gdy nadeszła późna godzina w pokoju zostałam tylko ja, Gideon i moi biologiczni rodzice. Paul zaczął się wypytywać o nasz związek. Odpowiedzi były szybkie i wymigujące. Gdy rozmowa się zakończyła, wstałam wraz z Gideonem i zaczęliśmy iść do wyjścia. Po czym starszy de Villiers rzekł:
- A gdzie ty się wybierasz, moja panno? – Rozległ się dźwięk donośnego głosu Paula.
Odwróciłam się do ojca i zobaczyłam go, obejmującego Lucy. Oboje wpatrywali się we mnie i Gideona. Nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się do niego słodko.
- Sprzeciw! Zostajesz w domu!- Zaprotestował zdenerwowany.
- Daj im spokój, obydwoje są rozsądni i już prawie dorośli. – Do rozmowy dołączyła Lucy. Jej głos był taki delikatny... – My sami nie byliśmy lepsi. -
- Wiesz, nie chcę by sytuacja, się powtórzyła- odparł Paul.
Gideon spojrzał na mnie z zadziornym uśmieszkiem. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, jednak powstrzymałam się.
- Spokojnie możemy cię zapewnić, że do niczego nie dojdzie. Tym bardziej przecież mieszkam jeszcze z bratem, który poza obijaniem się niczego innego nie robi. – Uspokoił go Gideon, po czym dostaliśmy zgodę. Poszłam na górę, wzięłam ze sobą parę rzeczy i włożyłam płaszcz. Jeszcze raz pożegnałam się z rodzicami i wzięłam torbę.
Gideon
Kiedy dotarliśmy do domu, zastaliśmy w nim Raphaela wraz z Leslie oglądających jakieś romansidło. Gdy mój brat nas zobaczył, zaczął ruszać wargami. Dobrze wiedziałem, że wzywa pomocy, ale nieładnie jest przerywać. Wziąłem moją dziewczynę za rękę i zaciągnąłem ją do pokoju. Gwenny zaczęła się rozpakowywać, kiedy już skończyła, usiadła obok mnie na łóżku. Objąłem ją ramieniem, a ona wtuliła się we mnie. Po chwili do pokoju weszła dziewczyna mojego brata. Usiadła na krześle, spojrzała się na nas i zaczęła zadawać pytania. Gwen opowiedziała jej, co się stało, po czym przypomniało mi się, że oglądali film. Byłem ciekawy jak to zniósł Raphael.
- I jak tam film ? – Po prostu musiałem wiedzieć.
- Zrobiliśmy przerwę, bo komuś się zachciało do toalety i coś długo w niej siedzi. – Wydawała się trochę zła. – Wiecie co, idę do kuchni zrobić coś do jedzenia. Gwendolyn idziesz ze mną?
- Jasne. – Szepnęła z uśmiechem i zostawiła mnie samego.
Z jękiem położyłem się na plecach na łóżku i zasłoniłem oczy dłońmi. Po upłynięciu niecałych pięciu minut do pokoju wpadł jak burza Raphael. Chłopak zaczął przeglądać mój pokój.
- Co robisz ? – Zapytałem z ciekawością. Chłopak spogląda na mnie, jak na idiotę.
- Szukam kryjówki. Masz trochę miejsca szafie? – W jego głosie słychać mnóstwo nadziei.
- Nie! – Wstałem gwałtownie - Lepiej idź i dokończ ten film. Leslie jest na maksa wkurzona.
- Ale ty nawet nie wiesz jakie to katusze! – Młody był naprawdę przygnębiony. – Błagam, ratuj!
- Leslie!!! – Raphael uderzył mnie poduszką. Czułem się jak mała dziewczynka. - Twój chłopak czeka na ciebie w pokoju!!!
- Dziękuję ci bardzo! – Chłopak warknął na mnie.
Mamy ogromną nadzieje, że rozdział wam się spodobał. Zachęcamy do komentowania. ; -D
Subskrybuj:
Posty (Atom)